Stadion Narodowy najlepiej oglądać z daleka. Im bliżej głównej areny polskiej części Euro 2012, tym bardziej widać problemy z nią związane.
Warszawski Stadion Narodowy wydaje się przyciągać kłopoty. Niektóre firmy, które go budowały - zbankrutowały. Sama budowa była droższa i trwała dłużej niż zakładano. Kiedy wreszcie przyszedł czas otwarcia problemy się nie skończyły. Pierwszy mecz z Portugalią - klapa organizacyjna. Otwarte tylko dwa wejścia, potworny ścisk. Później niekończące się perypetie z murawą porównywalne chyba tylko z sytuacją na innym polskim stadionie - tym w Poznaniu.
Euro już za nami, końca problemów nie widać. O awanturze z przełożonym meczem Polska-Anglia powiedziano już wszystko i nie ma sensu do tego tematu wracać. Dzisiaj pojawił się kolejny problem - w zasadzie już stary, ale skutecznie odświeżyła go UEFA. Europejska federacja ogłosiła swoje wymagania dotyczące stadionów na Euro 2020. Obiekt na finał i półfinały musi mieć 70 tys. miejsc, na ćwierćfinały - 60 tys. Stadion Narodowy ma krzesełek... 58,5 tys. Będzie na nim można rozegrać tylko mecze fazy grupowej.
Oczywiście chwilę po Euro 2012 rozegranym w Polsce Platini nie oddałby nam finału. Powątpiewam w ogóle w to, że prezydent UEFA uwzględni Polskę w swoich planach dotyczących tego turnieju. Jeśli w ogóle tak się stanie, to najbardziej prawdopodobna jest wersja z fazą grupową, do której Narodowy jak najbardziej się nadaje.
Niestety po raz kolejny okazuje się, że stadion zbudowany za niespełna 2 mld zł jest do pewnych celów po prostu... za mały. Podobnie było z finałem Ligi Mistrzów. UEFA wymaga obiektu z przynajmniej 70 tys. krzesełek. W zeszłym roku były szef PZPN Michał Listkiewicz przekonywał, że wszystko się da załatwić. Że UEFA przymknie oko. Dzisiaj PZPN oficjalnie przyznaje, że chce zorganizować finał Ligi - ale Europy.
Nie ma co się dziwić - Platini nie byłby szefem UEFA, gdyby nie był dobrym biznesmenem. Finał na stadionie mniejszym niż zakłada jego biznesplan po prostu mu się nie kalkuluje. Tylko jak zwykle u nas zabrakło refleksji - wydaliśmy niecałe 2 mld zł na obiekt, na którym prawie nic nie można zorganizować. Czy stadion z 70 tys. miejsc jest naprawdę droższy w utrzymaniu niż ten z 58,5 tys. krzesełek? A przecież można było zbudować nieco większy obiekt za te same pieniądze – bez ruchomego dachu, z którego nie umiemy korzystać.
Euro już za nami, końca problemów nie widać. O awanturze z przełożonym meczem Polska-Anglia powiedziano już wszystko i nie ma sensu do tego tematu wracać. Dzisiaj pojawił się kolejny problem - w zasadzie już stary, ale skutecznie odświeżyła go UEFA. Europejska federacja ogłosiła swoje wymagania dotyczące stadionów na Euro 2020. Obiekt na finał i półfinały musi mieć 70 tys. miejsc, na ćwierćfinały - 60 tys. Stadion Narodowy ma krzesełek... 58,5 tys. Będzie na nim można rozegrać tylko mecze fazy grupowej.
Oczywiście chwilę po Euro 2012 rozegranym w Polsce Platini nie oddałby nam finału. Powątpiewam w ogóle w to, że prezydent UEFA uwzględni Polskę w swoich planach dotyczących tego turnieju. Jeśli w ogóle tak się stanie, to najbardziej prawdopodobna jest wersja z fazą grupową, do której Narodowy jak najbardziej się nadaje.
Niestety po raz kolejny okazuje się, że stadion zbudowany za niespełna 2 mld zł jest do pewnych celów po prostu... za mały. Podobnie było z finałem Ligi Mistrzów. UEFA wymaga obiektu z przynajmniej 70 tys. krzesełek. W zeszłym roku były szef PZPN Michał Listkiewicz przekonywał, że wszystko się da załatwić. Że UEFA przymknie oko. Dzisiaj PZPN oficjalnie przyznaje, że chce zorganizować finał Ligi - ale Europy.
Nie ma co się dziwić - Platini nie byłby szefem UEFA, gdyby nie był dobrym biznesmenem. Finał na stadionie mniejszym niż zakłada jego biznesplan po prostu mu się nie kalkuluje. Tylko jak zwykle u nas zabrakło refleksji - wydaliśmy niecałe 2 mld zł na obiekt, na którym prawie nic nie można zorganizować. Czy stadion z 70 tys. miejsc jest naprawdę droższy w utrzymaniu niż ten z 58,5 tys. krzesełek? A przecież można było zbudować nieco większy obiekt za te same pieniądze – bez ruchomego dachu, z którego nie umiemy korzystać.