Jednym z celów terrorystów jest wywoływanie strachu u jak największej grupy osób. Terroryzm, w swojej nowoczesnej formie, został zapoczątkowany w drugiej połowie XIX wieku. W tym samym czasie prężnie rozwijały się media i demokracja. Gdyby nie demokracja, zamachowcy mieliby mniej powodów do prowokowania jednoczących się tłumów, gdyby nie media - tylko nieliczni wiedzieliby o atakach terrorystycznych.
Nowa fala przemocy terrorystycznej pojawiła się zaraz po II wojnie światowej. Zbiegło się to z pojawieniem się telewizji w USA i Europie. Kolejna (związana z działaniami na Bliskim Wschodzie) – rozpoczęła się pod koniec lat 60. i skutkowała serią głośnych zabójstw, porwań samolotów i bombardowań. Czy to przypadek, że owe wydarzenia zbiegły się z rozwojem technologii, pozwalających na tanie i szybkie przesyłanie obrazów, dzięki czemu amerykańskie sieci telewizyjne mogły zapewnić bardziej wszechstronne i chwytające za serce relacje z dramatycznych wydarzeń na całym świecie?
Rok 1972, Olimpiada w Monachium. Pierwsza olimpiada transmitowana w całości na żywo i wyłącznie w kolorze, przez telewizje większości państw z całego świata. Członkowie radykalnej palestyńskiej organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień atakują 11 sportowców – część z nich uprowadzono, kilkoro zabito w hotelu. Kamery, zamiast rozgrywek sportowych, pokazywały krwawe rozgrywki Palestyńczyków z Izraelczykami. Lata 80. to powstanie Al-Kaidy, która od początku świadomie wykorzystywała różnego rodzaju broszury, kasety i lokalne media do szerzenia idei propagandowych. Brakowało jednak medium, które udostępni przesłanie milionom ludzi. Dla Bin Ladena było to oczywiste – potrzebny jest spektakularny atak, którego media nie będą mogły zignorować. 11 września 2001 roku runęły wieże WTC. I mówi(ł) o tym cały świat.
Media cyfrowe radykalnie zmieniły sposób działania terrorystów. W ciągu kilku lat ich podstawowy problem – dotarcie do masowej publiczności – po prostu zniknął. Pierwsze zmiany polegały na wprowadzeniu taniego sprzętu umożliwiającego nagrywanie i oprogramowania, pozwalającego stworzyć profesjonalne materiały. Internet sprawił, że materiały zaczęto pokazywać większej publiczności. Terroryści mogą mówić bezpośrednio do konkretnych osób, z pełną świadomością, że media z całego świata te materiały udostępnią. ISIS pokazało m.in. egzekucje syryjskich żołnierzy, domniemanych szpiegów, podejrzanych o homoseksualizm. Niektórzy zostali ścięci, inni rozstrzelani, wysadzeni lub spaleni. Takie filmy chwilę po publikacji pojawią się w największych stacjach telewizyjnych świata i na prawie każdym portalu. Oczywiście z pominięciem najbardziej drastycznych momentów. Ale czy to ma jakieś znaczenie?
Materiały odgrywają podwójną rolę: mają przerażać i inspirować. Inspirują do tego stopnia, że serwują zainteresowanym gotowy system wartości i plan działania. Terroryści, którzy zabili 12 osób w Paryżu w styczniu ubiegłego roku, w wyniku ataku na Charlie Hebdo, mieli słabe powiązania z organizacjami terrorystycznymi. Jeden z nich (Amedy Coulibaly) dopiero po zamachu otrzymał poparcie ze strony ISIS. Atak na Charlie Hedbo pozwolił jednak dostrzec różnicę w zachowaniu terrorystów. Obrazy znamy z relacji przechodniów, którzy użyli smartfonów, by pokazać światu te wydarzenia. Listopadowe zamachy w Paryżu też poznaliśmy dzięki materiałom z telefonów komórkowych. Wprawdzie mediom udało się uzyskać kilka nagrań z monitoringu, ale najbardziej poruszający był materiał przedstawiający tłum w sali koncertowej Bataclan w chwili, gdy rozległy się pierwsze strzały. Podobnie jest dzisiaj z relacjami z zamachów w Brukseli.
Struktura grup terrorystycznych, coraz bardziej zróżnicowanych, rozdrobnionych i dynamicznych, odzwierciedla strukturę zmian w mediach. Nowoczesny terroryzm, rozprzestrzeniany w social media, współistnieje z tradycyjnym, który jeszcze z tych narzędzi nie korzysta. Analogicznie do mediów (papier współistnieje z cyfrą). To nie przypadek, że zarówno kanały telewizyjne, jak i organizacje terrorystyczne, są często określane jako „sieci”. Cokolwiek przyniesie przyszłość, nie powinniśmy być zaskoczeni, że terroryści nauczyli się wykorzystywać nowe technologie. I to bez znaczenia czy jest to nowy rodzaj broni, czy nowy portal społecznościowy. Dzięki owym portalom mogą w czasie niemal rzeczywistym rozpowszechniać swoje przesłanie na cały świat. Rodzi się pytanie, dlaczego idąc tropem innych udostępnianych materiałów, nie zrobiono tego podczas ostatnich zamachów (Charlie Hebdo, Paryż, Bruksela). Być może terroryści nauczyli się wykorzystywać do ich rozpowszechnienia nie tylko media, ale i nas?
