Długo musiałem czekać, ale wreszcie się doczekałem. Po wielu latach działalności proekologicznej i pracy w wielu stowarzyszeniach i towarzystwach naukowych związanych z ochroną przyrody, wreszcie znalazłem się na celowniku „zielonych” aktywistów z Greenpeace Polska.
Ucieszyłem się niezmiernie chociaż nie było to moim motto do działania.
A czym sobie zasłużyłem na takie zainteresowanie?
Otóż, w zeszły czwartek, tj. 3 września 2015 roku byłem uczestnikiem konferencji „Polityka klimatyczno-energetyczna Polski w aspekcie pakietu klimatycznego w programach wyborczych głównych sił politycznych”. Nie będę Państwa wtajemniczał w przedmiot dyskusji. Skorzystam jednak z okazji i podziękuję organizatorom za wysoki poziom merytoryczny spotkania.
Ważne w tej narracji jest to, że później tego dnia zostałem na jednym z popularnych mediów społecznościowych „wyćwierkany” do tablicy. Rzeczniczka prasowa Greenpeace Polska wyraziła swoje niedowierzanie, że jestem zwolennikiem energii jądrowej w Polsce.
No i się zaczęło.
Najpierw dowiedziałem się, że tacy jak ja nie mogą reprezentować na listach wyborczych Zjednoczonej Lewicy. Moja riposta była szczera: osoby nie myślące nie powinny startować, bo ośmieszają siebie i listę.
Trochę później dowiedziałem się, że zawarto jakieś minimum programowe Zjednoczonej Lewicy, którego nie wypełniam. Znaczy, jam nie godzien, bo mam inne zdanie.
Sięgnąłem do tego minimum programowego i cóż się okazało? Że w dokumencie tym oprócz dwóch lakonicznych zapisów: jednego dotyczącego wspierania OZE (co robię w granicach zdrowego rozsądku) i drugiego (w mojej ocenie skrajnie głupiego) dotyczącego postulowania zakazu szczelinowania hydraulicznego, nie ma nic więcej i konkretniej o energetyce. Jest natomiast wiele o wsparciu górnictwa węgla kamiennego w zakresie społecznym, gospodarczym i socjalnym. Fuj, jakie to nieekologiczne.
Ekoterroryści z całej Polski rozpoczęli swoje cudowne „ujadanie”. Odezwał się nawet mój ulubiony bluzgacz, którego nazwisko rymuje się z głupiec. On jak zwykle skupił się na moim niedorozwoju i na jakiś krzyżakach. Następny orzeł intelektu dopytywał, czy ja to jestem ten poseł, który leżał na korytarzu w Domu Poselskim. Sądząc ze zmiany tonu wpisów, musiano go uświadomić, że jak nic pewnie już leżałem, tylko jeszcze nie ma na to zdjęć. Co chwilę dopytywano się jak ja realizuję minimum programowe i jakim można być niedoukiem żeby taplać się w atomowym błocie. A właściwie to z komunikatów głównej bohaterki można było wywnioskować, że to nie ja taplam się w tym błocie, tylko jakieś pieniądze.
Z ponad trzydziestoletniej działalności w różnych organizacjach ochrony środowiska wyniosłem jedną ważną naukę. Ci co najwięcej krzyczą najmniej umieją. Z reguły przez braki w wykształceniu. Dlatego też zawsze i grzecznie pytam się takiego ekoterrorysty kim jest z wykształcenia, bo jak wiadomo tylko elementarna niewiedza i brak umiejętności rodzi głupie, skrajne stanowiska.
Tak dla przykładu podam, że szefową ruchów antyszczepionkowych w Polsce wcale nie jest lekarka tylko księgowa bez wyższych studiów.
Po zadaniu pytania: „kim jesteś z wykształcenia?” z reguły w przypadku bluzgaczy następuje drastyczne zwiększenie aktywności i natarczywości bluzgów, ponieważ zdają sobie sprawę, że po drugiej stronie znajduje się ktoś kto odkrył ich największą tajemnicę i słabość.
Teraz definicja.
