W piątek świat obiegła informacja o krwawym zamachu w Kabulu. Zginęło 21 osób.
Większość z państwa zapewne myśli “przecież to Afganistan, tam codziennie giną ludzie”. Czyli jakby nic się nie zmienia. A jednak….
Taverna du Liban była wyjątkowym miejscem.. Miejscem w którym zapominało się o wojnie, o ciężkiej pracy, o tym gdzie jesteśmy. Miejscem gdzie Afgańczycy i obcokrajowcy zasiadali przy wspólnym stole, aby odetchnąć, spędzić czas z przyjaciółmi. Miejsce szczególne.
Szczególne tak jak szczególny był Kamal. Właściciel restauracji. Taverna nie była dla niego miejscem biznesu, była domem w którym serdecznie witał wszystkich swoich gości. Jego uśmiech, serdeczność i gościnność sprawiła ze ludzie z daleka od swoich rodzin, domów, mogli na chwile zapomnieć o tym co jest za oknem.
Gdy zamawiało się posiłek z karty, zawsze każdy otrzymywał dwa razy więcej niż zamawiał. I najlepsze na świecie czekoladowe ciasto z lodami. Po jednej z ostatnich kolacji w Tavernie zamiast rachunku, przyniósł nam namalowana uśmiechniętą buźkę…
Dbał także aby Taverna była miejscem bezpiecznym. Kilkoro uzbrojonych ochroniarzy, trzy pary kuloodpornych drzwi, chroniona niemalże jak fort. Niestety, nic nie jest w stanie pomoc gdy talib samobójca detonuje silny ładunek wybuchowy tuz przy wejściu. Huk sprawił ze miasto zadrżało. Chwile później do restauracji wtargnęło dwóch talibów aby dokonać rzezi.
Przyjaciele I rodzina pytali, ale jak to? Nikt nie miał czasu uciec? Zareagować…? To są ułamki sekund… ile minut potrzeba aby seria strzałów z kałasznikowa zamordować bezbronnych ludzi?
Pracownik restauracji, któremu udało się przeżyć, relacjonuje ze Kamal zdążył chwycić bron, niestety już po chwili został postrzelony tuz przy schodach.
Seria telefonów, wiadomości od przyjaciół Ii z ambasady “ Hej żyjesz, wszystko ok ? “.
Nerwowe zapytania córki Kamala na Facebooku i Twitterze “ Czy wiecie co z moim tata? Czy mój tata żyje…? “. Nerwowe wydzwanianie do szóstej rano do znajomych z UN z pytaniem gdzie jest Sam? Czy jest w bazie, czy wrócił? On na szczęście wrócił z restauracji wcześniej.
To jest ten moment kiedy wojna stała się dla wszystkich bardzo personalna. Nie tylko dla nas- obcokrajowców. Atak w takim samym stopniu wstrząsnął Afgańczykami. Zginęli nasi przyjaciele z UN I EUPOL, członkowie rodzin, współpracownicy.
Ataki na cywilów w Afganistanie nie maja miejsca. To był pierwszy przypadek od dawna, w którym bezbronni ludzie, zarówno Afgańczycy jak i obcokrajowcy stali się bezpośrednim celem.
Od maja zeszłego roku, gdy miała miejsce seria ataków na ambasadę amerykańską, UN czy pałac prezydencki w Kabulu zapanował umiarkowany spokój. Jednak nawet w tamtym trudnym i gorącym czasie nie miała miejsca taka tragedia jaka wydarzyła się w miniony piątek.
Nie ma już w Kabulu miejsc uznawanych za stosunkowo bezpieczne. Miejsca uczęszczane tłocznie do tej pory przez wszystkich z nas, świeca pustkami.
Moi afgańscy przyjaciele ze smutkiem w oczach oglądają wiadomości, gdzie co rusz podawane są nowe informacje. Warto dodać, czego nie zrobiły żadne zagraniczne media, ze piątkowy atak został bardzo surowo potępiony przez wszystkie władze muzułmańskie. Rzecznik talibów napisał na Twitterze, że atak był zemstą za zeszłotygodniowy nalot w prowincji Parwan, w którym zginęli cywile. Amerykańscy żołnierze zabili wówczas kobietę wraz z siódemka dzieci, o czym zachodnie media także nie wspominają. Nadchodzą wybory, wiec sytuacja z dnia na dzień będzie coraz bardziej napięta.
