Prosi o pieniądze. Nie mam pojęcia, jaki jest powód jego bezdomności – wybór życiowy, koleje losu, alkoholizm, choroba? Jest brudny, trochę śmierdzi, nieładnie wygląda i z pewnością jest nierobem, nieużyteczną społecznie jednostką, ale wciąż jest człowiekiem, prawda? Mój znajomy zostaje poproszony o pieniądze, ale odmawia. Nie ma w zwyczaju dawać pieniędzy na ulicy. Proponuje bezdomnemu piwo i aby się do nich dosiadł. Mężczyzna jest więcej niż zdziwiony i mocno niepewny. Dopytuje kilkakrotnie, czy to zaproszenie jest na serio. Mój znajomy zawzięcie utwierdza go w przekonaniu, że wszystko jest w porządku, a to piwo jest dla niego. Niepewność mężczyzny zaczyna go jednak głęboko zastanawiać. W końcu rzuca: „No jest pan człowiekiem, prawda? To ma pan prawo wypić to piwo, proszę siadać”. Bezdomny zajmuje wysoki stołek, przy chybotliwych stolikach i pociąga pierwsze łyki dość gorzkiego trunku, po dużo zawyżonej cenie. Siedzi tak kilka minut, wokół niego przynajmniej 200 osób rozmawia, pije alkohol i dobrze bawi się w tę letnią noc, bo teraz noce w Warszawie są bardzo ładne. To w końcu jeden z najbardziej znanych klubów w stolicy i inteligentni ludzie tutaj przychodzą. Nad lokalem czuwa ochrona, aby oni bezpiecznie i przyjemnie się bawili. Ta sama ochrona w akcie pilnowania porządku po kilku minutach doskakuje do bezdomnego i natychmiastowo każe mu się wynieść. Taki człowiek jak on nie może przebywać w tym klubie. Mój znajomy zaskoczony protestuje. Mówi, że ten mężczyzna jest jego gościem i ma prawo tutaj siedzieć. W odpowiedzi słyszy jedynie: „Proszę, rozmawiać z szefem”. Bezdomny przyzwyczajony do takich sytuacji nie wdaje się w dyskusje i odchodzi.
Kolejnego wieczoru mój znajomy ponownie zawitał do owego popularnego i zatłoczonego klubu, który zdaje się, że wykupił w stolicy monopol na popularność. Znowu obok tego klubu przechodzi bezdomny mężczyzna, a mój znajomy z premedytacją ma zamiar dochodzić jego sprawiedliwości. Zatrzymuje mężczyznę, każe mu czekać, następnie kupuje piwo i sadza przy stoliku. Nawet nie sugeruje, by mężczyzna wszedł do środka, a jedynie mógł zasiąść wraz z innymi gośćmi w ogródku. Ponownie przychodzą ochroniarze i ponownie próbują wyrzucić mężczyznę. Tym razem jednak mój znajomy nie ma zamiaru dać za wygraną. Upiera się, że bezdomny jest jego gościem i skoro posiada piwo kupione w tym klubie, może je tam skonsumować. Walka trwa: grożą wezwaniem szefa klubu, policji, straży miejskiej. Wszystko jednak kończy się na pogróżkach, a do upragnionych rozmów z autorytetami nie dochodzi. Ochroniarze przyjmują inną strategię. Zaczynają rzucać wyzwiskami. Wisienką na torcie jest stwierdzenie, że jest on z pewnością gejem, który tego bezdomnego chce upić, a potem przez całą noc wykorzystywać seksualnie i że oni wezwą policję tym razem w obronie tego mężczyzny. Wokoło ponownie bawi się tłum osób. Wiele z nich to znani państwu dziennikarze różnych mediów i wszyscy jakoś dziwnie odwracają wzrok. Niektóre z tych osób z przejęciem pisały o „kawach w zawieszeniu” lub innych podobnych, pięknych inicjatywach. Jednak na tym placu, tamtego wieczoru nikogo to specjalnie nie obchodzi i nikt również nie chce niszczyć sobie dobrej zabawy. Dopiero jakieś dwie młode dziewczyny uznają, że właściwie to taki bezdomny ma prawo usiąść przy stoliku i nikomu nie przeszkadza. Ale to cichy głos bez siły oddziaływania. Mój znajomy drapie się w brodę, która ma być jedną z tych gejowskich cech i wciąż próbuje wybić piwo z bezdomnym. To jednak okazuje się tym jednym z największych przestępstw, jakie można popełnić w znanym warszawskim klubie na placu Zbawiciela.