Po pierwsze, Prezydent Trump właśnie rozpoczął operację zatopienia Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) jako - uwaga! - winnego pandemii. Zdaniem Prezydenta Trumpa WHO od początku podawała niejasne i sprzeczne dane, a wszystko w wyniku zbytniego zaufania do informacji podawanych przez Chiny. W ten sposób Trump piecze dwie pieczenie na jednym ogniu - pośrednio wskazuje winnego oraz likwiduje posłańca złej nowiny. Druga informacja jest taka, że Prezydent Trump dał gubernatorom stanów zielone światło w zakresie decyzji i harmonogramu tzw. odmrażania gospodarki.
W praktyce oznacza to, że jakkolwiek formalnie USA wciąż dzielnie walczy z epidemią, to w rzeczywistości jest już zielone światło dla powrotu do sytuacji sprzed tzw. lockdownu. Prezydent Trump wręcz naciska, aby nastąpiło to zgodnie z wcześniejszym planem, czyli od 1 maja 2020r. Wychodzi na to, że amerykańskie zatrzymanie gospodarki z powodu koronawirusa potrwa zaledwie parę tygodni. A potem wirus wycofa się na z góry upatrzone pozycje.
I wtedy zacznie się spektakl szukania winnego. Albo inaczej - winny już jest, teraz trzeba będzie tylko odpowiednio przekazać to opinii publicznej. Czy WHO upadnie, czy tylko utraci wiarygodność, z punktu widzenia politycznego PR nie ma to większego znaczenia, bo WHO stanie się już tylko wydmuszką.
Zatem dzisiaj każdy już wie, a jeśli nie wie dziś, to będzie wiedział jutro, że koronawirus jest sprawką Chin. A WHO pełniło jedynie rolę „sługusa imperializmu”, jak to się kiedyś określało w postępowej części świata. Bo przecież WHO to chińska agentura. Poprzednim prezesem tej światłej organizacji była Chinka Margaret Chang. Przypadek? Właśnie tak się wykuwa jedynie słuszne prawdy.
W rzeczywistości sprawy mają się zgoła inaczej. Na pandemii zaaplikowanej nam przez WHO straci Unia Europejska oraz przede wszystkim Chiny. Jaki bowiem powirusowy obraz gospodarczy powoli zaczyna się wyłaniać?
Globalizacja - zła. Otwarte granice - złe. Swoboda przepływu kapitału - zła. Konkurencja ceną siły roboczej - zła. Wolny handel - zły. Są to kluczowe elementy ekspansji chińskiej gospodarki. Powrót Europy do zamkniętych rynków narodowych to dla Chin olbrzymi problem. A przecież Zjednoczona Europa, ten niewielki kawałek lądu o bardzo dużym zagęszczeniu ludności, był ostatnio kluczowym odbiorcą chińskiej produkcji.
Wojna celno-handlowa USA z Chinami, zainicjowana zresztą przez USA, niekorzystnie odbiła się na gospodarce obu krajów, ale zdecydowanie bardziej pogorszyła sytuację Chin. I kiedy wydawało się w połowie grudnia 2019r., że sprawy wreszcie przybiorą pozytywny obrót, bo szykował się koniec wojny celnej USA-Chiny oraz rozpoczęły się rozmowy o wolnym handlu pomiędzy Chinami i Unią Europejską, nagle wystrzelił wirus i dosłownie zamknął granice.
Europa jest spętana biurokracją. Nieuchronna inflacja i bieda w połączeniu z postępującą izolacją państw narodowych to niedobry prognostyk odbudowy gospodarki. A odżywający co jakiś czas pomysł bezwarunkowego dochodu gwarantowanego będzie gwoździem do trumny. Chiny zostaną wręcz skazane na handel z USA, a przecież także będą musiały zrobić ekonomiczny restart.
Tymczasem amerykańska gospodarka, jako bardziej liberalna i prorynkowa, ma szansę szybciej odbić się od dna. W końcu najbiedniejszy stan Missisipi jest bogatszy niż Niemcy. Warunkiem jest jednak to, żeby Trump nie poszedł w ślady Roosevelta, którego New Deal dorżnął gospodarkę tak skutecznie, że sytuację uratowała dopiero II Wojna Światowa zwycięska dla USA.
W tym całym zamieszaniu USA ma szansę wyjść obronną ręką. Nie chodzi jednak o wartości bezwzględne (jakieś ofiary trzeba ponieść), ale relacje sił pomiędzy Chinami a USA. Recesja w Chinach i państwach Unii Europejskiej najprawdopodobniej okaże się dużo głębsza i bardziej trwała. W efekcie widmo utraty przez USA pozycji hegemona w handlu międzynarodowym odsunie się o kolejne dziesięciolecia. Koronawirus może się zatem bardzo przysłużyć Stanom Zjednoczonym. I to wszystko z winy Chin!
Nawiązując do Einsteina, okazuje się, że trzecią wojnę światową prowadzi się przy użyciu mediów i informacji. Oby tylko przepowiednia co do kijów i kamieni w czwartej wojnie nie okazała się trafiona.
Dla Polski jest jednak nadzieja. Paradoksalnie jest nią utrzymanie dotychczasowego kursu sceptycyzmu wobec Unii Europejskiej i jej szalonych pomysłów. Podobnie jak dziesięć lat temu, kiedy nie kupiliśmy „cudownej” szczepionki na świńską grypę. Za tę szczepionkę do dziś płacą brytyjscy i szwedzcy podatnicy. Płacą podwójnie - raz zdrowiem, dwa - odszkodowaniami wypłacanymi przez ich rządy.
Mamy zatem ofertę biletu na gospodarczy Titanic, a w dodatku jest to bilet opłacony naszymi własnymi pieniędzmi. Możemy jednak i powinniśmy zrezygnować z tego rejsu. Jeśli cała Europa zmierza w kierunku fiskalizmu i centralnego planowania, to my musimy iść inną drogą - liberalizacji, prywatyzacji i zmniejszenia opodatkowania, zwłaszcza obniżenia podatkowych kosztów pracy na rzecz opodatkowania majątku. To działa. Zadziałało w 1989r., zadziała i teraz.