Jak wydaje się, poprzedni blog, dotyczący żądań płacowych wywołał odzew głównie wśród pracowników służby zdrowia, którzy postawili pytanie o „sprawiedliwe wynagrodzenie” lekarzy. Na pytanie to nie ma innej odpowiedzi, jak tylko ta, że takie „sprawiedliwe” wynagrodzenie musi ustalić rynek.
A zatem bez wprowadzenia rynku usług medycznych problem pozostanie nierozwiązywalny. O tym, jak ów rynek wprowadzić, aby nie sprawić, że usługi i procedury medyczne staną się niedostępne dla uboższej części społeczeństwa pisałem wielokrotnie (i zapewne będę jeszcze pisał). Tutaj z braku miejsca mogę jedynie zaświadczyć słowem honoru, że jest to absolutnie możliwe.
Z radością chcę także oświadczyć, że konieczność takiego urynkowienia zaczyna docierać do rosnącej liczby osób. Najpierw warto odnotować artykuł Ryszarda Bugaja w „Dzienniku” z 22 maja. Jak wiadomo, pan dr Bugaj jest osobą o poglądach zdecydowanie lewicowych (Karol Marks był przy nim krwawym liberałem), ale w artykule zatytułowanym „Sprywatyzujmy służbę zdrowia” pisze: „W służbie zdrowia muszą w końcu zacząć działać prawa rynku. Potrzebna jest też przynajmniej częściowa prywatyzacja. Inaczej czeka nas dzika komercjalizacja służby zdrowia oraz całkowity uwiąd systemu państwowego.”
Nic dodać, nic ująć. Poza tym drobnym faktem, że – w mojej ocenie – dzika komercjalizacja służby zdrowia i uwiąd systemu państwowego już nastąpił.
Ale, co tam Ryszard Bugaj. Przy znanych inklinacjach ideologicznych jest to ekonomista dobrze wykształcony i nie zamykający oczu na fakty. Wydawało się, że gorzej jest z tzw. przeciętnym obywatelem, który takiego wykształcenia mieć nie musi i stosunkowo łatwo poddać go propagandzie populistycznej. Najnowsze badania OBOP pokazują jednak, że i on zmienia poglądy. 51 procent badanych bowiem jest za współpłaceniem (co warunkuje uruchomienie rynku) zaś przeciw 46 procent. Natomiast za podniesieniem składki na ubezpieczenia zdrowotne, czyli utrzymaniem obecnego systemu, jest 47 procent, a przeciwko 49 procent. Klimat społeczny zatem zmienia się wyraźnie w kierunku proreformatorskim. A to znaczy przynajmniej tyle, że ci którzy reform nie chcą (lub boją się je przeprowadzić) nie będą mogli powoływać się na głos ludu.
Z radością chcę także oświadczyć, że konieczność takiego urynkowienia zaczyna docierać do rosnącej liczby osób. Najpierw warto odnotować artykuł Ryszarda Bugaja w „Dzienniku” z 22 maja. Jak wiadomo, pan dr Bugaj jest osobą o poglądach zdecydowanie lewicowych (Karol Marks był przy nim krwawym liberałem), ale w artykule zatytułowanym „Sprywatyzujmy służbę zdrowia” pisze: „W służbie zdrowia muszą w końcu zacząć działać prawa rynku. Potrzebna jest też przynajmniej częściowa prywatyzacja. Inaczej czeka nas dzika komercjalizacja służby zdrowia oraz całkowity uwiąd systemu państwowego.”
Nic dodać, nic ująć. Poza tym drobnym faktem, że – w mojej ocenie – dzika komercjalizacja służby zdrowia i uwiąd systemu państwowego już nastąpił.
Ale, co tam Ryszard Bugaj. Przy znanych inklinacjach ideologicznych jest to ekonomista dobrze wykształcony i nie zamykający oczu na fakty. Wydawało się, że gorzej jest z tzw. przeciętnym obywatelem, który takiego wykształcenia mieć nie musi i stosunkowo łatwo poddać go propagandzie populistycznej. Najnowsze badania OBOP pokazują jednak, że i on zmienia poglądy. 51 procent badanych bowiem jest za współpłaceniem (co warunkuje uruchomienie rynku) zaś przeciw 46 procent. Natomiast za podniesieniem składki na ubezpieczenia zdrowotne, czyli utrzymaniem obecnego systemu, jest 47 procent, a przeciwko 49 procent. Klimat społeczny zatem zmienia się wyraźnie w kierunku proreformatorskim. A to znaczy przynajmniej tyle, że ci którzy reform nie chcą (lub boją się je przeprowadzić) nie będą mogli powoływać się na głos ludu.