Ekogłupek – osobnik nie zdający sobie sprawy, że światem nas otaczającym rządzą prawa fizyki. Jego głupota najczęściej przejawia się tym, że usłyszał gdzieś jakieś tezy bądź quasi fakty i powtarza je uważając za pewniki. Dodatkowo często podpierając je innymi pseudo faktami. Klasycznym przykładem jest tu były niedorzecznik prasowy partii antysystemowej, który w opisywanej „burzy” ograniczył się do „lajkowania” co głupszych wpisów moich adwersarzy. Za to nie wymienię go z nazwiska. Osoba ta energetykę jądrową interpretuje i identyfikuje tylko przez dwa słowa klucze: Czarnobył i Fukuszima. Na własne uszy słyszałem jak powiedział, że w Czarnobylu na skutek awarii zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A Fukuszima to będzie śmiertelny Armagedon. Gdy zwróciłem mu uwagę, że na skutek tragedii czarnobylskiej zginęło w dłuższym okresie czasu tylko 35 osób, jego komentarze na mój temat przypominały stricte ekoterrorystyczne bluzgi.
Innymi przejawami działalności ekogłupków są różnego typu protesty. W Polsce najczęściej mamy do czynienia z przykuwaniem się do drzew albo obleganie kominów. Tu śpieszę wyjaśnić, że najlepszy sposób przeciwdziałania tego typu zapałom i inicjatywom, zresztą zgodnie z prawem, opracowali Francuzi i Kanadyjczycy. Jak trzeba zdjąć takiego zawodnika, to systematycznie polewa się go zimną wodą co dwie godziny – tak żeby nie zdążył wyschnąć na wietrze. Podobno nikt nie wytrzymał doby. Schodzą sami. W Polsce niestety stosuje się bardziej siłowe działania, czego nie popieram. W pamięci mam przypadek, kiedy aktywiści przykuwali się do drzew na górze Św. Anny uniemożliwiając budowę autostrady A4. Tłumaczyli wtedy, że musimy zachować ten skądinąd piękny zakątek naszego kraju w stanie nietkniętym, ponieważ jest to rezerwat. Zapomnieli jednak doczytać, że był to rezerwat terenów stepowych. A jak wiadomo, drzewa na stepach nie rosną. Tam policja zastosowała bardziej brutalne metody.
Mistrzem świata w pacyfikowaniu okazał się Władimir Putin. Protestujących przy wieży wiertniczej kazał aresztować, przetrzymał delikwentów przez kilkadziesiąt dni, po czym jak skruszeli, wypuścił. Teraz są przykładnymi obywatelami i nie pojadą już na żadne demonstracje.
A teraz kilka słów na temat naszej energetyki. Nie jest z nią dobrze. Dowodem na to jest sytuacja, w której główni wytwórcy energii elektrycznej są na minusie finansowym. Dodatkowo w czasie upałów wystąpił dwudziesty stopień zasilania, który był wynikiem głównie tego, że padło OZE. Podczas największych upałów dawało max. 15% mocy zainstalowanej. Po prostu nie wiał wiatr. Z kolei moce rezerwowe nie dały się w szybkim tempie uruchomić. I to właśnie zdanie podważa efektywność OZE. Ponieważ oprócz wiatraków, które gdzieś tam się kręcą, w odpowiedzialnym państwie muszą być zainstalowane moce, które da się włączyć gdy wiatraki przestaną się kręcić.
Na koniec odniosę się do szkodliwości. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że najbezpieczniejszą, najczystszą, najtańszą, najbardziej przyjazną środowisku jest metoda pozyskiwania energii elektrycznej w elektrowniach jądrowych. Ma ona tylko jedną wadę. Terenu po „jądrówce” nie da się rekultywować a samej elektrowni pociąć i wywieźć na złom. Elektrownie węglowe dzisiaj nie trują. Poprzez systemy filtrów nie emitują do atmosfery trujących gazów. Wyjątkiem jest CO2 (nietrujący). Czy mamy go traktować jako zagrożenie dla życia i natury na Ziemi, czy jako nawóz fotosyntetyczny? Pytanie do Was, ekoterroryści.
A teraz ulubione i „ekologiczne” wiatraki. Najnowsze badania dowodzą ponad wszelką wątpliwość, że instalacje farm wiatrowych prowadzą do dramatycznego zmniejszenia biomasy entomofauny. Początkowo myślano, że wiatraki płoszą ptactwo swoim hałasem i rotującymi śmigłami. Te teorie się nie potwierdziły, ponieważ ptaki i gryzonie migrują z terenów na których pracują wiatraki po prostu nie znajdując właściwej ilości pożywienia. Czy w świetle tej wiedzy wiatraki są takie super „eko”? To też jest pytanie do Was, ekoterroryści.
