Znała go cała Warszawa, od mecenasa Lejba Fogelmana, przez aktora Borysa Szyca, po profesora Leszka Balcerowicza. Jedni grali z nim w golfa, inni w hokeja, a jeszcze inni spotykali się w kultowych warszawskich barach i kawiarniach. Mówił, że ma dwa biura: w winiarni Mielżyński oraz w barze Kraken na Poznańskiej. Umiał rozmawiać ze wszystkimi i każdego rozśmieszyć do łez. W programie Wojciecha Manna parodiował profesora Miodka. Na ostatnim amerykańskim wieczorze wyborczym kibicował Donaldowi Trumpowi w koszulce „Grab them by the pussy”. Zagrał w filmie „Dziewczyna z marzeniami”, zaś w serialu „Ranczo Wilkowyje” wcielił się w rolę Jerrego. Świetnie mówił po polsku, przez co pomstował na obcokrajowców, którzy nasz język zaniedbywali. Był odpowiedzialny za tłumaczenie na angielski: „Testosteronu”, „Lejdis „i „Domu Złego”.
Jego rozległe towarzyskie kontakty, umiejętności rozmowy z ludźmi oraz wielkie poczucie humoru umożliwiły mu piastowanie funkcji dyrektora zarządzającego browaru „Perła”, z którego produktów uczynił jedne z najpopularniejszych trunków. Przy czym niezmiennie narzekał na pozostawiane na Powiślu kapsle od „Perły” – chciał nawet zorganizować akcje sprzątania nabrzeża.
Przyjechał do Polski w 1995 roku z okazji Międzynarodowych Igrzysk w siatkówce dla niepełnosprawnych, podczas których zakochał się w polskiej tłumaczce. Swoją karierę zawodową zaczynał w lokalnej rozgłośni Radio Olsztyn. Wraz z niemieckim dziennikarzem codziennie prowadził półgodzinną audycję dla obcokrajowców. W Olsztynie założył również szkołę językową; stamtąd przeniósł się do Warszawy, aby zostać dyrektorem znacząco większej szkoły, a następnie osobistym proofreaderem profesora Leszka Balcerowicza. Przez 5 lat każdy list napisany przez profesora przechodził przez ręce Butchera.
Będąc dyrektorem zarządzającym w „Perle”, pomógł ogromnej ilości osób. Nikogo nie dyskryminował, w rozmowie potrafił dotrzeć do każdego. Umiał łączyć ludzi oraz organizował fantastyczne wydarzenia. Nie było pięknej dziewczyny w Warszawie, której by nie podrywał. Jednak każda mu wybaczała w momencie, kiedy pytał: „W skali od 1 do 10 jak bardzo mnie kochasz?”.
– Jeff był wspaniałym przyjacielem. Jedynym w swoim rodzaju. Ludzie będą mówić, że był przezabawny i umiał się świetnie bawić. Rzeczywiście to prawda. Był jednak również ogromnie ludzki – wrażliwy w często zbyt szybko pędzącym świecie. Żył pełnią życia do tego stopnia, że z nim igrał. Będziemy tęsknić za nim bardziej niż sobie wyobrażamy – wyznaje William Richardson, dziennikarz, autor tekstów do tygodnika „Wprost”.
– Spotykaliśmy się regularnie, tworząc w 6/12 na Żurawiej nieformalny klub facetów, którzy mają sobie coś do powiedzenie. Należeli do niego zacni kolesie między innymi Lejb, Paweł, Marek, Marcin, Paweł, Artur i wielu innych. Omawialiśmy najważniejsze sprawy międzynarodowe, krajową politykę, mecze naszych ulubionych drużyn i oczywiście rozmawialiśmy o kobietach – wspomina Rafał Bryndal, poeta i satyryk. – To były piękne czasy. Proteza Jeffa była bohaterką wielu anegdot, które zawsze ze zwadą przytaczał. Przy czym proteza nie przeszkadzała mu w świetnej grze w golfa i jeździe na nartach. Jeff intrygował i czarował; znał w mieście każdego. Nocą lądowaliśmy u niego w mieszkaniu, które wynajmował na Myśliwieckiej i słuchaliśmy radiowych relacji z meczów naszej ukochanej drużyny. Kiedyś nawet wspólnie poprowadziliśmy imprezę dla pewnej firmy handlującej ropą i gazem. Jeff stał się legendą Warszawy. O jego przygodach krążą niesamowite opowieści. Na ich podstawie powinien powstać scenariusz, który miałby w sobie wszystko, czego potrzeba, aby zrobić dobry film – tłumaczy. – W życiu czasami spotyka nas coś, co miesza nam szyki i powoduje, że zaczynamy się gubić w codzienności. Oczywiście ci, którzy są bardziej wrażliwi, a do takich należał Jeff, przeżywają to boleśniej. Ta trauma może się ciągnąć w nieskończoność. Nie wyobrażam sobie Warszawy bez Jeffa. Był jedną z tych osób, która sprawiła, że to miasto wydawało mi się bardziej przyjazne – dodaje.
Byłeś moim doradcą w sprawach sercowych. Nie owijałeś w bawełnę i waliłeś prawdę między oczy, nawet jak bolało. Zawsze pamiętałeś, aby mnie również zaprosić na wydarzenia, choćby innym moja obecność była nie w smak. Wspólnie słuchaliśmy piosenek Fleetwood Mac. Byliśmy razem na zimowym wyjeździe do Szczawnicy, gdzie czarowałeś fanów „Rancza” w barze Manhattan i ześlizgiwałeś się ze schroniska. Nasze najbardziej szalone spotkanie było na Bali na lotnisku w Denpasar, gdzie próbowałeś przemycić mnie do pierwszej klasy w samolocie do Kataru. Miałeś fantastyczny dar opowiadania. Idealnie rozumieliśmy się w sprawach politycznych. Nigdy nie zapomnę nocy wyborczej w Westinie, gdzie jako jedyni w okrzykach radości przyjęliśmy fakt, że Trump wziął Florydę. Nie poszedłeś ze mną na bal, chociaż miałeś być częścią eskorty. Chciałeś się spotkać później na drinka. Straciliśmy Cię właśnie w tę noc. Może gdybyś tylko wiedział, jak strasznie będziemy za Tobą tęsknić, to nie byłbyś tak uparty.
Jeff Butcher urodził się 25 listopada 1975 roku w Belleville Ontario w Kanadzie, zmarł niespodziewanie, 21 kwietnia 2018 roku u siebie w domu w Konstancinie. Miał 42 lata.
Część informacji została zaczerpnięta z publikacji w "Malmen" nr. styczeń/luty 2014