Kilka tygodni temu napisałam tekst o polskiej burlesce, która przestała być alternatywą dla zajęć fitness, eleganckim striptizem, czy zwykłym pokazem tańca w kieliszku. Pisałam o tym, jak roznegliżowani performersi, z „matką polskiej burleski”, czyli Betty Q na czele, coraz częściej wykorzystują scenę do politycznych manifestów.
A potem zobaczyłam Betty Q na scenie odbywającego się w Amsterdamie Burlesque Award. Jako jedyna Polka walczyła o koronę królowej neo burleski z najlepszymi artystkami z całej Europy (i jedną Amerykanką). Zrobiła piorunujące wrażenie nie tylko na mnie, ale i na całej, zdominowanej – co oczywiste – przez Holendrów widowni.
I wtedy pomyślałam sobie, że miło podziwiać Polkę w tak doborowym towarzystwie, że fajnie, że mamy swoją reprezentantkę nawet w tak specyficznej i do niedawna nieznanej nad Wisłą dziedzinie sztuki, jaką jest burleska.
Pomyślałam też, że jeszcze milej byłoby, gdyby impreza o podobnej randze odbywała się gdzieś w Polsce, by cyklicznie przyjeżdżały do nas gwiazdy światowego formatu, bo – dziś to wiem – burleska może wciągać. Mnie wciągnęła. Urzekły mnie aktorskie zdolności performerek, to jak w kilka minut potrafią stworzyć na scenie prawdziwe przedstawienie. Zaczarować i oczarować widownię.
Ten, kto nigdy nie widział burleski (albo zna ją jedynie w ograniczonej wersji z popularnych talent show) – powinien wybrać się na jakieś przedstawienie Betty Q (wszak związana jest m.in. z „Pożarem w burdelu”), albo najlepiej na międzynarodowy festiwal, w którym nasza performerka będzie występować. Bo im więcej osób dowie się, o co w burlesce chodzi, tym większe szanse na to, by polska siła w burleskowym świecie była jeszcze bardziej zauważalna.
Tak, jak było w Rzymie, kiedy to Betty pokonała konkurentki w drodze po tytuł „papieżycy burleski”:
I wtedy pomyślałam sobie, że miło podziwiać Polkę w tak doborowym towarzystwie, że fajnie, że mamy swoją reprezentantkę nawet w tak specyficznej i do niedawna nieznanej nad Wisłą dziedzinie sztuki, jaką jest burleska.
Pomyślałam też, że jeszcze milej byłoby, gdyby impreza o podobnej randze odbywała się gdzieś w Polsce, by cyklicznie przyjeżdżały do nas gwiazdy światowego formatu, bo – dziś to wiem – burleska może wciągać. Mnie wciągnęła. Urzekły mnie aktorskie zdolności performerek, to jak w kilka minut potrafią stworzyć na scenie prawdziwe przedstawienie. Zaczarować i oczarować widownię.
Ten, kto nigdy nie widział burleski (albo zna ją jedynie w ograniczonej wersji z popularnych talent show) – powinien wybrać się na jakieś przedstawienie Betty Q (wszak związana jest m.in. z „Pożarem w burdelu”), albo najlepiej na międzynarodowy festiwal, w którym nasza performerka będzie występować. Bo im więcej osób dowie się, o co w burlesce chodzi, tym większe szanse na to, by polska siła w burleskowym świecie była jeszcze bardziej zauważalna.
Tak, jak było w Rzymie, kiedy to Betty pokonała konkurentki w drodze po tytuł „papieżycy burleski”: