Przez ostatni rok za najważniejszy hamulec rozwoju gospodarczego uważano drogą ropę (przypomnijmy - między majem 2007 i majem 2008 podrożała z 60 do 140 dol. za baryłkę). No i mamy tańszą ropę, a nikt się nie cieszy, bo jej spadek spowodowany jest krachem finansowym w USA.
To pierwszy paradoks, ale nie jedyny. Tańsza ropa bowiem nie przekłada się na tańszą benzynę. I to nie tylko w Polsce, bo tak samo jest w innych krajach, gdzie spadek cen ropy w ostatnich czterech miesiącach o 50 dol na baryłce (35 proc.) przełożył się raptem na kilkuprocentowy spadek cen benzyny. Rozżaleni klienci stacji benzynowych mnożą owe 35 proc. spadku przez cenę paliwa sprzed kilku miesięcy i wychodzi im, że benzyna powinna dzisiaj kosztować 3,50 zł, a skoro nie kosztuje, wietrzą spisek dostawców paliwa.
Pewien rodzaj "spisku" rzeczywiście jest, ale uczestniczą w nim także: państwo jako kreator podatków, państwo jako autor przepisów księgowych i rynki finansowe wyceniające wartość firm. Jak wiemy ponad połowa ceny benzyny to podatki, a te przy spadku cen ropy nie ulegają zmianie, a zatem już tylko z tego tytułu 35-procentowy spadek cen surowca może oznaczać – góra – 15 proc. spadku cen paliwa. A surowiec to tylko część kosztów produkcji benzyny, pozostałe koszty (np. płace nie spadają, ale rosną), no i z tego tytułu możliwy wskaźnik spadku cen paliwa dalej musimy obniżać. No i wreszcie zasady księgowe. Obowiązuje tu reguła; "pierwsze weszło, pierwsze wyjść musi", czyli koszty dzisiaj sprzedawanej ropy liczone są wedle cen zakupu sprzed kilku miesięcy i nie chcąc księgować straty (a zaksięgowanie straty spowodowałoby spadek cen ich akcji – tu mamy uczestnictwo w spisku rynku finansowego) firmy paliwowe muszą sprzedawać benzynę drogo.
I to jest wyjaśnienie drugiego paradoksu, że "jak ropa drożeje, to benzyna drożeje, a jak ropa tanieje, to benzyna nie bardzo tanieje". A co najgorsze to wyjaśnienie paradoksu wyjaśnia także, iż nie jest to paradoks tylko reguła. Tak było, i tak będzie, i do tego musimy się przyzwyczaić.
Pewien rodzaj "spisku" rzeczywiście jest, ale uczestniczą w nim także: państwo jako kreator podatków, państwo jako autor przepisów księgowych i rynki finansowe wyceniające wartość firm. Jak wiemy ponad połowa ceny benzyny to podatki, a te przy spadku cen ropy nie ulegają zmianie, a zatem już tylko z tego tytułu 35-procentowy spadek cen surowca może oznaczać – góra – 15 proc. spadku cen paliwa. A surowiec to tylko część kosztów produkcji benzyny, pozostałe koszty (np. płace nie spadają, ale rosną), no i z tego tytułu możliwy wskaźnik spadku cen paliwa dalej musimy obniżać. No i wreszcie zasady księgowe. Obowiązuje tu reguła; "pierwsze weszło, pierwsze wyjść musi", czyli koszty dzisiaj sprzedawanej ropy liczone są wedle cen zakupu sprzed kilku miesięcy i nie chcąc księgować straty (a zaksięgowanie straty spowodowałoby spadek cen ich akcji – tu mamy uczestnictwo w spisku rynku finansowego) firmy paliwowe muszą sprzedawać benzynę drogo.
I to jest wyjaśnienie drugiego paradoksu, że "jak ropa drożeje, to benzyna drożeje, a jak ropa tanieje, to benzyna nie bardzo tanieje". A co najgorsze to wyjaśnienie paradoksu wyjaśnia także, iż nie jest to paradoks tylko reguła. Tak było, i tak będzie, i do tego musimy się przyzwyczaić.