„Rząd chce z Polaków robić bezdomnych bankrutów” – alarmuje „Dziennik”. O co chodzi? O przygotowywaną (w ślimaczym tempie od paru lat) ustawę o upadłości konsumenckiej.
Jej zasadniczym postanowieniem ma być zwolnienie z obowiązku spłacania długów osób, które ogłoszą bankructwo. Nie będą jednak mogli być właścicielami "realności", w tym mieszkania, bowiem taki majątek musi być wykorzystany do regulowania zobowiązań.
Taka regulacja wydaje się być słuszna, logiczna i sprawiedliwa. Nie płacisz długów, bo twierdzisz, że nie możesz, to prawo ci pomoże. Pod warunkiem jednak, że rzeczywiście jesteś niewypłacalny. W takim stopniu jak to jest możliwe swoje długi spłacać musisz. Inaczej bowiem twój interes byłby chroniony bardziej niż tego, kto udzielił ci pożyczki.
Wielkie oburzenie „Dziennika” jest zatem nonsensowne i może nie warto by sobie zawracać nim głowy, gdyby nie fakt, że jest przejawem pewnego dziwacznego myślenia i niemożliwej do wcielenia w życie koncepcji. Według tej koncepcji, jeśli nie wszystko, to przynajmniej wiele ma być za darmo, a obywatele mają mieć prawo do prywatnych zysków, ale ich prywatne straty mają być uspołecznione i pokrywane przez innych. Tego jednak zrobić się nie da. Przypomnę, że próbowano przez 75 lat i rezultat nie był zachęcający.
A co do dyskusji to i tak jest ona „akademicka”. Jeżeli bowiem dojdzie do upadłości konsumenckiej, to jestem pewien, że obywatel wnoszący taką sprawę do sądu będzie goły jak święty turecki . Nikt mu zatem własności mieszkania nie zabierze, bowiem będzie ono własnością świeżo rozwiedzionej żony lub krewnych.
Taka regulacja wydaje się być słuszna, logiczna i sprawiedliwa. Nie płacisz długów, bo twierdzisz, że nie możesz, to prawo ci pomoże. Pod warunkiem jednak, że rzeczywiście jesteś niewypłacalny. W takim stopniu jak to jest możliwe swoje długi spłacać musisz. Inaczej bowiem twój interes byłby chroniony bardziej niż tego, kto udzielił ci pożyczki.
Wielkie oburzenie „Dziennika” jest zatem nonsensowne i może nie warto by sobie zawracać nim głowy, gdyby nie fakt, że jest przejawem pewnego dziwacznego myślenia i niemożliwej do wcielenia w życie koncepcji. Według tej koncepcji, jeśli nie wszystko, to przynajmniej wiele ma być za darmo, a obywatele mają mieć prawo do prywatnych zysków, ale ich prywatne straty mają być uspołecznione i pokrywane przez innych. Tego jednak zrobić się nie da. Przypomnę, że próbowano przez 75 lat i rezultat nie był zachęcający.
A co do dyskusji to i tak jest ona „akademicka”. Jeżeli bowiem dojdzie do upadłości konsumenckiej, to jestem pewien, że obywatel wnoszący taką sprawę do sądu będzie goły jak święty turecki . Nikt mu zatem własności mieszkania nie zabierze, bowiem będzie ono własnością świeżo rozwiedzionej żony lub krewnych.