Nigdy nie byłem zwolennikiem akcentowania PZPR-owskiego rodowodu SLD. Uważałem, że często ten argument był nadużywany przez rywali politycznych Sojuszu i służył głównie dyskredytowaniu tego ugrupowania. Gdy odnosiło ono sukcesy, a nie było innego sposobu, by je zaatakować. Tymczasem SLD w ciągu ostatnich 20 lat miało co prawda wiele wpadek, ale też niejednokrotnie przysłużyło się Polsce.
Niestety ostatnia akcja SLD, by zablokować sejmową uchwałę potępiającą zabójstwo maturzysty Grzegorza Przemyka przed trzydziestu laty to nawiązanie do najbardziej ponurych tradycji. I to nawet nie SLD, ale właśnie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Wiele wskazuje na to, że zabójstwo Przemyka nie było zaplanowanym mordem politycznym, ale "wypadkiem przy pracy", wynikającym jednak z patologii systemu komunistycznego, a także szczególnego okresu, jakim był stan wojenny. Jednak jeszcze bardziej niż samo zabójstwo ówczesne władze PRL, na czele z generałami Jaruzelskim i Kiszczakiem, obciąża mataczenie przy wyjaśnianiu sprawy. I doprowadzenie do skazania niewinnych ludzi.
Gdy dziś poseł SLD Tadeusz Iwiński mówi, że nikogo w tej sprawie przecież nie skazano (co nie jest prawdą), wprost nawiązuje do tej tradycji mataczenia. Bo mało jest w historii PRL spraw bardziej jednoznacznych. Jak tak dalej pójdzie, politycy SLD zaczną pochwalać praktyki stalinowskie albo twierdzić, że morderstwo księdza Jerzego Popiełuszki było potrzebne.
Rozumiem, że cała akcja jest świadomą taktyką Sojuszu, szukającą trwałego oparcia w elektoracie, odczuwającym sentyment do PRL. Nie wiem, czy z czysto politycznego punktu widzenia to taktyka słuszna, ludzi tych wszak jest coraz mniej. Niezależnie od tego, że zapewne także u wielu osób, w jakimś stopniu identyfikujących się z PRL, akurat sprawa Przemyka budzi jednoznaczne, negatywne skojarzenia.
Jeśli to rzeczywiście taktyczna gra, mam nadzieję, że SLD dokona żywota razem ze swoim elektoratem.
Wiele wskazuje na to, że zabójstwo Przemyka nie było zaplanowanym mordem politycznym, ale "wypadkiem przy pracy", wynikającym jednak z patologii systemu komunistycznego, a także szczególnego okresu, jakim był stan wojenny. Jednak jeszcze bardziej niż samo zabójstwo ówczesne władze PRL, na czele z generałami Jaruzelskim i Kiszczakiem, obciąża mataczenie przy wyjaśnianiu sprawy. I doprowadzenie do skazania niewinnych ludzi.
Gdy dziś poseł SLD Tadeusz Iwiński mówi, że nikogo w tej sprawie przecież nie skazano (co nie jest prawdą), wprost nawiązuje do tej tradycji mataczenia. Bo mało jest w historii PRL spraw bardziej jednoznacznych. Jak tak dalej pójdzie, politycy SLD zaczną pochwalać praktyki stalinowskie albo twierdzić, że morderstwo księdza Jerzego Popiełuszki było potrzebne.
Rozumiem, że cała akcja jest świadomą taktyką Sojuszu, szukającą trwałego oparcia w elektoracie, odczuwającym sentyment do PRL. Nie wiem, czy z czysto politycznego punktu widzenia to taktyka słuszna, ludzi tych wszak jest coraz mniej. Niezależnie od tego, że zapewne także u wielu osób, w jakimś stopniu identyfikujących się z PRL, akurat sprawa Przemyka budzi jednoznaczne, negatywne skojarzenia.
Jeśli to rzeczywiście taktyczna gra, mam nadzieję, że SLD dokona żywota razem ze swoim elektoratem.