Zamieściłem ostatnio tweet, w którym zwróciłem uwagę, że nasza dzielna Inga Strajkująca jest niemal wierną kopią Grety Walczącej. Pomijając ściek wyzwisk i oskarżeń, jakimi uraczyli mnie kochani tolerancyjni rodacy, dostrzegłem pewną prawidłowość. Znacząca większość komentujących zgłaszała ten sam zarzut: "ty nic nie robisz, a one walczą za nas i dla nas o klimat". Co tam klimat! Chodzi o uratowanie Ziemi. Nie ludzkości – bo ta już wydała na siebie wyrok, kiedy tylko pierwszy homo erectus wystawił ohydny łeb poza jaskinię – ale Ziemi, Natury, Planety. Walka trwa, liczy się każdy transparent, każdy tweet i każdy komentarz na fejsie. Oręż zaiste potężny. I prosta zasada – kto nie jest z nami, ten przeciw nam. Przeciw Ziemi – to zdrajca i bandyta. Oraz stary dziad egoista. Bo jako stary dziad (mam 43 lata) jestem zdaniem kochanych twitterowiczów skupiony na sobie i nie interesuje mnie to, że za 15-20 lat wszyscy umrzemy.
Faktycznie – walka o klimat w ogóle mnie nie zajmuje. Lubię, jak jest ciepło. Używam plastikowych słomek, nie segreguję śmieci i zupełnie nie przejmuję się stężeniem CO2 w atmosferze. Przynajmniej rośliny bujnie kwitną. Tak, jestem starym dziadem egoistą. Ale to drugorzędne. Przede wszystkim mam w sobie zbyt dużo pokory wobec Natury, żeby wierzyć w to, że jako ludzie mamy bezpośrednio tak duży wpływ na klimat całej planety. Jesteśmy zaledwie pryszczem na powierzchni Ziemi i wcześniej czy później Natura potraktuje nas jak pryszcza. Wróćmy jednak do młodych dam. Obie wyglądają podobnie (rysy twarzy, fryzura, mimika) i stosują niemal tę samą metodę (strajk szkolno-parlamentarny). Czy działanie Polki nazwiemy kopią, czy naśladownictwem, nie ma większego znaczenia. Obie dziewczynki mają jeden przekaz i jeden schemat działania.
Ewidentne jest to, że mamy do czynienia z akcją marketingu społeczno-politycznego, na którym ktoś zarabia – pieniądze, wpływy, władzę. Pomysł, aby użyć do walki niewinnie wyglądające dziewczynki z warkoczykami, był – przyznaję – zaiste genialny. Bo przecież wiadomo – kto zaatakuje nastolatki, ten jest starym dziadem egoistą i nadaje się tylko na odstrzał. I lud nasz ukochany, reprezentowany przez twitterowiczów spod tęczowo-unijnej flagi, kupił ten przekaz bez zastrzeżeń.
Co innego jednak niepokoi. Zatroskani dorośli obywatele nie mają najmniejszych oporów, aby na wojnę o zbawienie świata wysłać dzieci. Niech walczą! Za nas i o nas! Nawet jeśli to walka medialna, to wciąż na pierwszej linii frontu stoją nastolatki z warkoczykami posłane tam przez dorosłych pozbawionych wszelkich hamulców moralnych. Jeśli komuś się wydaje, że wystawienie na atak i hejt w mediach to drobiazg, to zapewniam, że niejeden dorosły byłby zszokowany tym, co inni dorośli potrafią napisać – ile jadu, nienawiści i agresji potrafią z siebie wykrzesać. A jak ma sobie z tym poradzić nastolatka?
Dorośli, którzy wymyślili całą akcję i posłali dziewczynki w bój o lepsze jutro, wzbudzają większe obrzydzenie niż legion tych wszystkich sfrustrowanych prymitywów niepotrafiących wyjść poza prostackie wulgaryzmy i najprostsze sylogizmy oparte o skojarzenia fekalno-seksualne. Ci wspaniali wrażliwi, którzy piszą wyrafinowanym językiem, a i nierzadko mają tytuły i dyplomy, potrafią jedynie schować się za plecami trzynastolatki i stamtąd pohukiwać na zły świat i podłych ludzi. Dać lajka, dać komentarz, udostępnić tweet albo post – to jest to! Do tego odpowiedni hasztag i emotikona – biceps, kwiatek, tęcza! Nawet nie trzeba wyjść przed dom i rysować kredą po chodniku – można zostać bohaterem nie ruszając tyłka sprzed komputera. Polubienie dane – planeta uratowana.
Gdyby przyszło nam stawać do jakiejkolwiek wojny, ci ludzie bez oporu wyślą do walki dzieci – rzecz jasna, cudze dzieci – a potem ukryci bezpiecznie za ich plecami będą pouczać innych jak walczyć, jak być odważnym i jak umierać za sprawę. I to właśnie im, dzielnym internautom spod znaku tęczy i papierowej słomki, skrytym za plecami nastolatki z warkoczykami, dedykuję – w odpowiedzi na ich pełne świętego oburzenia tweety – kanoniczny już dzisiaj czterowers Tuwima. Z nadzieją, że chociaż psu dadzą spokój.