Policyjni wywiadowcy z Poznania pobili i przypalali papierosami 17-latka, a w końcu złamali mu nogę. Stało się to w ostatni piątek wieczorem. Minęło pięć dni i oni dalej patrolują ulice. A policja coś w sprawie kręci. Zdarzenie opisał poznański oddział "Gazety".
Raczej nie ulega wątpliwości kto pobił nastolatka. Ci, którzy go pobili, przywieźli go na najbliższy komisariat. Nie powiedzieli swoim kolegom, że znaleźli go pobitego. Zresztą wtedy nie powinni go nigdzie wozić, tylko wezwać pogotowie. Dopiero policjanci z komisariatu zadzwonili po pomoc medyczną. Szef komisariatu, gdy dowiedział się o zdarzeniu, przyjechał w środku nocy. Kazał zabezpieczyć ślady, miedzy innymi w bramie, w której był bity chłopak.
Policjanci z komisariatu zachowali się jak należy, ale to, co dzieje się dalej, wygląda na kręcenie. Może dzieje się tak dlatego, że komendanci miejski i wojewódzki są na urlopach. Oni mogli by zawiesić podejrzanych policjantów. Ale mają zastępców.
Wiceszef poznańskiej policji powiedział "Gazecie", że podejrzanych o pobicie można zawiesić dopiero po wszczęciu postępowania dyscyplinarnego. A żeby je wszcząć, trzeba uprawdopodobnić ich naganny czyn. To się pytam: ile to może trwać? Pięć dni nie wystarczyło? Przecież grupa, która jest za to odpowiedzialna, jest znana. Różny zapewne jest stopień winy poszczególnych funkcjonariuszy. Ale samo niepowstrzymanie brutalnie atakującego kolegi zasługuje na karę.
Rzecznik komendy wojewódzkiej idzie dalej. Powiedział dziennikarzowi, że dopiero po prokuratorskich zarzutach można zawiesić policjantów. A to potrwa, bo poznańska prokuratura chce się wyłączyć ze sprawy. I słusznie, bo miejscowi prokuratorzy z miejscowymi policjantami współpracują.
Rzecznik poinformował też, że policjanci interweniowali w związku z transakcją narkotykową i że narkotyki są zabezpieczone. Po szczegóły - kto komu sprzedawał, dlaczego dilerzy zostali puszczeni wolno - odesłał do prokuratury. Tyle, że prokuratura nic nie wie o żadnych narkotykach. Prowadzi śledztwo wyłącznie w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjantów.
Sprawy nagłośnionej przez "Gazetę" i inne poznańskie media nie da się pewnie już zamieść pod dywan. Pewnie winni zostaną ukarani. Ale w ilu, nie tak drastycznych sprawach, policjantom uchodzi na sucho poniżanie i straszenie nastolatków? Nazywanie gnojami, śmieciami, poniżanie w oczach kolegów, a jeszcze lepiej koleżanek. Słyszę o tym ciągle od znajomych. Sprawy nie są zgłaszane, bo nie ma dowodów. Poza tym skargę musieliby zgłaszać i narażać własne dziecko na ciąganie po sądach rodzice.
Sądzę, że policjanci, zwłaszcza ci pracujący na ulicy, powinni przechodzić kurs postępowania z nieletnimi. Że trzeba łagodnie, acz stanowczo. Bo to nie są gnoje czy śmieci, a takim odnoszeniem się do nastolatków robią sobie z nich śmiertelnych wrogów. Pracują na taką pozycję policji, jaką miała milicja obywatelska.
Policjanci z komisariatu zachowali się jak należy, ale to, co dzieje się dalej, wygląda na kręcenie. Może dzieje się tak dlatego, że komendanci miejski i wojewódzki są na urlopach. Oni mogli by zawiesić podejrzanych policjantów. Ale mają zastępców.
Wiceszef poznańskiej policji powiedział "Gazecie", że podejrzanych o pobicie można zawiesić dopiero po wszczęciu postępowania dyscyplinarnego. A żeby je wszcząć, trzeba uprawdopodobnić ich naganny czyn. To się pytam: ile to może trwać? Pięć dni nie wystarczyło? Przecież grupa, która jest za to odpowiedzialna, jest znana. Różny zapewne jest stopień winy poszczególnych funkcjonariuszy. Ale samo niepowstrzymanie brutalnie atakującego kolegi zasługuje na karę.
Rzecznik komendy wojewódzkiej idzie dalej. Powiedział dziennikarzowi, że dopiero po prokuratorskich zarzutach można zawiesić policjantów. A to potrwa, bo poznańska prokuratura chce się wyłączyć ze sprawy. I słusznie, bo miejscowi prokuratorzy z miejscowymi policjantami współpracują.
Rzecznik poinformował też, że policjanci interweniowali w związku z transakcją narkotykową i że narkotyki są zabezpieczone. Po szczegóły - kto komu sprzedawał, dlaczego dilerzy zostali puszczeni wolno - odesłał do prokuratury. Tyle, że prokuratura nic nie wie o żadnych narkotykach. Prowadzi śledztwo wyłącznie w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjantów.
Sprawy nagłośnionej przez "Gazetę" i inne poznańskie media nie da się pewnie już zamieść pod dywan. Pewnie winni zostaną ukarani. Ale w ilu, nie tak drastycznych sprawach, policjantom uchodzi na sucho poniżanie i straszenie nastolatków? Nazywanie gnojami, śmieciami, poniżanie w oczach kolegów, a jeszcze lepiej koleżanek. Słyszę o tym ciągle od znajomych. Sprawy nie są zgłaszane, bo nie ma dowodów. Poza tym skargę musieliby zgłaszać i narażać własne dziecko na ciąganie po sądach rodzice.
Sądzę, że policjanci, zwłaszcza ci pracujący na ulicy, powinni przechodzić kurs postępowania z nieletnimi. Że trzeba łagodnie, acz stanowczo. Bo to nie są gnoje czy śmieci, a takim odnoszeniem się do nastolatków robią sobie z nich śmiertelnych wrogów. Pracują na taką pozycję policji, jaką miała milicja obywatelska.