A czym sobie zasłużyłem na takie zainteresowanie?
Otóż, w zeszły czwartek, tj. 3 września 2015 roku byłem uczestnikiem konferencji „Polityka klimatyczno-energetyczna Polski w aspekcie pakietu klimatycznego w programach wyborczych głównych sił politycznych”. Nie będę Państwa wtajemniczał w przedmiot dyskusji. Skorzystam jednak z okazji i podziękuję organizatorom za wysoki poziom merytoryczny spotkania.
Ważne w tej narracji jest to, że później tego dnia zostałem na jednym z popularnych mediów społecznościowych „wyćwierkany” do tablicy. Rzeczniczka prasowa Greenpeace Polska wyraziła swoje niedowierzanie, że jestem zwolennikiem energii jądrowej w Polsce.
No i się zaczęło.
Najpierw dowiedziałem się, że tacy jak ja nie mogą reprezentować na listach wyborczych Zjednoczonej Lewicy. Moja riposta była szczera: osoby nie myślące nie powinny startować, bo ośmieszają siebie i listę.
Trochę później dowiedziałem się, że zawarto jakieś minimum programowe Zjednoczonej Lewicy, którego nie wypełniam. Znaczy, jam nie godzien, bo mam inne zdanie.
Sięgnąłem do tego minimum programowego i cóż się okazało? Że w dokumencie tym oprócz dwóch lakonicznych zapisów: jednego dotyczącego wspierania OZE (co robię w granicach zdrowego rozsądku) i drugiego (w mojej ocenie skrajnie głupiego) dotyczącego postulowania zakazu szczelinowania hydraulicznego, nie ma nic więcej i konkretniej o energetyce. Jest natomiast wiele o wsparciu górnictwa węgla kamiennego w zakresie społecznym, gospodarczym i socjalnym. Fuj, jakie to nieekologiczne.
Ekoterroryści z całej Polski rozpoczęli swoje cudowne „ujadanie”. Odezwał się nawet mój ulubiony bluzgacz, którego nazwisko rymuje się z głupiec. On jak zwykle skupił się na moim niedorozwoju i na jakiś krzyżakach. Następny orzeł intelektu dopytywał, czy ja to jestem ten poseł, który leżał na korytarzu w Domu Poselskim. Sądząc ze zmiany tonu wpisów, musiano go uświadomić, że jak nic pewnie już leżałem, tylko jeszcze nie ma na to zdjęć. Co chwilę dopytywano się jak ja realizuję minimum programowe i jakim można być niedoukiem żeby taplać się w atomowym błocie. A właściwie to z komunikatów głównej bohaterki można było wywnioskować, że to nie ja taplam się w tym błocie, tylko jakieś pieniądze.
Z ponad trzydziestoletniej działalności w różnych organizacjach ochrony środowiska wyniosłem jedną ważną naukę. Ci co najwięcej krzyczą najmniej umieją. Z reguły przez braki w wykształceniu. Dlatego też zawsze i grzecznie pytam się takiego ekoterrorysty kim jest z wykształcenia, bo jak wiadomo tylko elementarna niewiedza i brak umiejętności rodzi głupie, skrajne stanowiska.
Tak dla przykładu podam, że szefową ruchów antyszczepionkowych w Polsce wcale nie jest lekarka tylko księgowa bez wyższych studiów.
Po zadaniu pytania: „kim jesteś z wykształcenia?” z reguły w przypadku bluzgaczy następuje drastyczne zwiększenie aktywności i natarczywości bluzgów, ponieważ zdają sobie sprawę, że po drugiej stronie znajduje się ktoś kto odkrył ich największą tajemnicę i słabość.
Teraz definicja.
