Bez względu na to jaką gazetę otworzymy lub wyświetlimy jakąkolwiek informacyjną stronę internetową, jesteśmy bombardowani ….. rankingami. Rankingi, rankingi, jeszcze raz rankingi. I albo Polska zajmuje pierwsze miejsce, to z reguły są te rankingi, które opisują jakieś patologie, albo zajmuje jedno z ostatnich miejsc. Wtedy gdy oceniane są tematy pozytywne.
Przed chwilą znalazłem opublikowany w internecie ranking Europejskiego Konsumenckiego Indeksu Zdrowia (EHCI), gdzie Polska „zaliczyła” 31. miejsce na 34 możliwe. Tym razem jesteśmy, jak często, przed Litwą i Rumunią, ale wyjątkowo za Bułgarią. Czy jest sens czytać dalej artykuł podsumowujący taki ranking? W mojej ocenie: nie ma. Bo wyszło, że Polska zdobyła mniej więcej połowę punktów w porównaniu do zwycięzcy – Holandii.
Dla zainteresowanych śpieszę podać, że również w spożyciu legalnego alkoholu, w tym wódki, jesteśmy daleko poza czołówką.
Dlaczego tak musi być?
Musi taki być, ponieważ rząd Polski jest całkowicie bezkoncepcyjny. A brak koncepcji zarządzania krajem wywodzi się z elementarnej niekompetencji poszczególnych ministrów.
Stosunkowo niedawno miałem okazję wielokrotnie rozmawiać z jednym z sekretarzy stanu, jeszcze z rządu Tuska, który utracił swoje stanowisko. Gdy był już zwykłym posłem uwielbiał opowiadać o swojej pracy w ministerstwie.
Jak więc wyglądał jego przeciętny, ministerialny dzień pracy?
Zaraz po wejściu do swojego gabinetu, grupa pracowników odpowiedzialnych za media przedstawiała mu raport z doniesień medialnych dnia a jego robota polegała na „rozminowaniu” tych „pól minowych” zgodnie z oficjalnym stanowiskiem rządu.
Z oczywistych powodów nie miał już czasu na żadne prace koncepcyjne. Nawet gdyby miał ten czas, to jego zagospodarowanie w ten sposób nie miałoby sensu. Rzekomo w szufladach biurek ministerstwa leżą dziesiątki projektów ustaw. Wystarczyłoby sięgnąć po właściwą i coś zmienić. Ale nie było woli pryncypała.
Teraz spójrzmy na kompetencje ministrów i weźmy na „tapetę” moje ulubione w tej kategorii ministerstwo. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, w skrócie MIR, dawniej ministerstwo transportu.
Szybki research w prasie i są wyniki: ktoś w oparciu o dane ministerstwa gospodarki (też powtórzone za kimś) napisał, że aż ponad 3% PKB całego świata generują porty lotnicze. Teoretycznie możliwe, bo ktoś mądry kiedyś wpadł na to, że lepiej jest przylecieć do nowoczesnego, przyjaznego portu lotniczego, nawet tanimi liniami lotniczymi, niż wysiadać na klepisku w środku niczego. Stąd racjonalne są inwestycje w porty lotnicze. Na świecie. Tymczasem w Polsce nie ma lotniska z „rękawem” dla samolotów. Podróżni niezmiennie doświadczają uroków spaceru po płycie lotniska, nawet na największym w kraju Okęciu. Ile to jest 3% PKB Polski? Ok. 54 mld PLN. Czyli 148 mln PLN dziennie. Utopia, senny miraż w MIRze. Za to LOT miałczy i kwiczy, że padnie lada dzień.
Idźmy, a raczej jedźmy dalej. Autostrady. Od marca przejazd z Katowic do Krakowa będzie kosztował 20 PLN. Kasa idzie do prywatnego operatora. Tymczasem w okolicach Gliwic GDDKiA „rozdaje” rocznie prawie 2 mln „darmowych” biletów, których koszt de facto pokrywają ci, co płacą za przejazd. Dlaczego? Bo bramki są ustawione w złym miejscu. No właśnie – bramki. Autostrada z założenia ma być ekspresową drogą do szybkiego pokonywania dystansów. Jaka jest logika w tym aby co kilkadziesiąt kilometrów przegradzać ją „tamą” z bramek? Kto wybierał operatorów autostrad i system poboru opłat?
