Zanim jednak spojrzymy na relacje polsko-białoruskie, warto przyjrzeć się kontaktom rosyjsko-białoruskim z szerszej perspektywy. Pod koniec listopada 2016 roku Rosja ogłosiła zamiar przeprowadzenia gigantycznych manewrów wojskowych na terenie swojego zachodniego sąsiada, które mają odbyć się w następnym roku. Ministerstwo Obrony Rosji zapowiedziało, że w 2017 roku wyśle na te tereny 4 162 wagony wypełnione rosyjskim wojskiem. Jest to o tyle warte uwagi, że oficjalne dokumenty FR informują o 125 takich wagonach w 2015 roku i 50 w 2016. Zatem w 2017 roku dotrze na Białoruś prawie 84 razy więcej rosyjskich żołnierzy niż w roku poprzednim.
– Przy opracowywaniu koncepcji scenariusza manewrów, będzie brana pod uwagę sytuacja związana ze zwiększoną aktywnością NATO w pobliżu granic Państwa Związkowego – zapowiedział rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu na początku listopada. „Zwiększoną aktywność NATO” należy przy tym rozumieć, jako rozmieszczenie w Polsce i krajach bałtyckich czterech batalionowych amerykańskich grup bojowych, liczących po około 1000 żołnierzy każda.
W swojej książce „Polska polityka wschodnia 1989-2015” prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski zwraca uwagę na fakt, że skala niepokojących Polskę związków wojskowych rosyjsko-białoruskich jest duża. Czy jednak zwiększenie sił armii rosyjskiej na Białorusi byłoby po myśli prezydenta Łukaszenki? Nie trzeba być ekspertem, aby zrozumieć, że w przypadku wzmocnienia roli Rosji, pierwszą osobą, która traci swoją niezależność na Białorusi jest właśnie prezydent.
„Rosja niechętna jest jednak dozbrajaniu Białorusi w nowoczesny sprzęt, lecz preferuje rozmieszczenie na jej terytorium własnych baz, czemu niechętny jest Łukaszenka” – pisze prof. Żurawski vel Grajewski. Podkreśla on przy tym, że instalacja rosyjskich wojsk na Białorusi następuje bardzo powoli. Rosja wciąż posiada na tym terenie zaledwie dwie bazy wojskowe: w Hancewiczach w obwodzie brzeskim oraz w Wilejce.
Polska wielokrotnie przejawiała nadzieję na realizację podobnego scenariusza oddania władzy opozycji na Białorusi, jak to miało miejsce na Ukrainie za czasów pomarańczowej rewolucji (czego przykładem były manifestacje wspierające białoruską opozycję, które przeszły we wrześniu 2008 roku przez Warszawę). Białoruską opozycję wspiera m.in. właśnie telewizja Biełsat. Nie ulega jednak wątpliwości, że Majdan w Mińsku skończyłby się interwencją wojsk rosyjskich, co byłoby niezwykle niekorzystne dla Polski. Oznaczałoby wystawienie Białorusi na jeszcze silniejsze wpływy Kremla oraz powtórzenie scenariusza krymskiego, z dużym prawdopodobieństwem zawłaszczenia terytorium całego kraju. Taki scenariusz zatem skutkowałoby zerwaniem polskich stosunków dyplomatycznych z Mińskiem.
Można zatem interpretować działania polskiego MSZ-u, jako politykę wyciągniętej dłoni wobec prezydenta Łukaszenki. Ofiarą tej polityki byłoby takim wypadku medium prowadzone przez Agnieszkę Romaszewską. Zyskiem dla Polski byłaby Białoruś wolna od dużych baz wojsk rosyjskich. Cóż, każdy układ wymaga poświęceń; reszta pozostaje kwestią domysłów.