-Czy jest Anna Karenina?
- Nie ma takiej.
- Chodzi mi o tę Kareninę, od Lwa Tołstoja, pisarza rosyjskiego.
- Aaaaaaaa, czyli książka. To jest! Ale, proszę pana, Kareniny nie napisał Tołstoj.
- A kto?
- Mmmmm, mmmmmmm, inny jakiś...
- A ja bym wolał tę Kareninę od Tołstoja.
- O Tołstoj! Jest! Miał pan rację! 14 złotych!
- 14! To do zobaczenia.
- Zapraszamy!
Lubię robić interesy z kulturalnymi ludźmi. Kulturalnych ludzi cechuje tolerancja i skłonność do kompromisu. Gdyby w antykwariacie pracował jakiś cham dostałbym po pysku. A ja dostałem Annę Kareninę i to dokładnie tego autora, przy którym się upierałem.
Kocham Annę Arkadiewnę, więc skryłem ją pod kurtką, bo padało.
Znów zrobiłem dobry interes. Za czternastaka mógłbym najwyżej kupić kebaba na cienkim cieście. Tymczasem kebab na cienkim (dużo bardziej, niż ten na grubym) to rzecz ulotna.
A Anna Arkadiewna jest wieczna i choć zawsze umiera to jest nieśmiertelna. Choćby z tego powodu wolę ją. Drugi powód jest taki, że Anna Karenina to najlepsza powieść na świecie. Anna Karenina ma to do siebie, że znika. Każda z milionów wydrukowanych książek chce opowiadać historię swojej Kareniny. Nie ma powrotów, wertowania stron do tyłu. Ta powieść jest jak życie. Coś już się wydarzyło, nie da się tego poprawić, popróbować raz jeszcze. Musi zostać tak jak jest. Nie ma rady.
Mnie Anny Arkadiewny zabrakło jak zwykle późną jesienią. Bo ja zawsze zaczynam ją czytać późną jesienią. Harmonogram jest taki:
1. "Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina, jest nieszczęśliwa na swój sposób" - listopad za pasem.
2. Anna się kocha i zaczyna rozpuszczać cierpienie w laudanum – grudzień/styczeń,
3. Stangreta odprawi i stanie na peronie z czerwoną torebką u progu wiosny. Długo będzie się wpatrywać w koła przejeżdżających wagonów.
4. Potem... potem przestanę czytać.
Nigdy nie przeczytałem powieści do końca. Bez Anny to nie ma sensu.
Umizgi do postaci literackiej świadczą o niedojrzałości emocjonalnej i egzaltacji – to jest oczywiste. Jednak mam coś na swoją obronę. Lew Tołstoj drukował powieść w odcinkach w "Russkim Wiestniku". Jak to miał w zwyczaju redagował tekst uporczywie, z wielką namiętnością. Ja nie wiem, ale na przykład brytyjski profesor R.F.Christian (znawca Tołstoja i dyplomata w Moskwie) uważał, że Lew T. chciał zrobić z Anny zwykłą dziwkę.
Tylko Anna Arkadiewna mu na to nie pozwoliła. Hrabia Tołstoj sobie pisał, a pani Karenin stała za jego biurkiem i tłumaczyła do ucha jak to z nią było naprawdę. Wyszło tak jak chciała - nikt nie był w stanie jej potępić. Pewnie za to hrabia Tołstoj był na Annę Arkadiewnę bardzo obrażony.
Mam w bibliotece książkę Ilii Tołstoja – syna pisarza, który jako kilkuletni chłopiec był świadkiem pracy nad najlepszą powieścią świata: "- Co to za sztuka napisać, że jakiś oficer zakochał się w mężatce – mówił ojciec – to nic trudnego, a przede wszystkim nic dobrego. Wstrętne to i niepożyteczne! Jestem przekonany, że ojciec gdyby mógł zniszczyłby dawno tę powieść, której nigdy nie lubił i zawsze oceniał ujemnie".
Lew Nikołajewicz – pamiętajmy o tym - miał wówczas początek ostrego zwrotu umysłowego. Pisał jeszcze rzeczy wielkie, ale nigdy tak wielkie. Za to dużo z tego co stworzył "po Annie" trafiło na wąską półkę z dziełami mętnymi, hermetycznymi. Kto pamięta rozprawę "Królestwo Boga jest wewnątrz Ciebie" albo "Krytykę teologii dogmatycznej"? Wiem, że nikt.
A Anna? Anna go nie opuściła. Nabokov, który uczył amerykańskich studentów literatury rosyjskiej przywołał anegdotę.
Tołstoj u kresu życia, siedząc w majątku w Jasnej Polanie sięgnął po przypadkową książkę z półki w biblioteczce. Zaczął czytać niechlujnie, od środka. A lektura go porwała, nie mógł przestać. W końcu spojrzał na okładkę. To była powieść Lwa Tołstoja "Anna Karenina".
Czy jest z tego jakiś morał? Z kobietami nie ma żartów. Nieważne jak bardzo są nierealne.
