Wielkie zwierzęce nieszczęścia

Wielkie zwierzęce nieszczęścia

Psa ma Fama
Psa ma Fama Źródło: Artur Kucharczak
Pomaganie wcale nie jest takie trudne, czasami wystarczy trochę wolnego czasu i dobry pomysł. Na festiwalu kulturalnym „Fama” w Świnoujściu przez przypadek poznałam dwie inicjatorki projektu pomocy czworonogom. Mnie onieśmieliły, z Wami zrobią to samo.

Dwa razy w życiu byłam w schronisku dla zwierząt. To był mój drugi raz. Ania Poznańska i Kasia Duraj podczas tegorocznego festiwalu powołały do życia fantastyczną inicjatywę o nazwie „Psa ma Fama”. Pojechałam więc z nimi do schroniska dla bezdomnych zwierząt w Świnoujściu, aby przyjrzeć się ich pracy. Miejsce położone jest niemal w lesie na obrzeżach miasta. To niepozorny, skromny budynek, kilka boksów, jeden wybieg dla kotów. Gdy weszłyśmy do środka, nikogo nie zastałyśmy. Po kilku minutach ruszyłam do oglądania klatek ze zwierzętami, z niepohamowaną ciekawością zaglądając do każdej z nich. We wszystkich zastałam jakieś psie lub kocie nieszczęście.

Nie ma przesady w opowieściach o tym, że w schronisku wyczuwa się przytłaczającą tęsknotę, że każde ze zwierząt mimowolnie niemal krzyczy do przechodzących: „weź mnie ze sobą”, „proszę, nie zostawiaj mnie”. Z pierwszego boksu po prawej stronie patrzył na mnie średniej wielkości, ciemny pies – miał mądre oczy, był całkowicie spokojny. Potem dowiedziałam się, że Killer straszy każdego z potencjalnych właścicieli, chociaż na spacerze to największa przytulanka. Kolejna klatka to jak strzał prosto w serce: duży czworonóg, przypominający husky'ego z połamanymi przednimi łapami, z zaropiałymi oczami i takim spojrzeniem, że chce ci się wyć z rozpaczy. Jest przykładem psiaka pochodzącego z pseudohodowli. Wygląda jak husky, ale nie jest psem rasowym, ma trudności z chodzeniem. Patrzył mi w oczy z cierpieniem oraz rezygnacją.

W końcu z przeciwległej strony ośrodka dobiegło do mnie natarczywe piszczenie, więc uległam mu i skierowałam się w jego kierunku. Łapki oparte o kratę, merdający na wszystkie strony ogonek i błagalne wycie, aby go wypuścić. „Ciebie, szczeniaczku, ktoś przygarnie w trzy sekundy. Jesteś prześliczny” – pomyślałam ze spokojem. Wróciłam do budynku, bo mimowolnie zaczęłam rozważać, jak taki piesek wychowywałby się z moim kotem. W środku nie było jednak o wiele lepiej. Korytarz wypełniał rozdzierające miauczenie obdzieranego ze skóry kociaka. Choćbyście mieli zatwardziałe serca wieloletnich cyników, pobieglibyście mu na ratunek. Tygodniowy kotek uwiesił się prętów klatki i odgrywał dramat z prośbą o uwolnienie. Nic mu nie doskwierało, prócz braku troskliwej matczynej opieki oraz samotności.

Z dziennikarską szczerością przyrzekam, że to, co się wydarzyło od tego momentu, nie jest fikcją, czy zmyśleniem w celu zmiękczenia serc czytelników blogów we Wproście. To się zdarzyło naprawdę. W kocim żłobku nakryła mnie Jola – jedna z pracowniczek schroniska. Była całkowicie zaabsorbowana drugim tygodniowym kociakiem zamkniętym w klatce po lewej stronie. Na mnie nawet nie zwróciła uwagi. Usłyszałam tylko, jak mówi pod nosem: „on był już zimny dziś rano”. Maluch rzeczywiście nie wyglądał najlepiej – nie mógł ustać na łapkach. Jola położyła go na poduszce na słońcu i zaczęła delikatnie masować. Kot rybimi ruchami otwierał i zamykał pyszczek, widać było, że się dusi. „Tylko tak mogę mu pomóc” – wytłumaczyła dziewczyna. Niedziela, godzina 11:00, na miejscu nie było weterynarza, jedna Jola odbywała dyżur, a stan zwierzaka nagle dramatycznie się pogorszył. Niezmiennie masowała mu klatkę piersiową, aby wspomóc oddychanie, kotek wpadał w konwulsje, dusił się, dziewczyna płakała. Nic tam po mnie, wypadłam z pomieszczenia.

