…to podałaby się do dymisji. Wiem, wiem, zamienienie ciała Anny Walentynowicz z ciałem Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej to nie była jej wina. Podobnie jak zamienienie jeszcze dwóch innych ciał (w tym najprawdopodobniej prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego). Całą procedurę rozpoznawania ciał i ich przewożenia do Polski nadzorowała formalnie prokuratura, a w praktyce była ona przeprowadzana przez Rosjan.
Ewa Kopacz, jako minister zdrowia pojechała do Moskwy z własnej, nieprzymuszonej woli - nie mieściło się to w jej urzędowych obowiązkach. Dlatego nie można jej winić za wszelkie nieprawidłowości, które pojawiły się przy rozpoznawaniu i przewożenia ciał.
Te wszystkie argumenty Platformy Obywatelskiej można zrozumieć. Ale faktem jest też, że ówczesna minister Ewa Kopacz - skoro zdecydowała się dzień po katastrofie smoleńskiej jechać do Moskwy - wzięła na siebie polityczny ciężar wszystkiego, co się tam w związku z katastrofą działo. Była wszak najwyższym urzędnikiem polskiego rządu obecnym w tamtym czasie w Rosji.
Dziś strat moralnych rodzin, które muszą znów przeżywać traumę z powodu katastrofy, nic nie jest w stanie zniwelować. Nie zniweluje tego także zdawkowe „przepraszam” premiera Donalda Tuska z trybuny sejmowej. Nie zniweluje tego też oczywiście dymisja Ewy Kopacz ze stanowiska marszałka Sejmu. Ale ta dymisja byłaby bardzo szlachetnym odruchem serca pani marszałek. Tak samo szlachetnym, jak wyjazd do Moskwy w dniu 11 kwietnia 2010 roku. I dowiodłaby, że Ewa Kopacz jest politykiem dużego formatu.
A z całej dramatycznej historii z zamienieniem ciała Anny Walentynowicz może wyniknąć jeden pożytek - można potraktować ją jako palec boży, który pozwoli legendarnej działaczce „Solidarności” urządzić prawdziwie państwowy pogrzeb. I pochować ją z wszelkimi honorami - np. w Bazylice Mariackiej w Gdańsku.
Bo Anna Walentynowicz na pewno na taki pogrzeb zasługuje.
Te wszystkie argumenty Platformy Obywatelskiej można zrozumieć. Ale faktem jest też, że ówczesna minister Ewa Kopacz - skoro zdecydowała się dzień po katastrofie smoleńskiej jechać do Moskwy - wzięła na siebie polityczny ciężar wszystkiego, co się tam w związku z katastrofą działo. Była wszak najwyższym urzędnikiem polskiego rządu obecnym w tamtym czasie w Rosji.
Dziś strat moralnych rodzin, które muszą znów przeżywać traumę z powodu katastrofy, nic nie jest w stanie zniwelować. Nie zniweluje tego także zdawkowe „przepraszam” premiera Donalda Tuska z trybuny sejmowej. Nie zniweluje tego też oczywiście dymisja Ewy Kopacz ze stanowiska marszałka Sejmu. Ale ta dymisja byłaby bardzo szlachetnym odruchem serca pani marszałek. Tak samo szlachetnym, jak wyjazd do Moskwy w dniu 11 kwietnia 2010 roku. I dowiodłaby, że Ewa Kopacz jest politykiem dużego formatu.
A z całej dramatycznej historii z zamienieniem ciała Anny Walentynowicz może wyniknąć jeden pożytek - można potraktować ją jako palec boży, który pozwoli legendarnej działaczce „Solidarności” urządzić prawdziwie państwowy pogrzeb. I pochować ją z wszelkimi honorami - np. w Bazylice Mariackiej w Gdańsku.
Bo Anna Walentynowicz na pewno na taki pogrzeb zasługuje.