Amelie Nothomb otrzymuje kilkadziesiąt listów dziennie. Nic dziwnego – jest w końcu znaną i szanowaną na całym świecie pisarką, a w swoim dorobku ma ponad 60 książek. Krótkich, bo krótkich, ale wartościowych. Swoją najnowszą książkę - „Pewna forma życia” – Nothomb poświęciła człowiekowi, który zasypywał ją listami.
Droga Amelie Nothomb!
Jestem szeregowym w armii amerykańskiej, nazywam się Melvin Mapple, może mi Pani mówić Mel. Stacjonuję w Bagdadzie od ponad sześciu lat, od samego początku tej pieprzonej wojny. Piszę do Pani, bo cierpię jak pies. Potrzebuję trochę zrozumienia, a wiem, że Pani mnie zrozumie”.
Melvin to amerykański żołnierz stacjonujący w Iraku. Jako młody chłopak opuścił rodzinny dom, by poznać smak samodzielnego życia. Melvin spróbował żyć jak Kerouac i Bukowski, ale nie miał w sobie samozaparcia niezbędnego do sprostania udrękom takiego życia. Nie potrafił się stoczyć godnie i świadomie. Został bezdomnym. Bez klasy, bez forsy. Co w takiej sytuacji robić? Odpowiedź jest prosta: wstąpić w szeregi armii amerykańskiej. I Melvin do armii wstąpił…
Chwilę później wybucha wojna w Iraku - i Melvin do Iraku jedzie. Na miejscu bierze udział w wielu misjach, które odbijają się negatywnie na jego psychice. Cierpiący Melvin wpada w szpony nałogu - jego narkotykiem staje się… jedzenie. A że jedzenia w wojskowej kantynie nie brakowało – Melvin w ciągu sześciu lat służby przybrał na wadze 130 kilogramów. To był sposób Melvina na przetrwanie. To była jego reakcja na wojnę. To był bunt - jego i wielu jemu podobnych żołnierzy. „Pewna forma życia” to jego spowiedź.
Melvin jadł po to, żeby tyć. Jeszcze bardziej i jeszcze więcej. Doszedł do munduru w rozmiarze XXXXXXL - i poprosił dowódcę, by – w ramach oszczędności - armia uszyła mu uniform ze streczem. - Strecz to zaprzeczenie bojowego ducha - odparł dowódca. Melvin zebrał więc grupę osób, które tak jak on potrzebowały coraz większych mundurów. W każdym liście do Nothomb udowadniał, że on i jego koledzy-olbrzymi są dyskryminowani. Że wojna jest okrutna. Że kiedy wróci do kraju zamiast zostać bohaterem – będzie dla swoich rodaków pasożytem, który przeżerał państwowe pieniądze, podczas gdy inni dzielni chłopcy walczyli o wolność.
Rozpacz Melvina stała się inspiracją dla Amelie. Pisarka zasugerowała mu, by ze swojego ciała i ze swojej choroby uczynił awangardowe dzieło sztuki. Innymi słowy - by jadł jeszcze więcej i tył jeszcze bardziej, a wszystko skrzętnie dokumentował notatkami i zdjęciami. Amelie rozpoczęła z Melvinem specyficzną grę. Ze zniecierpliwieniem oczekiwała jego listów. Jego historia wzbudziła w niej najgorsze instynkty. Chciała kontrolować sytuację. Melvin pisze:
Teraz, dzięki Pani, ważąc się co rano, jestem wesoły; jeszcze nie zdarzyło się, żebym nie utył. (…) Teraz siadam do stołu z zeszytem i nie ma Pani pojęcia, jaką mam zabawę, to wszystko zapisując. Kumple są wtajemniczeni i mi pomagają (…). Zachęcają mnie do jedzenia, robią zdjęcia. Bałem się, że podkradną mi pomysł i zaczną prowadzić zeszyty własnej otyłości. Nic podobnego się nie stało, to ich nie rajcuje. Wyznają inną koncepcję estetyki, ale popierają moją. Mam teraz ksywkę Body Art. Super (…).
