Gdy byłem małym dzieckiem i się przeziębiłem babcia parzyła mi herbatkę z rumianku i z lipy. Dziadek postulował żebym napił się ciepłego mleka z masłem i miodem. W każdej rodzinie, gdziekolwiek na świecie, stosowano i stosuje się nadal domowe i sprawdzone rozwiązania na różne choroby. Najczęściej są to ziółka i inne metody naturalne. Można założyć, że sprowadzają się wyłącznie do jednej rzeczy – dostarczyć do organizmu dodatkowych witamin bądź mikroelementów. Wieki obserwacji doprowadziły do tego, że ludzie nauczyli się oceniać skuteczność poszczególnych terapii po efektach ich stosowania.
Po co chodzimy do tężni, bierzemy kąpiele siarkowe, borowinowe i inne? Po to, aby polepszyć nasz stan zdrowia. Skąd wiemy, że jeżdżenie np. do wód nam pomaga? Najprawdopodobniej z różnych doświadczeń.
Co rusz dowiadujemy się z mediów, że wymyślono jakiś cudowny środek na raka oparty na jakichś fantastycznych ziołach. Dowiadujemy się o cudownym wpływie guarany, papai, albo innego „cudownego” owocu.
Jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE, jedna z firm w Polsce postanowiła zarejestrować, czyli legalnie dopuścić do obrotu gumę do żucia, której składnikiem była papaina – ekstrakt z papai. Odmówiono rejestracji, bo urzędniczce papaina kojarzyła się z papaweryną.
Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Dlaczego wyciąg z kakaowca ma odchudzać, tłuszcz ze świstaka ma usuwać pryszcze?
Bo po prostu ktoś chce zarobić.
Czy znacie Państwo kogoś kto schudł bo zażył jakiś cudowny lek na bazie egzotycznego owocu? Ja nie znam.
Gdyby wszystkie te środki miały cudowne działanie lecznicze to już dawno znalazłyby swoje miejsce w przydomowej apteczce w leczeniu przeróżnych dolegliwości a czynne elementy byłyby składnikami leków.
Dlaczego nie są? Ponieważ firmy farmaceutyczne nie były w stanie, w większości przypadków, wykazać ich rzeczywistych działań leczniczych.
Czy wiecie Państwo, że kiedyś tytoń był traktowany jako lek? I przez pewien czas był uważany za jedyny skuteczny środek znieczulający?
Dzisiaj wszystkie opcje polityczne wychodzą ochoczo z propozycjami w sprawie tzw. leczniczej marihuany. Co to jest lecznicza marihuana?
To jedno z lepszych i dalszych pytań. A podstawowym pytaniem jest, czy mak jest rośliną leczniczą czy narkotykiem. W końcu medycyna oparta jest na opiatach a kraje europejskie prześcigają się w zakazach produkcji maku.
Teraz wracamy do tytułowego „cudownego ziela” – leczniczej marihuany.
Wyobraźmy sobie, że istnieje cudowne panaceum na wszystkie choroby. Możemy je przyjmować w postaci wziewnej – paląc skręta, albo doustnie - poprzez kropelki oleju. W ostateczności możemy je po prostu zjeść, np. w surówce ze szczawiem.
Czujesz, że bierze Cię grypa? Bach, trzy buchy do poduchy. Masz nudności? Kilka kropelek olejku do kawy.
Jakie są skutki? Plajtują wszystkie firmy farmaceutyczne, apteki, przychodnie i szpitale. Farmaceuta to przeżytek, lekarz staje się zbędny. Cała medycyna opierałaby się na jednym „leku”.
Nasz świat jest jednak bardziej skomplikowany. Gdyby takie cudo istniało, to koncerny farmaceutyczne już dawno miałyby na to patenty a leki kosztowałyby miliony. Nad wszystkim unosiłby się wszechobecny duch ścisłej tajemnicy.
Tak nie jest. I sprawdziłem to „u źródeł” – w koncernach farmaceutycznych. Większość z nich nie prowadzi obecnie żadnych badań związanych z marihuaną. Nie jest to wynik niechęci czy lęku przed narkotykiem, ale wynika to z pragmatycznej oceny leczniczych możliwości zioła, które jest badane od dziesiątek lat. A wyniki są następujące: marihuana uśmierza ból – to prawda. Marihuana rozluźnia i poprawia samopoczucie – to prawda. W tych aspektach niewątpliwie wpływa na chorych z różnymi dolegliwościami. Jest to wynik działania substancji o nazwie THC – tetrahydrokannabinol. Jednocześnie powoduje lekkie zamroczenie a w niektórych przypadkach wesołość i obniża samokontrolę. Tak samo możemy się poczuć po piwie, winie, wódce – oczywiście użytej z umiarem.
