Mija siedemdziesiąt pięć lat od wybuchu powstania, które zakończyło się zagładą Warszawy. Trudno znaleźć w historii ludzkości drugie tak zbrodnicze przedsięwzięcie. Czy jak co roku będziemy się puszyć i uwznioślać, czy może wreszcie wykorzystamy okazję, aby wyciągnąć wnioski z historii? Kalectwo Warszawy widać do dziś gołym okiem - nie tylko w postaci ruin, ale też w formie pustych niezagospodarowanych przestrzeni. I zacofania cywilizacyjnego, które trudno nadrobić. I to wszystko w wyniku jednej decyzji stanowiącej połączenie zdrady i nieudolności.
Powstanie nie musiało wybuchnąć i byłoby lepiej, gdyby nie wybuchło. Miało wartość wyłącznie dla Brytyjczyków i Sowietów, którym ułatwiło pogrzebanie Polski. Pozbawiona rdzennej ludności i kultury materialnej stolica Polski stała się cmentarzem, dosłownie i w przenośni, jakichkolwiek perspektyw na samodzielność polityczną Polski po II Wojnie Światowej.
O ile Stalina i Churchilla można zrozumieć, bo Powstanie było im bardzo na rękę i było w ich interesie, o tyle nie ma mowy o jakimkolwiek zrozumieniu dowództwa powstania. Wysłać na śmierć dzieci i pozwolić zburzyć całe miasto to albo głupota, albo zdrada. W tym przypadku kombinacja obu. I jest przerażające, że ludzi pokroju Okulickiego czy Bora-Komorowskiego honoruje się ulicami i pomnikami, choć ich miejsce powinno być na sądzie wojennym. Jak każdego zdrajcy. Ponieważ zdrajcą jest ten, kto świadomie działa na rzecz obcych mocarstw, doprowadzając przy tym do śmierci rodaków.
Bo za śmierć kilku tysięcy kryminalistów i degeneratów po stronie niemieckiej zapłaciliśmy hekatombą warszawiaków. Absurdalna cena, tym bardziej bolesna, że poniesiona kompletnie po nic. Bez względu na bajania różnej maści fantastów spod znaku szabelki i honoru powstanie nie miało żadnego pozytywnego skutku. ŻADNEGO.
Płakać się chce, kiedy dzisiaj myśli się o tych wszystkich ludziach, głównie bezbronnych, którzy stracili życie w powstaniu. Stracone pokolenie, stracona szansa na pracę organiczną po wojnie, stracona perła architektury, jaką była przedwojenna Warszawa. Raz oddane życie jest nie do odzyskania, a ze stosu martwych ciał pożytek żaden. Może zamiast bezmyślnie świętować zagładę Warszawy warto byłoby poświęcić czas i energię na upowszechnianie prostej, choć trudnej prawdy, że wszystkie zdarzenia mają przyczyny i skutki. I że oddziaływając na przyczyny, można wpływać na skutki. Zawsze. Nic nie jest z góry przesądzone.
– Celem wojny nie jest umrzeć za ojczyznę, tylko sprawić, by tamci s*******e zginęli za swoją – gen. G.C. Patton. Nie stawiajmy panu generałowi pomnika, bo pomnik to tylko kamieni kupa. Lepiej uczyńmy z tych słów motto dla następnych pokoleń.
Chwała bohaterom, potępienie zdrajcom. Ale trzeba być żywym, żeby to docenić.