Dziś podróż z Poznania do Warszawy autostradą kosztuje tyle co bilet na Pendolino. A w sumie to kosztowałby tyle samo, bo Pendolino nie jeździ do Poznania. W końcu po co ma jeździć po nowoczesnych torach, jak może jeździć po starych. Szczególnie polecam Państwu przejażdżkę najnowocześniejszym, dwukrotnie droższym od rodzimego, pociągiem na trasie Wrocław – Katowice – Kraków. Równie interesująco zapowiada się podróż z Rzeszowa do Krakowa – podobno na dniach ma ruszyć przedsprzedaż na bilety na 2017 rok.
Oczywiście nikt w ministerstwie nie pomyślał, że dając absolutne pierwszeństwo przejazdu naszym włoskim demonom prędkości, skutecznie eliminuje się np. ruch towarowy na Centralnej Magistrali Kolejowej. Bo niby jak inaczej ma zapewnić przepustowość przejazdu skład towarowy – węglowy, dajmy na to do Gdańska, którego prędkość podróżna to 30-40 km/h? Trzeba „zawalidrogę” usunąć.
Niestety dla tych węglarek nie ma racjonalnej alternatywy. Nie zadbano o rozwój żeglugi śródlądowej – nie ma jak w Polsce „spławić” węgla nad Bałtyk. Co jest rozwiązaniem tanim i „ekologicznym”. Pozostają więc drogi krajowe i transport kołowy. Oba mocno przeciążone. To może lepiej nie wozić węgla po drogach? Da się, jak tylko ograniczymy wydobycia węgla w Polsce…..
A to, że potencjał transportowy uregulowanej Odry to 80 mln ton towarów rocznie, z czego spora część „wozi” się dziś po drogach, to są korzyści i ekonomiczne i przeciwpowodziowe, wiedzą już nawet przedszkolaki w Opolu. Ale nie chcą wiedzieć urzędnicy w ministerstwie. Dla nich Odra to co najwyżej naturalny tor kajakowy.
Gaszenie pożarów. Tym zajmuje się polski rząd. Nie kreuje rzeczywistości tylko nieudolnie próbuje się do niej dostosować.
Dla zainteresowanych śpieszę podać, że również w spożyciu legalnego alkoholu, w tym wódki, jesteśmy daleko poza czołówką.
Dlaczego tak musi być?
Musi taki być, ponieważ rząd Polski jest całkowicie bezkoncepcyjny. A brak koncepcji zarządzania krajem wywodzi się z elementarnej niekompetencji poszczególnych ministrów.
Stosunkowo niedawno miałem okazję wielokrotnie rozmawiać z jednym z sekretarzy stanu, jeszcze z rządu Tuska, który utracił swoje stanowisko. Gdy był już zwykłym posłem uwielbiał opowiadać o swojej pracy w ministerstwie.
Jak więc wyglądał jego przeciętny, ministerialny dzień pracy?
Zaraz po wejściu do swojego gabinetu, grupa pracowników odpowiedzialnych za media przedstawiała mu raport z doniesień medialnych dnia a jego robota polegała na „rozminowaniu” tych „pól minowych” zgodnie z oficjalnym stanowiskiem rządu.
Z oczywistych powodów nie miał już czasu na żadne prace koncepcyjne. Nawet gdyby miał ten czas, to jego zagospodarowanie w ten sposób nie miałoby sensu. Rzekomo w szufladach biurek ministerstwa leżą dziesiątki projektów ustaw. Wystarczyłoby sięgnąć po właściwą i coś zmienić. Ale nie było woli pryncypała.
