Poniższy tekst napisałem jeszcze przed super szczytem unijnym, który właśnie się skończył. Uważam, że osiągnięte porozumienie jest błędem, za który przyjdzie nam wszystkim zapłacić w przyszłości. O Greków się nie martwię. Dlaczego? Odpowiedź poniżej.
W poniedziałek, 6 lipca, jadąc do biura usłyszałem w Radio opinię jakiegoś „orła intelektu”, że po referendum Grecji jej obywatele nie będą mieli możliwości wypłacania z bankomatów, w domyśle, swoich pieniędzy. Ponieważ banki pieniędzy nie dostaną. Nazwiska „eksperta” z litości nie wymienię.
Skoro Grecy zdecydowali w niedzielnym referendum, że nie chcą spłacać pożyczek bez renegocjacji warunków, to znaczy, że pieniądze (w tym wypadku euro) nie będą wypływać z Grecji, tylko w niej pozostaną.
Makroekonomicznie działa to w ten sposób: jeżeli mamy gospodarkę, która wewnętrznie nie ma deficytu, a deficyt kreowany jest wyłącznie przez zadłużenie zewnętrzne i tylko dzięki temu dochodzi do niewypłacalności, to w momencie, w którym przestanie się obsługiwać zewnętrzne zadłużenie, powinno od razu nastąpić polepszenie parametrów związanych z płynnością finansową. Ponieważ struktura nie jest „zarzynana” przez roszczenia z zewnątrz.
I musi się okazać, że Grecy będą mieli nadmiar gotówki. Działa to w następujący sposób. Jeżeli ktoś ma stragan i sprzedaje coś na tym straganie w ciągu dnia, to znaczy, że ma gotówkę. Jeżeli nie zanosi jej do banku, bo ten rzekomo jest zamknięty, to gotówki ma coraz więcej i więcej. Dzięki czemu tworzy się drugi obieg pieniądza, tym razem materialnego. Wprawdzie w tej sytuacji powstaje problem zabezpieczenia wypłat emerytur i pensji „budżetówki”, ale w końcu są jakieś terminy wpłat podatków dochodowych i VAT-u od przedsiębiorców. W jaki sposób firmy zapłacą swoje podatki? Gotówką. Tak więc pieniądz w systemie będzie. Jeżeli gospodarka jest zdrowa to będzie go coraz więcej, ponieważ „zakorkowane” zostanie ujście.
Kto straci? Na pewno nie Grecy. Czy pozostaną w strefie euro? To naprawdę nie ma znaczenia. Najważniejsze, aby utrzymali zdrowe relacje w swojej gospodarce. Wtedy będziemy jeździć na wczasy do Grecji, do hoteli i pensjonatów prowadzonych przez Greków, a nie do super molochów prowadzonych przez Niemca lub Anglika.
Skoro Grecy zdecydowali w niedzielnym referendum, że nie chcą spłacać pożyczek bez renegocjacji warunków, to znaczy, że pieniądze (w tym wypadku euro) nie będą wypływać z Grecji, tylko w niej pozostaną.
Makroekonomicznie działa to w ten sposób: jeżeli mamy gospodarkę, która wewnętrznie nie ma deficytu, a deficyt kreowany jest wyłącznie przez zadłużenie zewnętrzne i tylko dzięki temu dochodzi do niewypłacalności, to w momencie, w którym przestanie się obsługiwać zewnętrzne zadłużenie, powinno od razu nastąpić polepszenie parametrów związanych z płynnością finansową. Ponieważ struktura nie jest „zarzynana” przez roszczenia z zewnątrz.
I musi się okazać, że Grecy będą mieli nadmiar gotówki. Działa to w następujący sposób. Jeżeli ktoś ma stragan i sprzedaje coś na tym straganie w ciągu dnia, to znaczy, że ma gotówkę. Jeżeli nie zanosi jej do banku, bo ten rzekomo jest zamknięty, to gotówki ma coraz więcej i więcej. Dzięki czemu tworzy się drugi obieg pieniądza, tym razem materialnego. Wprawdzie w tej sytuacji powstaje problem zabezpieczenia wypłat emerytur i pensji „budżetówki”, ale w końcu są jakieś terminy wpłat podatków dochodowych i VAT-u od przedsiębiorców. W jaki sposób firmy zapłacą swoje podatki? Gotówką. Tak więc pieniądz w systemie będzie. Jeżeli gospodarka jest zdrowa to będzie go coraz więcej, ponieważ „zakorkowane” zostanie ujście.
Kto straci? Na pewno nie Grecy. Czy pozostaną w strefie euro? To naprawdę nie ma znaczenia. Najważniejsze, aby utrzymali zdrowe relacje w swojej gospodarce. Wtedy będziemy jeździć na wczasy do Grecji, do hoteli i pensjonatów prowadzonych przez Greków, a nie do super molochów prowadzonych przez Niemca lub Anglika.