Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin chce przymusowej izolacji osób, które w końcówce PRL zostały skazane za przestępstwa seksualne na 25 lat więzienia, a które niebawem mają wyjść na wolność. Pomysł ten ma jednak niewiele wspólnego z państwem prawa.
Zasada, że nie można być dwukrotnie skazanym za to samo przestępstwo, to jeden z fundamentów prawa. A pomysł ministra Gowina łamie tę zasadę. Bo zamknięcie i przymusowe leczenie morderców, którzy dokonali zbrodni na tle seksualnym i już raz zostali skazani za swoje zbrodnie, jest w istocie kolejną karą.
Rozumiem niepokój społeczny, związany z tym, że niebawem na wolność mają wyjść tacy ludzie, jak Mariusz Trynkiewicz, którzy przez system prawny PRL zostali potraktowani zapewne zbyt łagodnie, a którzy po wyjściu na wolność mogą wrócić do mordowania. Jednak w państwie prawa nikt nie powinien odpowiadać za potencjalne przestępstwa.
Rozumiem też ministra Gowina. Ta sprawa to idealna metoda, by przywdziać szaty twardego szeryfa, który co prawda czasem lekko nagina prawo, ale za to zawsze jest sprawiedliwy. Minister zapewne pamięta, że właśnie podobny wizerunek wyniósł kiedyś do szczytów popularności Lecha Kaczyńskiego.
Tu jednak nie chodzi o Trynkiewicza czy innego „zwyrodnialca”, jak się wyraża Gowin. Być może z punktu widzenia interesu społecznego trzeba coś w ich przypadkach zrobić. Na pewno jednak nie to, co proponuje minister sprawiedliwości. Bo wprowadzenie tych przepisów może stanowić niebezpieczny precedens.
Tym razem chodzi bowiem o potencjalnych gwałcicieli i morderców, ale kolejny minister może mieć pokusę, by w podobny sposób potraktować złodziei, przestępców podatkowych czy osoby skazywane za oszczerstwo - choćby na podstawie sławetnego artykułu 212. Skoro bowiem raz ktoś oszukał państwo na podatkach (nawet nieumyślnie), albo kogoś znieważył, może to zrobić jeszcze raz. I kto wtedy, używając argumentacji ministra Gowina, weźmie za to odpowiedzialność? Lepiej w takim razie trzymać takich ludzi bezterminowo w więzieniu, niezależnie od wysokości zasądzonej kary. Będziemy mieć przynajmniej pewność, że kolejny raz swojego przestępstwa nie popełnią. Społeczeństwo będzie przez to zdrowsze.
Ktoś może uznać, że taka argumentacja to demagogia, bo wcale tak się nie musi stać. Jest to jednak tak samo potencjalne, jak przyszłe zbrodnie Trynkiewicza i jemu podobnych.
Minister Gowin ocali być może jedno życie, ale może też w efekcie wywołać znacznie więcej niesprawiedliwości i cierpienia.
Rozumiem niepokój społeczny, związany z tym, że niebawem na wolność mają wyjść tacy ludzie, jak Mariusz Trynkiewicz, którzy przez system prawny PRL zostali potraktowani zapewne zbyt łagodnie, a którzy po wyjściu na wolność mogą wrócić do mordowania. Jednak w państwie prawa nikt nie powinien odpowiadać za potencjalne przestępstwa.
Rozumiem też ministra Gowina. Ta sprawa to idealna metoda, by przywdziać szaty twardego szeryfa, który co prawda czasem lekko nagina prawo, ale za to zawsze jest sprawiedliwy. Minister zapewne pamięta, że właśnie podobny wizerunek wyniósł kiedyś do szczytów popularności Lecha Kaczyńskiego.
Tu jednak nie chodzi o Trynkiewicza czy innego „zwyrodnialca”, jak się wyraża Gowin. Być może z punktu widzenia interesu społecznego trzeba coś w ich przypadkach zrobić. Na pewno jednak nie to, co proponuje minister sprawiedliwości. Bo wprowadzenie tych przepisów może stanowić niebezpieczny precedens.
Tym razem chodzi bowiem o potencjalnych gwałcicieli i morderców, ale kolejny minister może mieć pokusę, by w podobny sposób potraktować złodziei, przestępców podatkowych czy osoby skazywane za oszczerstwo - choćby na podstawie sławetnego artykułu 212. Skoro bowiem raz ktoś oszukał państwo na podatkach (nawet nieumyślnie), albo kogoś znieważył, może to zrobić jeszcze raz. I kto wtedy, używając argumentacji ministra Gowina, weźmie za to odpowiedzialność? Lepiej w takim razie trzymać takich ludzi bezterminowo w więzieniu, niezależnie od wysokości zasądzonej kary. Będziemy mieć przynajmniej pewność, że kolejny raz swojego przestępstwa nie popełnią. Społeczeństwo będzie przez to zdrowsze.
Ktoś może uznać, że taka argumentacja to demagogia, bo wcale tak się nie musi stać. Jest to jednak tak samo potencjalne, jak przyszłe zbrodnie Trynkiewicza i jemu podobnych.
Minister Gowin ocali być może jedno życie, ale może też w efekcie wywołać znacznie więcej niesprawiedliwości i cierpienia.