Nawet najwięksi zwolennicy pontyfikatu Jana Pawła II przyznają jedno: najsłabszą stroną polskiego papieża były nominacje biskupie. Wybory kadrowe w tym zakresie były często nieprzemyślane, a nieraz wręcz skandaliczne.
Na Zachodzie dochodziło na tym tle do protestów wiernych i ostrej krytyki ze strony komentatorów. W Polsce to temat tabu. Ale i u nas dominikanin o. Leon Wiśniewski pisał jakiś czas temu: "Jestem starym zakonnikiem, który nie czeka ani na pochwały, ani na godności, więc decyduję się powiedzieć zuchwale: nominacje biskupie w ostatnim dwudziestoleciu dość często wzbudzały zdziwienie. Biskupami zostawali kapłani wykształceni i prawdopodobnie święci, ale bardzo często nieumiejący skomunikować się z wiernymi. (…) Ktoś ostatnio powiedział mi: oni przemawiają, jakby byli z innego świata, a nie "spośród nas wzięci".
Tę politykę kontynuował w zasadzie Benedykt XVI. Jak się wydaje, papież Franciszek chce tu dokonać zasadniczego przewrotu.
Świadczą o tym nowe wytyczne, jakie, zdaniem papieża Franciszka, powinni spełniać biskupi na całym świecie. Kryteria papież przedstawił na spotkaniu z nuncjuszami apostolskimi całego świata. Nuncjusz to ambasador Watykanu, ale jego rola jest znacznie większa, niż tylko dyplomatyczna. To on w praktyce decyduje o obsadzie urzędów biskupich w kraju, w którym rezyduje. Jego zadaniem jest bowiem wyszukanie odpowiednich księży, a potem przesłać do Watykanu trzy kandydatury. Spośród tej trójki (nazywanej "terno") papież (a właściwie odpowiednia kongregacja) wybiera tego jednego.
Jakie to kryteria? "Łagodny i miłosierny", "wewnętrznie ubogi", pozbawiony "psychiki księcia", będący "blisko ludzi". No i najważniejsze: powinni być blisko ludzi, czyli czuć związek z własną diecezją.
Komentatorzy zauważyli, że w tej liście cech idealnych nie ma ani słowa o "lojalności" ani o "ortodoksji", czyli podstawowym kryteriach, jakimi przy obsadzie urzędów biskupich kierował się Kościół za czasów Jana Pawła II i Franciszka.
Wypowiedź papieża wpisuje się w dyskusję, jaka od jakiegoś czasu toczy się w Kościele na temat polityki kadrowej Watykanu. Przede wszystkim słychać głosy, by Stolica Apostolska w większym stopniu konsultowała nominacje biskupie z lokalnymi społecznościami. W grudniu ubiegłego roku taki postulat zgłosił m.in. benedyktyński opat Peter von Sury ze Szwajcarii. Zauważył on, że w pierwszym wiekach chrześcijaństwa swoich biskupów wybierali wierni świeccy i duchowni mieszkający w danej diecezji, często konsultując się z biskupami mieszkającymi obok. Dziś biskupi przywożeni są z Watykanu "w teczce", często kompletnie nie znają lokalnej społeczności, a ich najważniejszą zaletą jest to, że z punktu widzenia Rzymu – nigdy się nie wychylą i nie powiedzą nic kontrowersyjnego. Polskie nominacje biskupie są tu najlepszym przykładem – jakichkolwiek osobowości w polskim Episkopacie jak na lekarstwo, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę młodsze pokolenie biskupów.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, ze zgromadzeni w Watykanie nuncjusze uważnie słuchali wypowiedzi papieża Franciszka. A przynajmniej uważniej niż dziennikarze, którzy tę arcyważną papieską wypowiedź niemal całkowicie pominęli w swoich medialnych przekazach z Rzymu.
Tę politykę kontynuował w zasadzie Benedykt XVI. Jak się wydaje, papież Franciszek chce tu dokonać zasadniczego przewrotu.
Świadczą o tym nowe wytyczne, jakie, zdaniem papieża Franciszka, powinni spełniać biskupi na całym świecie. Kryteria papież przedstawił na spotkaniu z nuncjuszami apostolskimi całego świata. Nuncjusz to ambasador Watykanu, ale jego rola jest znacznie większa, niż tylko dyplomatyczna. To on w praktyce decyduje o obsadzie urzędów biskupich w kraju, w którym rezyduje. Jego zadaniem jest bowiem wyszukanie odpowiednich księży, a potem przesłać do Watykanu trzy kandydatury. Spośród tej trójki (nazywanej "terno") papież (a właściwie odpowiednia kongregacja) wybiera tego jednego.
Jakie to kryteria? "Łagodny i miłosierny", "wewnętrznie ubogi", pozbawiony "psychiki księcia", będący "blisko ludzi". No i najważniejsze: powinni być blisko ludzi, czyli czuć związek z własną diecezją.
Komentatorzy zauważyli, że w tej liście cech idealnych nie ma ani słowa o "lojalności" ani o "ortodoksji", czyli podstawowym kryteriach, jakimi przy obsadzie urzędów biskupich kierował się Kościół za czasów Jana Pawła II i Franciszka.
Wypowiedź papieża wpisuje się w dyskusję, jaka od jakiegoś czasu toczy się w Kościele na temat polityki kadrowej Watykanu. Przede wszystkim słychać głosy, by Stolica Apostolska w większym stopniu konsultowała nominacje biskupie z lokalnymi społecznościami. W grudniu ubiegłego roku taki postulat zgłosił m.in. benedyktyński opat Peter von Sury ze Szwajcarii. Zauważył on, że w pierwszym wiekach chrześcijaństwa swoich biskupów wybierali wierni świeccy i duchowni mieszkający w danej diecezji, często konsultując się z biskupami mieszkającymi obok. Dziś biskupi przywożeni są z Watykanu "w teczce", często kompletnie nie znają lokalnej społeczności, a ich najważniejszą zaletą jest to, że z punktu widzenia Rzymu – nigdy się nie wychylą i nie powiedzą nic kontrowersyjnego. Polskie nominacje biskupie są tu najlepszym przykładem – jakichkolwiek osobowości w polskim Episkopacie jak na lekarstwo, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę młodsze pokolenie biskupów.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, ze zgromadzeni w Watykanie nuncjusze uważnie słuchali wypowiedzi papieża Franciszka. A przynajmniej uważniej niż dziennikarze, którzy tę arcyważną papieską wypowiedź niemal całkowicie pominęli w swoich medialnych przekazach z Rzymu.