Czy to znaczy, że piwo, wino i wódka leczą? Czy są lekami? Nie.
Czy można stosować legalnie marihuanę do terapii? Tu większość z Państwa się zdziwi, ale tak. Wystarczy, że lekarz prowadzący dopełni pewnych procedur, które nie są aż tak skomplikowane. I można się leczyć do woli i na legalu.
Oczywiście niewielu lekarzy korzysta z tej możliwości. Nie jest to wynik ich niechęci czy niewiedzy, tylko jest to wynik braku celu podejmowania tego typu terapii. Dlatego, że każda terapia oprócz dobrej woli lekarza wynikającej z jego umiejętności, musi nieść za sobą wcześniej zamierzone i opisane efekty, które są skrupulatnie weryfikowane. A które najczęściej niezmiernie trudno uzyskać.
A na koniec zastanówmy się nad liczbami.
W przypadku stanów terminalnych w leczeniu nowotworów bezapelacyjnie marihuana polepsza komfort życia pacjentów.
W przypadku doniesień dotyczących leczenia stwardnienia rozsianego obserwuje się pozytywne skutki stosowania marihuany – polepszenia zdrowia – u około 5% pacjentów. To i tak duży procent przy tego typu schorzeniu. Niestety odnotowuje się również bardzo dużo skutków ubocznych terapii.
Podobne obserwacje dotyczą wielu innych chorób. Z reguły oczekiwane pozytywne efekty są okupione skutkami ubocznymi. Tak więc niewielka grupa osób którym rzeczywiście i bezsprzecznie pomogła terapia marihuaną jeszcze wiosny nie czyni.
Co należy więc w tej sprawie zrobić?
Oczywiście powinno się zliberalizować zasady dopuszczenia do leczenia marihuaną przy jednoczesnej wnikliwej analizie i badaniach oddziaływania nie tylko na organizm, ale przede wszystkim w kategoriach społecznych i środowiskowych stosowania terapii. W ten sposób w miarę szybko i rzetelnie zdobędzie się wiedzę i przeanalizuje się dostępne możliwości jej świadomego i praktycznego wykorzystania. Nie bez znaczenie w tym przypadku będą również doświadczenia amerykańskie, zarówno te dotyczące pełnej legalności stosowania marihuany w niektórych stanach ale także obowiązywania i egzekwowania przepisów prawa w innych (w niektórych stanach jazda pod wpływem narkotyku, w tym marihuany grozi wielodziesięcioletnim więzieniem).
Co rusz dowiadujemy się z mediów, że wymyślono jakiś cudowny środek na raka oparty na jakichś fantastycznych ziołach. Dowiadujemy się o cudownym wpływie guarany, papai, albo innego „cudownego” owocu.
Jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE, jedna z firm w Polsce postanowiła zarejestrować, czyli legalnie dopuścić do obrotu gumę do żucia, której składnikiem była papaina – ekstrakt z papai. Odmówiono rejestracji, bo urzędniczce papaina kojarzyła się z papaweryną.
Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Dlaczego wyciąg z kakaowca ma odchudzać, tłuszcz ze świstaka ma usuwać pryszcze?
Bo po prostu ktoś chce zarobić.
Czy znacie Państwo kogoś kto schudł bo zażył jakiś cudowny lek na bazie egzotycznego owocu? Ja nie znam.
Gdyby wszystkie te środki miały cudowne działanie lecznicze to już dawno znalazłyby swoje miejsce w przydomowej apteczce w leczeniu przeróżnych dolegliwości a czynne elementy byłyby składnikami leków.
Dlaczego nie są? Ponieważ firmy farmaceutyczne nie były w stanie, w większości przypadków, wykazać ich rzeczywistych działań leczniczych.
Czy wiecie Państwo, że kiedyś tytoń był traktowany jako lek? I przez pewien czas był uważany za jedyny skuteczny środek znieczulający?
Dzisiaj wszystkie opcje polityczne wychodzą ochoczo z propozycjami w sprawie tzw. leczniczej marihuany. Co to jest lecznicza marihuana?
To jedno z lepszych i dalszych pytań. A podstawowym pytaniem jest, czy mak jest rośliną leczniczą czy narkotykiem. W końcu medycyna oparta jest na opiatach a kraje europejskie prześcigają się w zakazach produkcji maku.
