Bardzo dobrze się stało, że szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek zaproponował powołanie specjalnego zespołu naukowców z komisji Millera, który mógłby weryfikować każdą nową hipotezę na temat katastrofy smoleńskiej. Gdyby ten pomysł został zrealizowany, zwolennicy rzetelnego i nie upolitycznionego analizowania przyczyn katastrofy przeszliby wreszcie do ofensywy.
Do tej pory w ataku była wyłącznie druga strona. Jej głównym ośrodkiem był zespół Antoniego Macierewicza i skupiający się wokół tego zespołu naukowcy. Których wspólnym mianownikiem było to, że podważali na różne sposoby dotychczasowe oficjalne ustalenia na temat przyczyn katastrofy.
Maciej Lasek w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” trafnie zauważa, że można już dziś w społeczeństwie dostrzec skutki tej nierównowagi. Choć komisja Millera już dawno zakończyła prace i ogłosiła raport, jest coraz więcej ludzi zdezorientowanych co do przyczyn katastrofy. Zdezorientowanie to zostało zresztą pogłębione po doniesieniach „Rzeczpospolitej” o trotylu na wraku tupolewa. Skądinąd, jak się okazało po jakimś czasie, doniesieniach prawdziwych.
Jednym ze skutków tej nierównowagi jest pojawianie się w obiegu publicystycznym terminu „sekta wypadkowa”, dla przeciwstawienia „sekcie zamachowej”. Tak jak gdyby obie hipotezy dotyczące przyczyn katastrofy były choć w minimalnym stopniu równie prawdopodobne.
Do pomysłu Macieja Laska mam tylko jedno zastrzeżenie. Wydaje mi się, że przesadnie obawia się on otwartej debaty między ekspertami komisji Millera (czy ewentualnie tego nowego zespołu), a ekspertami zespołu Macierewicza. Rzadko zdarza mi się zgadzać z Antonim Macierewiczem, ale akurat pomysł takiej publicznej debaty, który zgłosił, nie jest zły. Zresztą sam jakiś czas temu proponowałem coś podobnego.
Nie jest wcale przesądzone, jak twierdzi Maciej Lasek, że debata musiałaby się zamienić w polityczną pyskówkę. Istnieje przecież możliwość ustalenia takich jej reguł, że to zagrożenie byłoby minimalne.
Najważniejsze jest jednak to, że zarówno z pomysłu Macierewicza, jak i z wypowiedzi Laska wypływa jeden optymistyczny wniosek. Że być może jest jeszcze szansa na rzetelna dyskusję o Smoleńsku, z udziałem wszystkich stron.
Jeśli takiej dyskusji nie będzie, pozostanie rzeczywiście zamknięcie się w sektach.
Maciej Lasek w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” trafnie zauważa, że można już dziś w społeczeństwie dostrzec skutki tej nierównowagi. Choć komisja Millera już dawno zakończyła prace i ogłosiła raport, jest coraz więcej ludzi zdezorientowanych co do przyczyn katastrofy. Zdezorientowanie to zostało zresztą pogłębione po doniesieniach „Rzeczpospolitej” o trotylu na wraku tupolewa. Skądinąd, jak się okazało po jakimś czasie, doniesieniach prawdziwych.
Jednym ze skutków tej nierównowagi jest pojawianie się w obiegu publicystycznym terminu „sekta wypadkowa”, dla przeciwstawienia „sekcie zamachowej”. Tak jak gdyby obie hipotezy dotyczące przyczyn katastrofy były choć w minimalnym stopniu równie prawdopodobne.
Do pomysłu Macieja Laska mam tylko jedno zastrzeżenie. Wydaje mi się, że przesadnie obawia się on otwartej debaty między ekspertami komisji Millera (czy ewentualnie tego nowego zespołu), a ekspertami zespołu Macierewicza. Rzadko zdarza mi się zgadzać z Antonim Macierewiczem, ale akurat pomysł takiej publicznej debaty, który zgłosił, nie jest zły. Zresztą sam jakiś czas temu proponowałem coś podobnego.
Nie jest wcale przesądzone, jak twierdzi Maciej Lasek, że debata musiałaby się zamienić w polityczną pyskówkę. Istnieje przecież możliwość ustalenia takich jej reguł, że to zagrożenie byłoby minimalne.
Najważniejsze jest jednak to, że zarówno z pomysłu Macierewicza, jak i z wypowiedzi Laska wypływa jeden optymistyczny wniosek. Że być może jest jeszcze szansa na rzetelna dyskusję o Smoleńsku, z udziałem wszystkich stron.
Jeśli takiej dyskusji nie będzie, pozostanie rzeczywiście zamknięcie się w sektach.