Pomimo tych wielu dość silnie lewicowych znaków, pierwszy maja w stolicy Niemiec to głównie festiwal kultury tureckiej. Na ulicy sprzedawane są najróżniejsze rodzaje tureckiego jedzenia, a na wielu scenach grane są koncerty tureckiej muzyki, do której tańczą tłumy osób. Choć paradoksalnie to święto wolne od pracy, wydaje się, że to jednocześnie najlepszy dzień dla handlu ulicznego. Na porozstawianych co kilka metrów straganach można kupić kebaby, tortille, hinduskie pierożki, świeżo wyciskane soki z pomarańczy, naleśniki. Zabrakło mi jedynie polskich kiełbasek. Choć ceny nie należą do najniższych, kolejki ciągną się wzdłuż ulicy. Przy obsłudze klientów uwijają się w pocie czoła całe rodziny. Lokalna przedsiębiorczość kwitnie. Przy czym wydaje się, jakby w tej jednej dzielnicy Berlina zgromadziło się pół świata.
Cała zabawa pozostaje jednak dobrze strzeżona przez dziesiątki patroli policji. Mają one do swojej dyspozycji nawet opancerzone wozy. Również stacje metra położone niedaleko festiwalu zostały zamknięte ze względów na bezpieczeństwo. Na ulice wychodzi niemal każdy – studenci, rodziny z dziećmi, ale również osoby starsze. Ten dzień ma być manifestacją wolności i radości z pierwszych dni wiosny. Niemieckie władze starają się zrobić wszystko, aby tak pozostało.
Święto pracy w Berlinie