Ekogłupek – osobnik nie zdający sobie sprawy, że światem nas otaczającym rządzą prawa fizyki. Jego głupota najczęściej przejawia się tym, że usłyszał gdzieś jakieś tezy bądź quasi fakty i powtarza je uważając za pewniki. Dodatkowo często podpierając je innymi pseudo faktami. Klasycznym przykładem jest tu były niedorzecznik prasowy partii antysystemowej, który w opisywanej „burzy” ograniczył się do „lajkowania” co głupszych wpisów moich adwersarzy. Za to nie wymienię go z nazwiska. Osoba ta energetykę jądrową interpretuje i identyfikuje tylko przez dwa słowa klucze: Czarnobył i Fukuszima. Na własne uszy słyszałem jak powiedział, że w Czarnobylu na skutek awarii zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A Fukuszima to będzie śmiertelny Armagedon. Gdy zwróciłem mu uwagę, że na skutek tragedii czarnobylskiej zginęło w dłuższym okresie czasu tylko 35 osób, jego komentarze na mój temat przypominały stricte ekoterrorystyczne bluzgi.
Innymi przejawami działalności ekogłupków są różnego typu protesty. W Polsce najczęściej mamy do czynienia z przykuwaniem się do drzew albo obleganie kominów. Tu śpieszę wyjaśnić, że najlepszy sposób przeciwdziałania tego typu zapałom i inicjatywom, zresztą zgodnie z prawem, opracowali Francuzi i Kanadyjczycy. Jak trzeba zdjąć takiego zawodnika, to systematycznie polewa się go zimną wodą co dwie godziny – tak żeby nie zdążył wyschnąć na wietrze. Podobno nikt nie wytrzymał doby. Schodzą sami. W Polsce niestety stosuje się bardziej siłowe działania, czego nie popieram. W pamięci mam przypadek, kiedy aktywiści przykuwali się do drzew na górze Św. Anny uniemożliwiając budowę autostrady A4. Tłumaczyli wtedy, że musimy zachować ten skądinąd piękny zakątek naszego kraju w stanie nietkniętym, ponieważ jest to rezerwat. Zapomnieli jednak doczytać, że był to rezerwat terenów stepowych. A jak wiadomo, drzewa na stepach nie rosną. Tam policja zastosowała bardziej brutalne metody.
Mistrzem świata w pacyfikowaniu okazał się Władimir Putin. Protestujących przy wieży wiertniczej kazał aresztować, przetrzymał delikwentów przez kilkadziesiąt dni, po czym jak skruszeli, wypuścił. Teraz są przykładnymi obywatelami i nie pojadą już na żadne demonstracje.
A teraz kilka słów na temat naszej energetyki. Nie jest z nią dobrze. Dowodem na to jest sytuacja, w której główni wytwórcy energii elektrycznej są na minusie finansowym. Dodatkowo w czasie upałów wystąpił dwudziesty stopień zasilania, który był wynikiem głównie tego, że padło OZE. Podczas największych upałów dawało max. 15% mocy zainstalowanej. Po prostu nie wiał wiatr. Z kolei moce rezerwowe nie dały się w szybkim tempie uruchomić. I to właśnie zdanie podważa efektywność OZE. Ponieważ oprócz wiatraków, które gdzieś tam się kręcą, w odpowiedzialnym państwie muszą być zainstalowane moce, które da się włączyć gdy wiatraki przestaną się kręcić.
Na koniec odniosę się do szkodliwości. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że najbezpieczniejszą, najczystszą, najtańszą, najbardziej przyjazną środowisku jest metoda pozyskiwania energii elektrycznej w elektrowniach jądrowych. Ma ona tylko jedną wadę. Terenu po „jądrówce” nie da się rekultywować a samej elektrowni pociąć i wywieźć na złom. Elektrownie węglowe dzisiaj nie trują. Poprzez systemy filtrów nie emitują do atmosfery trujących gazów. Wyjątkiem jest CO2 (nietrujący). Czy mamy go traktować jako zagrożenie dla życia i natury na Ziemi, czy jako nawóz fotosyntetyczny? Pytanie do Was, ekoterroryści.
A teraz ulubione i „ekologiczne” wiatraki. Najnowsze badania dowodzą ponad wszelką wątpliwość, że instalacje farm wiatrowych prowadzą do dramatycznego zmniejszenia biomasy entomofauny. Początkowo myślano, że wiatraki płoszą ptactwo swoim hałasem i rotującymi śmigłami. Te teorie się nie potwierdziły, ponieważ ptaki i gryzonie migrują z terenów na których pracują wiatraki po prostu nie znajdując właściwej ilości pożywienia. Czy w świetle tej wiedzy wiatraki są takie super „eko”? To też jest pytanie do Was, ekoterroryści.