W Chinach rządzi prawo silniejszego. Tak więc trzeba zapomnieć o kurtuazji i wszędzie się przepychać, inaczej proste czynności jak wsiadanie czy wysiadanie metra albo robienie zakupów może okazać się niemożliwe.
Kiedy pierwszego dnia wsiadałam do metra, myślałam po europejsku. Grzecznie czekałam, więc, aż ci co chcą wysiąść to uczynią, tymczasem tłum z tyłu napierał na mnie. Z wysiadaniem było nieco gorzej. Nikt nie zwracał uwagi na wysiadających i musiałam się przeciskać, a "excuse me" w tym kraju nic nie znaczy. Jeszcze gorzej było w sklepie z souvenirami niedaleko zakazanego miasta. Weszłam z ciekawości, by zobaczyć co tam mają. Chińczycy niemal stali na półkach, więc nie sposób było cokolwiek zobaczyć. Płacenie było jeszcze trudniejsze. Obserwowałam Amerykanina, który grzecznie stał w kolejce, a przed niego co chwila wpychali się a to z jednego, a to z drugiego boku Chińczycy, wyciągając ręce z rachunkami i pieniędzmi do kasjera.
Z jednej strony człowiek ma wrażenie jakby był w dżungli, gdzie każdy walczy o swoje, z drugiej zaś strony Chińczycy są przemili. W każdej sytuacji próbują pomóc jak tylko potrafią. Pisałam już o tym, że jak nie potrafią wytłumaczyć, gdzie iść, to pokazują na planie, albo wręcz prowadzą „za rączkę”. Wolontariusze zabierają od turystów szukających śmietników puste butelki. W moim hotelu nie było sejfu, a ja chciałam zostawić gdzieś dokumenty i część gotówki. Tak więc Pani recepcjonistka „zorganizowała” mi sejf. Swoje dokumenty i pieniądze mogłam włożyć w blaszane pudełko, które mi dała, a następnie zamknęła je w szafce i dała do niej kluczyk. Dzisiaj odebrałam wszystkie swoje rzeczy.
Z jednej strony człowiek ma wrażenie jakby był w dżungli, gdzie każdy walczy o swoje, z drugiej zaś strony Chińczycy są przemili. W każdej sytuacji próbują pomóc jak tylko potrafią. Pisałam już o tym, że jak nie potrafią wytłumaczyć, gdzie iść, to pokazują na planie, albo wręcz prowadzą „za rączkę”. Wolontariusze zabierają od turystów szukających śmietników puste butelki. W moim hotelu nie było sejfu, a ja chciałam zostawić gdzieś dokumenty i część gotówki. Tak więc Pani recepcjonistka „zorganizowała” mi sejf. Swoje dokumenty i pieniądze mogłam włożyć w blaszane pudełko, które mi dała, a następnie zamknęła je w szafce i dała do niej kluczyk. Dzisiaj odebrałam wszystkie swoje rzeczy.