Dziś każdy pogrążył się w pracy. Ludzie stali się cisi, milczący. Jest smutno i źle. Koszmar wojny tym razem dotknął każdego z osobna. Kabul już nie będzie taki sam. Za dużo upłynęło łez… I krwi.
Taverna du Liban była wyjątkowym miejscem.. Miejscem w którym zapominało się o wojnie, o ciężkiej pracy, o tym gdzie jesteśmy. Miejscem gdzie Afgańczycy i obcokrajowcy zasiadali przy wspólnym stole, aby odetchnąć, spędzić czas z przyjaciółmi. Miejsce szczególne.
Szczególne tak jak szczególny był Kamal. Właściciel restauracji. Taverna nie była dla niego miejscem biznesu, była domem w którym serdecznie witał wszystkich swoich gości. Jego uśmiech, serdeczność i gościnność sprawiła ze ludzie z daleka od swoich rodzin, domów, mogli na chwile zapomnieć o tym co jest za oknem.
Gdy zamawiało się posiłek z karty, zawsze każdy otrzymywał dwa razy więcej niż zamawiał. I najlepsze na świecie czekoladowe ciasto z lodami. Po jednej z ostatnich kolacji w Tavernie zamiast rachunku, przyniósł nam namalowana uśmiechniętą buźkę…
Dbał także aby Taverna była miejscem bezpiecznym. Kilkoro uzbrojonych ochroniarzy, trzy pary kuloodpornych drzwi, chroniona niemalże jak fort. Niestety, nic nie jest w stanie pomoc gdy talib samobójca detonuje silny ładunek wybuchowy tuz przy wejściu. Huk sprawił ze miasto zadrżało. Chwile później do restauracji wtargnęło dwóch talibów aby dokonać rzezi.
Przyjaciele I rodzina pytali, ale jak to? Nikt nie miał czasu uciec? Zareagować…? To są ułamki sekund… ile minut potrzeba aby seria strzałów z kałasznikowa zamordować bezbronnych ludzi?
Pracownik restauracji, któremu udało się przeżyć, relacjonuje ze Kamal zdążył chwycić bron, niestety już po chwili został postrzelony tuz przy schodach.
Seria telefonów, wiadomości od przyjaciół Ii z ambasady “ Hej żyjesz, wszystko ok ? “.
Nerwowe zapytania córki Kamala na Facebooku i Twitterze “ Czy wiecie co z moim tata? Czy mój tata żyje…? “. Nerwowe wydzwanianie do szóstej rano do znajomych z UN z pytaniem gdzie jest Sam? Czy jest w bazie, czy wrócił? On na szczęście wrócił z restauracji wcześniej.
To jest ten moment kiedy wojna stała się dla wszystkich bardzo personalna. Nie tylko dla nas- obcokrajowców. Atak w takim samym stopniu wstrząsnął Afgańczykami. Zginęli nasi przyjaciele z UN I EUPOL, członkowie rodzin, współpracownicy.
Ataki na cywilów w Afganistanie nie maja miejsca. To był pierwszy przypadek od dawna, w którym bezbronni ludzie, zarówno Afgańczycy jak i obcokrajowcy stali się bezpośrednim celem.
Od maja zeszłego roku, gdy miała miejsce seria ataków na ambasadę amerykańską, UN czy pałac prezydencki w Kabulu zapanował umiarkowany spokój. Jednak nawet w tamtym trudnym i gorącym czasie nie miała miejsca taka tragedia jaka wydarzyła się w miniony piątek.
Nie ma już w Kabulu miejsc uznawanych za stosunkowo bezpieczne. Miejsca uczęszczane tłocznie do tej pory przez wszystkich z nas, świeca pustkami.
Moi afgańscy przyjaciele ze smutkiem w oczach oglądają wiadomości, gdzie co rusz podawane są nowe informacje. Warto dodać, czego nie zrobiły żadne zagraniczne media, ze piątkowy atak został bardzo surowo potępiony przez wszystkie władze muzułmańskie. Rzecznik talibów napisał na Twitterze, że atak był zemstą za zeszłotygodniowy nalot w prowincji Parwan, w którym zginęli cywile. Amerykańscy żołnierze zabili wówczas kobietę wraz z siódemka dzieci, o czym zachodnie media także nie wspominają. Nadchodzą wybory, wiec sytuacja z dnia na dzień będzie coraz bardziej napięta.
Dziś każdy pogrążył się w pracy. Ludzie stali się cisi, milczący. Jest smutno i źle. Koszmar wojny tym razem dotknął każdego z osobna. Kabul już nie będzie taki sam. Za dużo upłynęło łez… I krwi.