Sylwester Latkowski z zarzutami w aferze taśmowej? O tym, że tak może się stać pisze dziś „Gazeta Wyborcza”. Posadzenie Latkowskiego na ławie oskarżonych byłoby najbardziej kuriozalnym finałem tej sprawy.
Na początku pogratulowałem Latkowskiemu. Gdyby posadzono go na ławie oskarżonych w aferze taśmowej jedno ma jak w banku – będzie do grobowej deski symbolem wolności słowa. Sława, wywiady dla zagranicznej prasy i tak dalej i tak dalej. W sumie same zalety, gdyby nie absurdalność tej sytuacji. To co napisała dziś „Gazeta Wyborcza” nie jest dla nas zaskoczeniem. Od wielu tygodni napływają do nas sygnały, że takiej sytuacji należy się spodziewać. Czego miałby dotyczyć zarzut dla naczelnego „Wprostu”? Może dotyczyć tylko jednego. Artykułu 267 kodeksu karnego. Mówi on, że kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej i ujawnia ją kolejnym osobom podlega karze do dwóch lat pozbawienia wolności. Krótko mówiąc chodzi o to, że Latkowski zdecydował o opublikowaniu taśm z restauracji Sowa&Przyjaciele oraz Amber Room i za to miałby odpowiedzieć przed sądem. Nie będę wchodził w długie deliberowanie nad sensem czerwcowej publikacji. Wszystko w tej sprawie zostało powiedziane wcześniej. Napiszę krótko. Publikacje „Wprost” przerwały proceder nielegalnego nagrywania najważniejszych ludzi w państwie. Latkowski nie był w grupie, która te podsłuchy organizowała, nie płacił za te taśmy, a publikacji przyświecał ważny interes społeczny. Chcę napisać o czym innym. Otóż, nim taśmy ujrzały światło dzienne we „Wprost” fragmenty ujawniła „Rzeczpospolita”. Dziennik miał przeciek z firmy, która dystrybuuje elektroniczne wydania gazet. Potem fragmenty nagrań były udostępniane innym osobom, to jest czytelnikom, przez właściwie wszystkie media – od Gazety Wyborczej, przez TVN do Gazety Polskiej i największe portale. Zgodnie z kodeksem karnym szefów wszystkich tych mediów prokurator powinien posadzić na ławie oskarżonych! Można byłoby taki proces zorganizować na przykład na Stadionie Narodowym. Druga sprawa. Było w ostatnich latach kilka podobnych historii, przy których prokuratura nie była tak gorliwa. Nie tak dawno działacze PO bili się o władzę na Dolnym Śląsku. Pamiętam, że tygodnik „Newsweek” publikował nagrania, które robili działacze PO. Nie przypominam sobie, by Tomasz Lis skończył na ławie oskarżonych. I bardzo dobrze. Nie tak dawno publikowano zapisy narad Platformy, które odbywały się w Kancelarii Premiera. Też obeszło się bez zarzutów. Taśmy Gudzowatego i Oleksego? Podobnie. Przykładów jest sporo. Co więc ugryzło prokuraturę tym razem? Chęć zemsty, odegrania się za klęskę, którą prokuratura poniosła wkraczając do redakcji „Wprostu” 18 czerwca?
W tej sprawie biją się w mojej głowie dwie myśli. Z jednej strony postawienie zarzutów przyniosłoby Latkowskiemu chwałę i sławę. Z drugiej strony nie lubię, gdy państwo wystawia się na śmieszność. I próbuje mi udowadniać, że winny afery taśmowej jest ...Latkowski.
W tej sprawie biją się w mojej głowie dwie myśli. Z jednej strony postawienie zarzutów przyniosłoby Latkowskiemu chwałę i sławę. Z drugiej strony nie lubię, gdy państwo wystawia się na śmieszność. I próbuje mi udowadniać, że winny afery taśmowej jest ...Latkowski.