Co ciekawe, kiedy państwo ukraińskie przemówiło w sprawie Kozłowskiej ustami swoich śledczych, wydalona z Polski i UE Ukrainka, otrzymała wizę Francji. Jest to już czwarty europejski kraj, który przyznał wizę Ludmile Kozłowskiej od 14 sierpnia, kiedy to została wpisana przez Polskę do SIS. Od tamtej pory wystąpiła w niemieckim Bundestagu, Parlamencie Europejskim w Belgii i odbyła szereg spotkań.
„I nawet jeśli ukraińskie dokumenty w sprawie Kozłowskiej to fałszywki, na co zwracał uwagę Dziennik, to przypadku Kozłowskiej nie wolno zlekceważyć. Należy bezwzględnie prześwietlić finanse »jej« fundacji. Jest także problem jej męża nawołującego do »wyłączenia rządu« a inaczej mówiąc do »polskiego Majdanu«” – napisałem dwa tygodnie temu w tekście „Casus Kozłowskiej”. Jak się okazało, zarzuty ukraińskich władz są dużo mocniejsze niż sam przypuszczałem.
Czytaj też:
Casus Kozłowskiej
W tym kontekście, wykorzystanie sprawy Kozłowskiej przez opozycję na forach europejskich do atakowania polskich władz jest więcej niż nierozsądne.
Warto przypomnieć, że już w połowie 2017 roku ujawnione zostały przez Marcina Reya, aktywistę śledzącego rosyjską agenturę wpływu w Polsce, dokumenty świadczące o rodzinno-finansowych powiązaniach Kozłowskiej i Fundacji Otwarty Dialog z Rosją.
Czy zatem polscy politycy, którzy z taką lekkością udzielają wsparcia Kozłowskiej, sami nie ocierają się o zarzut zdrady stanu?