W tym momencie niemal zderzyłam się z panem wyglądającym na miejskiego pijaczka, który z plastikową torbą rozglądał się po pomieszczeniu. Zmierzył mnie się surowym wzrokiem, a ja szybkim spojrzeniem omiotłam moją torebkę, którą zostawiłam w holu. Pan poszedł zajrzeć do boksów. Na jego widok Killer zaczął ujadać z pełną mocą, jednak mężczyzna bez jakichkolwiek oznak lęku, obserwował go przez kraty. Przekładał z rąk do rąk plastikową torbę. W rezultacie intruz wrócił do holu i rzucił w przestrzeń pytanie: „Kto tu pracuje?”. Stałam cicho, ze wzrokiem spuszczonym w ziemię, w końcu byłam w schronisku od 10 minut, to nie moja broszka angażować się w tutejsze sprawy. Pan czekał. Wiedziałam, że zapłakana Jola reanimuje kociaka. Nie przyjdzie tutaj w tym momencie. – Czego Pan szuka? – zapytałam, kiedy panująca cisza stała się nieznośna. – Psa przyniosłem – odpowiedział mężczyzna. – Mam go tutaj ze sobą. Ktoś go zostawił przy rynku – dodał i otworzył przede mną plastikową torbę. Tam zwinięty w kłębek szczeniak z powykręcanymi łapkami. Piszczał.

Czułam, że robi mi się słabo. Poszłam po Jolę. Wzięłam na siebie masaż kotka, by ona mogła zająć się szczeniakiem. Dziewczyna cała czerwona na twarzy zgodziła się bez wahania. Co jeszcze mogło się wydarzyć? Miałam wystarczającą porcję mocnych wrażeń. Skupiłam się na miarowym masowaniu czarnego, puchatego ciałka. Obserwowałam, jak nie może zaczerpnąć powietrza, jak walczy o każdy oddech, chwilami troszkę pomiaukuje: – Dasz radę – zachęcałam go cichutko. – Dawaj, wytrzymasz – szeptałam. Obok mnie pojawiła się Jola ze szczeniakiem na rękach. Mały wtulał się w jej ramiona, nie widać było jego pyszczka, był absolutnie spokojny. Opiekunka gładziła go delikatnie. – Może tata pozwoli mi cię wziąć na noc? – pytała szczeniaczka Jola, która sama dotknięta jest niepełnosprawnością. – Razem będziemy chorować – dodała i przytuliła go jeszcze mocniej. Widziałam, że piesek miał poprzekręcaną każdą z łapek. Makabryczny widok. Urodził się taki, czy ktoś mu zrobił krzywdę? Tego nie wiedziałyśmy. Nawet nie chciałam o tym myśleć. Kotek pod moimi palcami wyginał się w cierpieniu. Nie wiedziałam, jak mu pomóc. Czekałyśmy na weterynarza.

Kiedy siadam do rozmowy z Anią Poznańską i Kasią Duraj, to już nawet nie czuję sensu, by pytać o motywacje ich działań. Już doskonale rozumiem, czemu angażują się w pomoc bezdomnym zwierzętom. Dwie godziny spędzone w schronisku, tkwią we mnie, jak cierń i ciążą poczuciem obowiązku. Dowiaduję się od dziewczyn, że kotek nie przeżył tego dnia, był za słaby. Takie są brutalne prawa natury, że nie wszystkie maluchy z miotu mają szansę osiągnąć dorosłość. Szczeniak też prawdopodobnie będzie uśpiony, bo nie jest w stanie ustać o własnych siłach, nigdy nie będzie samodzielny. Chcę krzyczeć, że to strasznie niesprawiedliwe, że tak nie powinno się dziać, ale jedynie kiwam ze zrozumieniem głową. Kasia tłumaczy mi, że wiele takich psów, które wyglądają na rasowe, rodzi się z ciężkimi wadami genetycznymi w nielegalnych hodowlach. Z wiekiem, gdy ich problemy dają o sobie znać, właściciele się ich pozbywają. – Dlatego nie należy kupować zwierzaków z pseudohodowli. To nie są psy rasowe, a w typie danej rasy. Często jednak zupełnie inaczej się zachowują i mają wiele problemów, chociaż są niejednokrotnie cztery razy tańsze niż te z rodowodem – wyjaśnia. Z kolei, jeśli chodzi o bezdomności kotów, to jej powodem najczęściej jest niekontrolowane rozmnażanie, stąd tak kluczowe okazują się sterylizacje. Dziewczyny będą zachęcać władzę miasta, aby i tu odbyła się darmowa sterylizacja czworonogów, bo największym problemem schroniska w Świnoujściu są właśnie bezpańskie koty. Obecnie ponad dwadzieścia szuka domu, głównie to dojrzałe mruczki.

