Tak śmiesznej afery w policji chyba jeszcze nie było. Śmiesznej i strasznej. Nie chodzi o fakt, że komendant wojewódzki z Opola sypiał ze swoją podwładną, że para omawiała sprawy służbowe na przemian z łóżkowymi, ale jak to robiła. Nic dziwnego, że szef MSW błyskawicznie uwzględnił wniosek komendanta Działoszyńskiego i odwołał nadinspektora Marca.
Nagranie rozmowy policjantki z opolskim komendantem Leszkiem Marcem trafiło najpierw do redakcji "Nowej Trybuny Opolskiej". Przysłał je pocztą anonimowy informator. Napisał o nim: "przesyłam autentyczną, nagraną w listopadzie 2012 roku płytę, która ukazuje w jaki sposób załatwia się sprawy w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Opolu".
"Nowa Trybuna Opolska" przejęła się głównie tym, że komendant był na podsłuchu. O treści nagrania gazeta pisała bardzo delikatnie - z treści nagrania wynika, że komendanta i jego podwładną łączy zażyłość. "Sprawy służbowe mieszają się tam z prywatnymi, a nawet obyczajowymi". Redakcja przekazała nagranie prokuraturze.
Jeszcze tego samego dnia (czwartek) Komendant Główny Policji wezwał do siebie nadinspektora Marca i wysłał funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych do Opola. Podejrzewam, że nadinspektor Działoszyński wysłuchał nagrania zanim jego podwładny dotarł z Opola. W tej sytuacji jedyna wątpliwość, jaka mogła jeszcze pozostać, to czy zapis jest autentyczny. Po potwierdzeniu tego komendant nie mógł nie odwołać szefa opolskiej policji. I dobrze, że jeszcze tego samego dnia formalnie zrobił to szef MSW.
Bo dziś rano nagranie opublikował "Fakt". Jeśli Leszek Marzec były jeszcze komendantem, opolska policja zajmowała by się wyłącznie jego prezerwatywą. Jak donosi Radio Opole, płyty z zapisem rozmowy dostali też członkowie sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych. Było zatem tylko kwestią czasu, kiedy poznają je wszyscy. Komisja to kilkudziesięciu posłów. Znawcy tajemnic mawiają, że może się ona utrzymać, jeśli znają ją najwyżej trzy osoby.
Nagranie jest śmieszne, bo pewnie zawsze dla postronnej osoby zabawne byłoby słuchanie sporu kochanków o prezerwatywę, częstotliwość pożycia itp. W każdym razie odziera byłego komendanta z charyzmy niezbędnej do pełnienia funkcji.
Straszny jest język używany przez byłego szefa opolskiej policji, zresztą przez jego rozmówczynię również. W pewnym momencie opowiada o jednym z komendantów miejskich, czy powiatowych: "nie lubię, bo to jest kur... (...) policjantów wypie... z radiowozu a sam te przydrożne lach... zaliczał. - Pie... - wtrącił komendant. – Jak k... pod bogiem – potwierdziła policjantka.
Nagranie zostało dokonane najprawdopodobniej w gabinecie komendanta. I straszne jest to, że to było możliwe. Przecież w tym miejscu rozmawia się o łapaniu najgroźniejszych przestępców. To są dużo bardziej tajne sprawy niż czyjeś sprawy łóżkowe. Taki podsłuch może kosztować życie policjantów.
"Nowa Trybuna Opolska" przejęła się głównie tym, że komendant był na podsłuchu. O treści nagrania gazeta pisała bardzo delikatnie - z treści nagrania wynika, że komendanta i jego podwładną łączy zażyłość. "Sprawy służbowe mieszają się tam z prywatnymi, a nawet obyczajowymi". Redakcja przekazała nagranie prokuraturze.
Jeszcze tego samego dnia (czwartek) Komendant Główny Policji wezwał do siebie nadinspektora Marca i wysłał funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych do Opola. Podejrzewam, że nadinspektor Działoszyński wysłuchał nagrania zanim jego podwładny dotarł z Opola. W tej sytuacji jedyna wątpliwość, jaka mogła jeszcze pozostać, to czy zapis jest autentyczny. Po potwierdzeniu tego komendant nie mógł nie odwołać szefa opolskiej policji. I dobrze, że jeszcze tego samego dnia formalnie zrobił to szef MSW.
Bo dziś rano nagranie opublikował "Fakt". Jeśli Leszek Marzec były jeszcze komendantem, opolska policja zajmowała by się wyłącznie jego prezerwatywą. Jak donosi Radio Opole, płyty z zapisem rozmowy dostali też członkowie sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych. Było zatem tylko kwestią czasu, kiedy poznają je wszyscy. Komisja to kilkudziesięciu posłów. Znawcy tajemnic mawiają, że może się ona utrzymać, jeśli znają ją najwyżej trzy osoby.
Nagranie jest śmieszne, bo pewnie zawsze dla postronnej osoby zabawne byłoby słuchanie sporu kochanków o prezerwatywę, częstotliwość pożycia itp. W każdym razie odziera byłego komendanta z charyzmy niezbędnej do pełnienia funkcji.
Straszny jest język używany przez byłego szefa opolskiej policji, zresztą przez jego rozmówczynię również. W pewnym momencie opowiada o jednym z komendantów miejskich, czy powiatowych: "nie lubię, bo to jest kur... (...) policjantów wypie... z radiowozu a sam te przydrożne lach... zaliczał. - Pie... - wtrącił komendant. – Jak k... pod bogiem – potwierdziła policjantka.
Nagranie zostało dokonane najprawdopodobniej w gabinecie komendanta. I straszne jest to, że to było możliwe. Przecież w tym miejscu rozmawia się o łapaniu najgroźniejszych przestępców. To są dużo bardziej tajne sprawy niż czyjeś sprawy łóżkowe. Taki podsłuch może kosztować życie policjantów.