Rząd ma plany. Na przykład prywatyzacji. Ironia historii sprawiła, że informacja o "Planie prywatyzacji na lata 2008 - 2011" trafiła do wiadomości obywateli 22 lipca. W 55 rocznicę Manifestu Lipcowego, który zapoczątkował tak wspaniale później rozwijającą się gospodarkę planową.
Jak wiemy żaden z niezliczonej ilości planów opracowywanych w latach 1946-1989 – mimo rozkwitu twórczej sprawozdawczości - nie został wykonany. Można żywić obawy, że ze wspomnianym planem prywatyzacji będzie tak samo. Przewiduje on bowiem, że do końca 2010 roku rzad ma zarobić na prywatyzacji aż 36,7 mld zł, z czego 11,5 mld do końca tego roku, a ponad 25 mld w przyszłym roku.
Co będzie w przyszłym roku – zobaczymy. Co jest w tym roku – z grubsza wiadomo. W ustawie budżetowej zapisano, że przychody z prywatyzacji mają wynieść 12 mld zł. Do końca czerwca jednak udało się uzyskać jedynie 488,3 mln zł. (średnio na miesiąc 80 mln zł) Na papierze zatem wszystko się zgadza i 11,5 mld w drugim pólroczu jest zgodne z tym co „stoi w ustawie”. Tyle, że tylko papier wszystko zniesie. Gorzej z elementarnym poczuciem rozsądku. Ono musi poczuć się obrażone informacją, że rząd zwiększy od 1 lipca tempo prywatyzacji 23-krotnie, czyli o 2200 proc. Zwłaszcza, że za nami 22 dni lipca, w których rząd nic większego nie sprywatyzował, co oznacza, że w pozostałych pięciu miesiącach musiałby średnio uzyskiwać z prywatyzacji po 2,5 mld zł, z więc tempo zwiększyć ponad 30-krotnie (wzrost o 2900 proc.) Takich wskaźników nie było nawet w planie 6-letnim i takim dynamizmem nie wykazywał się nawet Wincenty Pstrowski.
Po co zatem uchwala się plany, które sa tak nierealne, że aż nawet nie są śmieszne? Zapewne dla poprawy samopoczucia rządzących. Pokazują bowiem one na ich wielkie zamiary oraz szczere chęci i przez pewien czas można będzie sprzedawać je jako wielki sukces.
Szkoda tylko, że po tem nie ma choć takiego komentarza, na jaki zdobył się kiedyś Wiktor Czernomyrdin, który podsumowal osiągnięia swojego rządu mówiąc „tym razem naprawdę chcieliśmy dobrze, ale wyszło tak jak zawsze”.
Co będzie w przyszłym roku – zobaczymy. Co jest w tym roku – z grubsza wiadomo. W ustawie budżetowej zapisano, że przychody z prywatyzacji mają wynieść 12 mld zł. Do końca czerwca jednak udało się uzyskać jedynie 488,3 mln zł. (średnio na miesiąc 80 mln zł) Na papierze zatem wszystko się zgadza i 11,5 mld w drugim pólroczu jest zgodne z tym co „stoi w ustawie”. Tyle, że tylko papier wszystko zniesie. Gorzej z elementarnym poczuciem rozsądku. Ono musi poczuć się obrażone informacją, że rząd zwiększy od 1 lipca tempo prywatyzacji 23-krotnie, czyli o 2200 proc. Zwłaszcza, że za nami 22 dni lipca, w których rząd nic większego nie sprywatyzował, co oznacza, że w pozostałych pięciu miesiącach musiałby średnio uzyskiwać z prywatyzacji po 2,5 mld zł, z więc tempo zwiększyć ponad 30-krotnie (wzrost o 2900 proc.) Takich wskaźników nie było nawet w planie 6-letnim i takim dynamizmem nie wykazywał się nawet Wincenty Pstrowski.
Po co zatem uchwala się plany, które sa tak nierealne, że aż nawet nie są śmieszne? Zapewne dla poprawy samopoczucia rządzących. Pokazują bowiem one na ich wielkie zamiary oraz szczere chęci i przez pewien czas można będzie sprzedawać je jako wielki sukces.
Szkoda tylko, że po tem nie ma choć takiego komentarza, na jaki zdobył się kiedyś Wiktor Czernomyrdin, który podsumowal osiągnięia swojego rządu mówiąc „tym razem naprawdę chcieliśmy dobrze, ale wyszło tak jak zawsze”.