Szaleństwa Amelie i Melvina zespoliły się. Ich złowieszcza korespondencja trwałaby pewnie jeszcze długo, gdyby nie prawda, która wyszła na jaw. Okazało się, że… Zresztą przekonajcie się sami. To co się stało trudno jest bowiem w tej krótkiej recenzji opisać. Sięgnijcie po „Pewną formę życia”, by przekonać się, jak głęboka i zarazem żałosna jest kondycja ludzka.
Książki Amelie Nothomb to fikcja utkwiona w rzeczywistości. Nie znajdziecie tu faktów, a jednak historie opisywane przez autorkę są tak realistyczne, że nie sposób uznać ich za literacką fikcję. Amelie korzysta bowiem z historii przeczytanych w gazetach, zasłyszanych na wykładach akademickich lub w przydrożnych barach, które przefiltrowuje przez swoją psychikę. Nothomb postrzega rzeczywistość trochę jak Ania z Zielonego Wzgórza, trochę jak Ally McBeal, a trochę jak Amelia Poulain. W jej wizjach jest jednak więcej agresji, pogardy, znużenia i cynizmu. Nie myślcie jednak, że to zła osoba. Nothomb po prostu wie, że cynizm to jedyna metoda, by uratować się przed absurdami wszechświata.
„Pewna forma życia” nie jest może najlepszą książką Amelie Nothomb, ale z pewnością jest najbardziej zaskakująca. Jest też pełna autoironii i samokrytycyzmu. To historia grubasa, który żali się znakomitej pisarce, która w przeszłości była… anorektyczką. Jej podziw dla amerykańskiego żołnierza miesza się z obrzydzeniem. Przez niemal sto stron jesteśmy przekonani, że bohaterem książki jest ów żołnierz. Dopiero ostatnie słowa sprawiają, że zmieniamy zdanie – okazuje się, że bohaterem książki jest sama Amelie, a „Pewna forma życia” to w rzeczywistości specyficzna forma samobiczowania, w której autorka ujawnia najgorsze ludzkie instynkty.
W twórczości Amelie najpiękniejsze jest ukazywanie prawdy o sobie samym. „Pewna forma życia” to opowieść o iluzji, która stała się podstawą związku między dwojgiem bliskich sobie ludzi. Jest bowiem tak, jak pisze Melvin Mapple:
Jest rozkosz, której nic nie dorówna: iluzja, że coś ma sens. A to, że sens rodzi się z kłamstwa, w niczym tej rozkoszy nie umniejsza.
Jestem szeregowym w armii amerykańskiej, nazywam się Melvin Mapple, może mi Pani mówić Mel. Stacjonuję w Bagdadzie od ponad sześciu lat, od samego początku tej pieprzonej wojny. Piszę do Pani, bo cierpię jak pies. Potrzebuję trochę zrozumienia, a wiem, że Pani mnie zrozumie”.
Melvin to amerykański żołnierz stacjonujący w Iraku. Jako młody chłopak opuścił rodzinny dom, by poznać smak samodzielnego życia. Melvin spróbował żyć jak Kerouac i Bukowski, ale nie miał w sobie samozaparcia niezbędnego do sprostania udrękom takiego życia. Nie potrafił się stoczyć godnie i świadomie. Został bezdomnym. Bez klasy, bez forsy. Co w takiej sytuacji robić? Odpowiedź jest prosta: wstąpić w szeregi armii amerykańskiej. I Melvin do armii wstąpił…
Chwilę później wybucha wojna w Iraku - i Melvin do Iraku jedzie. Na miejscu bierze udział w wielu misjach, które odbijają się negatywnie na jego psychice. Cierpiący Melvin wpada w szpony nałogu - jego narkotykiem staje się… jedzenie. A że jedzenia w wojskowej kantynie nie brakowało – Melvin w ciągu sześciu lat służby przybrał na wadze 130 kilogramów. To był sposób Melvina na przetrwanie. To była jego reakcja na wojnę. To był bunt - jego i wielu jemu podobnych żołnierzy. „Pewna forma życia” to jego spowiedź.