Teraz wracamy do tytułowego „cudownego ziela” – leczniczej marihuany.
Wyobraźmy sobie, że istnieje cudowne panaceum na wszystkie choroby. Możemy je przyjmować w postaci wziewnej – paląc skręta, albo doustnie - poprzez kropelki oleju. W ostateczności możemy je po prostu zjeść, np. w surówce ze szczawiem.
Czujesz, że bierze Cię grypa? Bach, trzy buchy do poduchy. Masz nudności? Kilka kropelek olejku do kawy.
Jakie są skutki? Plajtują wszystkie firmy farmaceutyczne, apteki, przychodnie i szpitale. Farmaceuta to przeżytek, lekarz staje się zbędny. Cała medycyna opierałaby się na jednym „leku”.
Nasz świat jest jednak bardziej skomplikowany. Gdyby takie cudo istniało, to koncerny farmaceutyczne już dawno miałyby na to patenty a leki kosztowałyby miliony. Nad wszystkim unosiłby się wszechobecny duch ścisłej tajemnicy.
Tak nie jest. I sprawdziłem to „u źródeł” – w koncernach farmaceutycznych. Większość z nich nie prowadzi obecnie żadnych badań związanych z marihuaną. Nie jest to wynik niechęci czy lęku przed narkotykiem, ale wynika to z pragmatycznej oceny leczniczych możliwości zioła, które jest badane od dziesiątek lat. A wyniki są następujące: marihuana uśmierza ból – to prawda. Marihuana rozluźnia i poprawia samopoczucie – to prawda. W tych aspektach niewątpliwie wpływa na chorych z różnymi dolegliwościami. Jest to wynik działania substancji o nazwie THC – tetrahydrokannabinol. Jednocześnie powoduje lekkie zamroczenie a w niektórych przypadkach wesołość i obniża samokontrolę. Tak samo możemy się poczuć po piwie, winie, wódce – oczywiście użytej z umiarem.
Czy to znaczy, że piwo, wino i wódka leczą? Czy są lekami? Nie.
Czy można stosować legalnie marihuanę do terapii? Tu większość z Państwa się zdziwi, ale tak. Wystarczy, że lekarz prowadzący dopełni pewnych procedur, które nie są aż tak skomplikowane. I można się leczyć do woli i na legalu.
Oczywiście niewielu lekarzy korzysta z tej możliwości. Nie jest to wynik ich niechęci czy niewiedzy, tylko jest to wynik braku celu podejmowania tego typu terapii. Dlatego, że każda terapia oprócz dobrej woli lekarza wynikającej z jego umiejętności, musi nieść za sobą wcześniej zamierzone i opisane efekty, które są skrupulatnie weryfikowane. A które najczęściej niezmiernie trudno uzyskać.
A na koniec zastanówmy się nad liczbami.
W przypadku stanów terminalnych w leczeniu nowotworów bezapelacyjnie marihuana polepsza komfort życia pacjentów.
W przypadku doniesień dotyczących leczenia stwardnienia rozsianego obserwuje się pozytywne skutki stosowania marihuany – polepszenia zdrowia – u około 5% pacjentów. To i tak duży procent przy tego typu schorzeniu. Niestety odnotowuje się również bardzo dużo skutków ubocznych terapii.
Podobne obserwacje dotyczą wielu innych chorób. Z reguły oczekiwane pozytywne efekty są okupione skutkami ubocznymi. Tak więc niewielka grupa osób którym rzeczywiście i bezsprzecznie pomogła terapia marihuaną jeszcze wiosny nie czyni.
Co należy więc w tej sprawie zrobić?
Oczywiście powinno się zliberalizować zasady dopuszczenia do leczenia marihuaną przy jednoczesnej wnikliwej analizie i badaniach oddziaływania nie tylko na organizm, ale przede wszystkim w kategoriach społecznych i środowiskowych stosowania terapii. W ten sposób w miarę szybko i rzetelnie zdobędzie się wiedzę i przeanalizuje się dostępne możliwości jej świadomego i praktycznego wykorzystania. Nie bez znaczenie w tym przypadku będą również doświadczenia amerykańskie, zarówno te dotyczące pełnej legalności stosowania marihuany w niektórych stanach ale także obowiązywania i egzekwowania przepisów prawa w innych (w niektórych stanach jazda pod wpływem narkotyku, w tym marihuany grozi wielodziesięcioletnim więzieniem).