Teraz spójrzmy na kompetencje ministrów i weźmy na „tapetę” moje ulubione w tej kategorii ministerstwo. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, w skrócie MIR, dawniej ministerstwo transportu.
Szybki research w prasie i są wyniki: ktoś w oparciu o dane ministerstwa gospodarki (też powtórzone za kimś) napisał, że aż ponad 3% PKB całego świata generują porty lotnicze. Teoretycznie możliwe, bo ktoś mądry kiedyś wpadł na to, że lepiej jest przylecieć do nowoczesnego, przyjaznego portu lotniczego, nawet tanimi liniami lotniczymi, niż wysiadać na klepisku w środku niczego. Stąd racjonalne są inwestycje w porty lotnicze. Na świecie. Tymczasem w Polsce nie ma lotniska z „rękawem” dla samolotów. Podróżni niezmiennie doświadczają uroków spaceru po płycie lotniska, nawet na największym w kraju Okęciu. Ile to jest 3% PKB Polski? Ok. 54 mld PLN. Czyli 148 mln PLN dziennie. Utopia, senny miraż w MIRze. Za to LOT miałczy i kwiczy, że padnie lada dzień.
Idźmy, a raczej jedźmy dalej. Autostrady. Od marca przejazd z Katowic do Krakowa będzie kosztował 20 PLN. Kasa idzie do prywatnego operatora. Tymczasem w okolicach Gliwic GDDKiA „rozdaje” rocznie prawie 2 mln „darmowych” biletów, których koszt de facto pokrywają ci, co płacą za przejazd. Dlaczego? Bo bramki są ustawione w złym miejscu. No właśnie – bramki. Autostrada z założenia ma być ekspresową drogą do szybkiego pokonywania dystansów. Jaka jest logika w tym aby co kilkadziesiąt kilometrów przegradzać ją „tamą” z bramek? Kto wybierał operatorów autostrad i system poboru opłat?
Dziś podróż z Poznania do Warszawy autostradą kosztuje tyle co bilet na Pendolino. A w sumie to kosztowałby tyle samo, bo Pendolino nie jeździ do Poznania. W końcu po co ma jeździć po nowoczesnych torach, jak może jeździć po starych. Szczególnie polecam Państwu przejażdżkę najnowocześniejszym, dwukrotnie droższym od rodzimego, pociągiem na trasie Wrocław – Katowice – Kraków. Równie interesująco zapowiada się podróż z Rzeszowa do Krakowa – podobno na dniach ma ruszyć przedsprzedaż na bilety na 2017 rok.
Oczywiście nikt w ministerstwie nie pomyślał, że dając absolutne pierwszeństwo przejazdu naszym włoskim demonom prędkości, skutecznie eliminuje się np. ruch towarowy na Centralnej Magistrali Kolejowej. Bo niby jak inaczej ma zapewnić przepustowość przejazdu skład towarowy – węglowy, dajmy na to do Gdańska, którego prędkość podróżna to 30-40 km/h? Trzeba „zawalidrogę” usunąć.
Niestety dla tych węglarek nie ma racjonalnej alternatywy. Nie zadbano o rozwój żeglugi śródlądowej – nie ma jak w Polsce „spławić” węgla nad Bałtyk. Co jest rozwiązaniem tanim i „ekologicznym”. Pozostają więc drogi krajowe i transport kołowy. Oba mocno przeciążone. To może lepiej nie wozić węgla po drogach? Da się, jak tylko ograniczymy wydobycia węgla w Polsce…..
A to, że potencjał transportowy uregulowanej Odry to 80 mln ton towarów rocznie, z czego spora część „wozi” się dziś po drogach, to są korzyści i ekonomiczne i przeciwpowodziowe, wiedzą już nawet przedszkolaki w Opolu. Ale nie chcą wiedzieć urzędnicy w ministerstwie. Dla nich Odra to co najwyżej naturalny tor kajakowy.
Gaszenie pożarów. Tym zajmuje się polski rząd. Nie kreuje rzeczywistości tylko nieudolnie próbuje się do niej dostosować.