Melvin jadł po to, żeby tyć. Jeszcze bardziej i jeszcze więcej. Doszedł do munduru w rozmiarze XXXXXXL - i poprosił dowódcę, by – w ramach oszczędności - armia uszyła mu uniform ze streczem. - Strecz to zaprzeczenie bojowego ducha - odparł dowódca. Melvin zebrał więc grupę osób, które tak jak on potrzebowały coraz większych mundurów. W każdym liście do Nothomb udowadniał, że on i jego koledzy-olbrzymi są dyskryminowani. Że wojna jest okrutna. Że kiedy wróci do kraju zamiast zostać bohaterem – będzie dla swoich rodaków pasożytem, który przeżerał państwowe pieniądze, podczas gdy inni dzielni chłopcy walczyli o wolność.
Rozpacz Melvina stała się inspiracją dla Amelie. Pisarka zasugerowała mu, by ze swojego ciała i ze swojej choroby uczynił awangardowe dzieło sztuki. Innymi słowy - by jadł jeszcze więcej i tył jeszcze bardziej, a wszystko skrzętnie dokumentował notatkami i zdjęciami. Amelie rozpoczęła z Melvinem specyficzną grę. Ze zniecierpliwieniem oczekiwała jego listów. Jego historia wzbudziła w niej najgorsze instynkty. Chciała kontrolować sytuację. Melvin pisze:
Teraz, dzięki Pani, ważąc się co rano, jestem wesoły; jeszcze nie zdarzyło się, żebym nie utył. (…) Teraz siadam do stołu z zeszytem i nie ma Pani pojęcia, jaką mam zabawę, to wszystko zapisując. Kumple są wtajemniczeni i mi pomagają (…). Zachęcają mnie do jedzenia, robią zdjęcia. Bałem się, że podkradną mi pomysł i zaczną prowadzić zeszyty własnej otyłości. Nic podobnego się nie stało, to ich nie rajcuje. Wyznają inną koncepcję estetyki, ale popierają moją. Mam teraz ksywkę Body Art. Super (…).
Szaleństwa Amelie i Melvina zespoliły się. Ich złowieszcza korespondencja trwałaby pewnie jeszcze długo, gdyby nie prawda, która wyszła na jaw. Okazało się, że… Zresztą przekonajcie się sami. To co się stało trudno jest bowiem w tej krótkiej recenzji opisać. Sięgnijcie po „Pewną formę życia”, by przekonać się, jak głęboka i zarazem żałosna jest kondycja ludzka.
Książki Amelie Nothomb to fikcja utkwiona w rzeczywistości. Nie znajdziecie tu faktów, a jednak historie opisywane przez autorkę są tak realistyczne, że nie sposób uznać ich za literacką fikcję. Amelie korzysta bowiem z historii przeczytanych w gazetach, zasłyszanych na wykładach akademickich lub w przydrożnych barach, które przefiltrowuje przez swoją psychikę. Nothomb postrzega rzeczywistość trochę jak Ania z Zielonego Wzgórza, trochę jak Ally McBeal, a trochę jak Amelia Poulain. W jej wizjach jest jednak więcej agresji, pogardy, znużenia i cynizmu. Nie myślcie jednak, że to zła osoba. Nothomb po prostu wie, że cynizm to jedyna metoda, by uratować się przed absurdami wszechświata.
„Pewna forma życia” nie jest może najlepszą książką Amelie Nothomb, ale z pewnością jest najbardziej zaskakująca. Jest też pełna autoironii i samokrytycyzmu. To historia grubasa, który żali się znakomitej pisarce, która w przeszłości była… anorektyczką. Jej podziw dla amerykańskiego żołnierza miesza się z obrzydzeniem. Przez niemal sto stron jesteśmy przekonani, że bohaterem książki jest ów żołnierz. Dopiero ostatnie słowa sprawiają, że zmieniamy zdanie – okazuje się, że bohaterem książki jest sama Amelie, a „Pewna forma życia” to w rzeczywistości specyficzna forma samobiczowania, w której autorka ujawnia najgorsze ludzkie instynkty.
W twórczości Amelie najpiękniejsze jest ukazywanie prawdy o sobie samym. „Pewna forma życia” to opowieść o iluzji, która stała się podstawą związku między dwojgiem bliskich sobie ludzi. Jest bowiem tak, jak pisze Melvin Mapple:
Jest rozkosz, której nic nie dorówna: iluzja, że coś ma sens. A to, że sens rodzi się z kłamstwa, w niczym tej rozkoszy nie umniejsza.