Obowiązkiem, i to miłym, blogera jest odpowiadać na pytania oraz polemiki internautów.
Pani (pan) „Chester” w komentarzu z 12 marca zapytał(a) mnie co sądzę o tym, że red. Eliza Michalik korzysta z moich tekstów bez podania źródła?. Rzeczywiście jest tak, że pewną popularność medialną zdobyłem pisując w różnych tytułach prasowych pod pseudonimem Eliza Michalik. A mówiąc poważnie, okazało się, że jest w Polsce dziennikarka, która nieco sobie życie ułatwia przepisując, słowo w słowo, cudze teksty sprzed kliku lat i podpisując je swoim nazwiskiem. Na liście autorów, z których obficie korzystała, z kilkunastoma tekstami, zajmuję chyba pierwsze miejsce,
Jest to oczywiście jawna kradzież i to głupia, bo przy kilku milionach internautów prawdopodobieństwo, że ktoś ją wykryje jest znaczne. Sprawą zapewne zajmie się prokuratura, bowiem przestępstwo popełniane było w sposób powtarzalny (w sumie chyba dobrze ponad sto kradzieży), a okradzionymi jest kilkanaście osób. Ja osobiście (nie wiem jak redakcja „Wprost”, której przekazałem prawa autorskie) tzw. „kroków prawnych” podejmować nie będę. W pewnym sensie mogę przecież nawet uznać, że to co zrobiła pani redaktor Michalik jest dla mnie komplementem (biednych nie okradają!), a dodatkowy przekaz poglądów, które uważam za słuszne, mogę traktować jako działanie użyteczne społecznie.
Jest tylko jedno „ale”, które mnie martwi. To, że w ogólnopolskiej prasie mogą się ponownie ukazywać teksty, które napisałem przed kilkoma laty wprawdzie nieźle świadczy o mnie, ale bardzo źle o gospodarce. Oznacza bowiem, że tak niewiele zmienia się w niej na lepsze, że problemy sprzed lat, dalej są aktualne.
A zatem znowu wychodzi na to, że wszystkiemu winni są politycy, bo gdyby szybciej i skuteczniej reformowaliby gospodarkę, pani Michalak swojego procederu uprawiać by nie mogła. Przecież tekstów, w których podawałaby sprawozdania z meczów piłkarskich z roku, powiedzmy, 2002 nikt by jej nie wydrukował.
Jest to oczywiście jawna kradzież i to głupia, bo przy kilku milionach internautów prawdopodobieństwo, że ktoś ją wykryje jest znaczne. Sprawą zapewne zajmie się prokuratura, bowiem przestępstwo popełniane było w sposób powtarzalny (w sumie chyba dobrze ponad sto kradzieży), a okradzionymi jest kilkanaście osób. Ja osobiście (nie wiem jak redakcja „Wprost”, której przekazałem prawa autorskie) tzw. „kroków prawnych” podejmować nie będę. W pewnym sensie mogę przecież nawet uznać, że to co zrobiła pani redaktor Michalik jest dla mnie komplementem (biednych nie okradają!), a dodatkowy przekaz poglądów, które uważam za słuszne, mogę traktować jako działanie użyteczne społecznie.
Jest tylko jedno „ale”, które mnie martwi. To, że w ogólnopolskiej prasie mogą się ponownie ukazywać teksty, które napisałem przed kilkoma laty wprawdzie nieźle świadczy o mnie, ale bardzo źle o gospodarce. Oznacza bowiem, że tak niewiele zmienia się w niej na lepsze, że problemy sprzed lat, dalej są aktualne.
A zatem znowu wychodzi na to, że wszystkiemu winni są politycy, bo gdyby szybciej i skuteczniej reformowaliby gospodarkę, pani Michalak swojego procederu uprawiać by nie mogła. Przecież tekstów, w których podawałaby sprawozdania z meczów piłkarskich z roku, powiedzmy, 2002 nikt by jej nie wydrukował.