Paweł Reszka na Facebooku
- Nie ma takiej.
- Chodzi mi o tę Kareninę, od Lwa Tołstoja, pisarza rosyjskiego.
- Aaaaaaaa, czyli książka. To jest! Ale, proszę pana, Kareniny nie napisał Tołstoj.
- A kto?
- Mmmmm, mmmmmmm, inny jakiś...
- A ja bym wolał tę Kareninę od Tołstoja.
- O Tołstoj! Jest! Miał pan rację! 14 złotych!
- 14! To do zobaczenia.
- Zapraszamy!
Lubię robić interesy z kulturalnymi ludźmi. Kulturalnych ludzi cechuje tolerancja i skłonność do kompromisu. Gdyby w antykwariacie pracował jakiś cham dostałbym po pysku. A ja dostałem Annę Kareninę i to dokładnie tego autora, przy którym się upierałem.
Kocham Annę Arkadiewnę, więc skryłem ją pod kurtką, bo padało.
Znów zrobiłem dobry interes. Za czternastaka mógłbym najwyżej kupić kebaba na cienkim cieście. Tymczasem kebab na cienkim (dużo bardziej, niż ten na grubym) to rzecz ulotna.
A Anna Arkadiewna jest wieczna i choć zawsze umiera to jest nieśmiertelna. Choćby z tego powodu wolę ją. Drugi powód jest taki, że Anna Karenina to najlepsza powieść na świecie. Anna Karenina ma to do siebie, że znika. Każda z milionów wydrukowanych książek chce opowiadać historię swojej Kareniny. Nie ma powrotów, wertowania stron do tyłu. Ta powieść jest jak życie. Coś już się wydarzyło, nie da się tego poprawić, popróbować raz jeszcze. Musi zostać tak jak jest. Nie ma rady.
Mnie Anny Arkadiewny zabrakło jak zwykle późną jesienią. Bo ja zawsze zaczynam ją czytać późną jesienią. Harmonogram jest taki:
1. "Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina, jest nieszczęśliwa na swój sposób" - listopad za pasem.
2. Anna się kocha i zaczyna rozpuszczać cierpienie w laudanum – grudzień/styczeń,
3. Stangreta odprawi i stanie na peronie z czerwoną torebką u progu wiosny. Długo będzie się wpatrywać w koła przejeżdżających wagonów.
4. Potem... potem przestanę czytać.
Nigdy nie przeczytałem powieści do końca. Bez Anny to nie ma sensu.
Umizgi do postaci literackiej świadczą o niedojrzałości emocjonalnej i egzaltacji – to jest oczywiste. Jednak mam coś na swoją obronę. Lew Tołstoj drukował powieść w odcinkach w "Russkim Wiestniku". Jak to miał w zwyczaju redagował tekst uporczywie, z wielką namiętnością. Ja nie wiem, ale na przykład brytyjski profesor R.F.Christian (znawca Tołstoja i dyplomata w Moskwie) uważał, że Lew T. chciał zrobić z Anny zwykłą dziwkę.
Tylko Anna Arkadiewna mu na to nie pozwoliła. Hrabia Tołstoj sobie pisał, a pani Karenin stała za jego biurkiem i tłumaczyła do ucha jak to z nią było naprawdę. Wyszło tak jak chciała - nikt nie był w stanie jej potępić. Pewnie za to hrabia Tołstoj był na Annę Arkadiewnę bardzo obrażony.
Mam w bibliotece książkę Ilii Tołstoja – syna pisarza, który jako kilkuletni chłopiec był świadkiem pracy nad najlepszą powieścią świata: "- Co to za sztuka napisać, że jakiś oficer zakochał się w mężatce – mówił ojciec – to nic trudnego, a przede wszystkim nic dobrego. Wstrętne to i niepożyteczne! Jestem przekonany, że ojciec gdyby mógł zniszczyłby dawno tę powieść, której nigdy nie lubił i zawsze oceniał ujemnie".
Lew Nikołajewicz – pamiętajmy o tym - miał wówczas początek ostrego zwrotu umysłowego. Pisał jeszcze rzeczy wielkie, ale nigdy tak wielkie. Za to dużo z tego co stworzył "po Annie" trafiło na wąską półkę z dziełami mętnymi, hermetycznymi. Kto pamięta rozprawę "Królestwo Boga jest wewnątrz Ciebie" albo "Krytykę teologii dogmatycznej"? Wiem, że nikt.
A Anna? Anna go nie opuściła. Nabokov, który uczył amerykańskich studentów literatury rosyjskiej przywołał anegdotę.
Tołstoj u kresu życia, siedząc w majątku w Jasnej Polanie sięgnął po przypadkową książkę z półki w biblioteczce. Zaczął czytać niechlujnie, od środka. A lektura go porwała, nie mógł przestać. W końcu spojrzał na okładkę. To była powieść Lwa Tołstoja "Anna Karenina".
Czy jest z tego jakiś morał? Z kobietami nie ma żartów. Nieważne jak bardzo są nierealne.
Paweł Reszka na Facebooku