– W projekcie „Psa ma Fama” chodziło przede wszystkim o aktywizację schroniska w Świnoujściu. Jest to kolejne miejsce, do którego Fama mogła dotrzeć, jako festiwal, bezpośrednio angażujący się w życie lokalnej społeczności – tłumaczy Ania. Opowiada o ich głównej akcji, którą są „Psacery”. Każdy z uczestników festiwalu, mieszkańców, czy wczasowiczów w Świnoujściu mógł pojechać do schroniska i wyprowadzić wybranego czworonoga – poświęcić mu czas, wybiegać go. – Jeśli psy mają dużo kontaktu z człowiekiem, łatwiej znajdują stałych właścicieli – dodaje. Poznańska i Duraj robią coś podobnego w Krakowie, gdzie mieszkają na co dzień. Prowadzą Studencki Dom Tymczasowy dla bezdomnych kotów. Przygarniają kociaki ze schroniska i pozwalają im zamieszkać u siebie w domu, a następnie prowadzą dla nich kampanie w mediach społecznościowych, by tym sposobem znalazły stałych właścicieli. Tak ofiarowały nowe życie już osiemdziesięciu podopiecznym, a obszar ich aktywności wciąż się rozrasta. Każdy mieszkający w Krakowie i okolicach, może zaangażować się w ich projekt.

Jeśli zatem zadajecie sobie pytanie, czy można wyjść do ludzi i zwierząt z fajną inicjatywą, to odpowiedź z pewnością jest twierdząca. Ania Poznańska i Kasia Duraj są tego dowodem. Aż serce rośnie, a na dupsku wyskakują wrzody ze wstydu i lenistwa. A do was, gnojki, którzy porzucacie szczeniaki w plastikowych siatkach przy rynku lub na śmietnikach i do was, którzy wywozicie zwierzaki do lasu przed wyjazdem na wakacje – tak, o was mówię, niech wam wypadną wszystkie włosy i zęby, bo funta kłaków bym za was nie dała.

Ostatnie wpisy

  • Lotnictwo amatorskie dalej w opłakanym stanie25 lip 2018, 20:15Coraz częściej nasza nowa, z dawna wyczekiwana władza, grzęźnie w zaniechaniach, w porzucaniu szumnie rozpoczętych projektów, w unikaniu rozwiązywania problemów, które były głównymi hasłami wyborczymi. A przecież samo zwalczanie przestępczości i...
  • Dlaczego spotkanie Trump-Kim odbędzie się w Singapurze?11 cze 2018, 13:02Pomimo różnego rodzaju politycznych i dyplomatycznych przepychanek Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych spotka się z Kim Dzong Unem, przywódcą Korei Północnej. Polski ambasador w Singapurze tłumaczy wybór i znaczenie lokalizacji szczytu.
  • Debiutantki znowu zabłysły na Nocy Muzeów w Wilanowie20 maj 2018, 23:01Noc Muzeów w Wilanowie ponownie uświetnił pokaz mody w strojach epokowych w wykonaniu Debiutantek. Tym razem wcieliły się one w rolę femme fatale z lat 20-tych i 30-tych. W luźnych, połyskujących sukienkach z piórami, krótkich fryzurach i fifką w...
  • Problemy z lotnictwem amatorskim. Ogromne poruszenie w środowisku11 maj 2018, 19:15Ogromne poruszenie w środowisku polskiego lotnictwa amatorskiego w związku z zapowiedzią wdrożenia angielskich a nie czeskich rozwiązań prawnych regulujących lotnictwo ultralekkie. Polska tym samym w sprawie lotnictwa przestaje być solidarna z...
  • Debiutantki ponownie zatańczyły walca25 kwi 2018, 14:29W głównej auli Politechniki Warszawskiej odbył się kolejny bal Debiutantek. Dziewczęta w parach z tancerzami z ZPiT UW „Warszawianka” zatańczyły poloneza oraz walca do muzyki Wojciecha Kilara z "Ziemi Obiecanej". Impreza odbyła się pod hasłem...