Rok 1972, Olimpiada w Monachium. Pierwsza olimpiada transmitowana w całości na żywo i wyłącznie w kolorze, przez telewizje większości państw z całego świata. Członkowie radykalnej palestyńskiej organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień atakują 11 sportowców – część z nich uprowadzono, kilkoro zabito w hotelu. Kamery, zamiast rozgrywek sportowych, pokazywały krwawe rozgrywki Palestyńczyków z Izraelczykami. Lata 80. to powstanie Al-Kaidy, która od początku świadomie wykorzystywała różnego rodzaju broszury, kasety i lokalne media do szerzenia idei propagandowych. Brakowało jednak medium, które udostępni przesłanie milionom ludzi. Dla Bin Ladena było to oczywiste – potrzebny jest spektakularny atak, którego media nie będą mogły zignorować. 11 września 2001 roku runęły wieże WTC. I mówi(ł) o tym cały świat.
Media cyfrowe radykalnie zmieniły sposób działania terrorystów. W ciągu kilku lat ich podstawowy problem – dotarcie do masowej publiczności – po prostu zniknął. Pierwsze zmiany polegały na wprowadzeniu taniego sprzętu umożliwiającego nagrywanie i oprogramowania, pozwalającego stworzyć profesjonalne materiały. Internet sprawił, że materiały zaczęto pokazywać większej publiczności. Terroryści mogą mówić bezpośrednio do konkretnych osób, z pełną świadomością, że media z całego świata te materiały udostępnią. ISIS pokazało m.in. egzekucje syryjskich żołnierzy, domniemanych szpiegów, podejrzanych o homoseksualizm. Niektórzy zostali ścięci, inni rozstrzelani, wysadzeni lub spaleni. Takie filmy chwilę po publikacji pojawią się w największych stacjach telewizyjnych świata i na prawie każdym portalu. Oczywiście z pominięciem najbardziej drastycznych momentów. Ale czy to ma jakieś znaczenie?
Materiały odgrywają podwójną rolę: mają przerażać i inspirować. Inspirują do tego stopnia, że serwują zainteresowanym gotowy system wartości i plan działania. Terroryści, którzy zabili 12 osób w Paryżu w styczniu ubiegłego roku, w wyniku ataku na Charlie Hebdo, mieli słabe powiązania z organizacjami terrorystycznymi. Jeden z nich (Amedy Coulibaly) dopiero po zamachu otrzymał poparcie ze strony ISIS. Atak na Charlie Hedbo pozwolił jednak dostrzec różnicę w zachowaniu terrorystów. Obrazy znamy z relacji przechodniów, którzy użyli smartfonów, by pokazać światu te wydarzenia. Listopadowe zamachy w Paryżu też poznaliśmy dzięki materiałom z telefonów komórkowych. Wprawdzie mediom udało się uzyskać kilka nagrań z monitoringu, ale najbardziej poruszający był materiał przedstawiający tłum w sali koncertowej Bataclan w chwili, gdy rozległy się pierwsze strzały. Podobnie jest dzisiaj z relacjami z zamachów w Brukseli.
Struktura grup terrorystycznych, coraz bardziej zróżnicowanych, rozdrobnionych i dynamicznych, odzwierciedla strukturę zmian w mediach. Nowoczesny terroryzm, rozprzestrzeniany w social media, współistnieje z tradycyjnym, który jeszcze z tych narzędzi nie korzysta. Analogicznie do mediów (papier współistnieje z cyfrą). To nie przypadek, że zarówno kanały telewizyjne, jak i organizacje terrorystyczne, są często określane jako „sieci”. Cokolwiek przyniesie przyszłość, nie powinniśmy być zaskoczeni, że terroryści nauczyli się wykorzystywać nowe technologie. I to bez znaczenia czy jest to nowy rodzaj broni, czy nowy portal społecznościowy. Dzięki owym portalom mogą w czasie niemal rzeczywistym rozpowszechniać swoje przesłanie na cały świat. Rodzi się pytanie, dlaczego idąc tropem innych udostępnianych materiałów, nie zrobiono tego podczas ostatnich zamachów (Charlie Hebdo, Paryż, Bruksela). Być może terroryści nauczyli się wykorzystywać do ich rozpowszechnienia nie tylko media, ale i nas?