Ponieważ formalnie zaczęły się już wakacje, portale społecznościowe wkrótce zaroją się od nowych fotografii oraz informacji. Czasem jednak zbyt swobodne podawanie na pozór nieistotnych szczegółów może być naruszeniem bezpieczeństwa narodowego.
Ostatnia seria incydentów wynikających z braku wyobraźni, a także ładna pogoda sprawiły, że postanowiłem pokrótce zająć się tą kwestią. Bezpośrednią inspiracją była prasowa informacja o tym, iż Pentagon wystąpi na drogę sądową przeciwko 22-letniemu żołnierzowi za świadome skopiowanie ściśle tajnych materiałów na swój prywatny komputer i zainstalowanie nieautoryzowanego oprogramowania w poufnym systemie komputerowym.
Przedstawiciele Pentagonu powiedzieli, że kapral Manning z Potomac w stanie Maryland jest podejrzany o udostępnienie portalowi WikiLeaks materiału filmowego z 2007 roku pokazującego jak helikopter Apache przeprowadza w Bagdadzie atak, w wyniku którego zginęło 12 cywilów, w tym dwóch dziennikarzy z agencji Reutera.
Jeszcze kilka lat temu problemu nie było – Internetu nikt prawie nie miał, a jeśli nawet ktoś był posiadaczem łącza, to stanowił biernego użytkownika. Obecnie jednak żyjemy w czasach Web 2.0, a więc Internetu, w którym każdy może tworzyć jego zawartość. Blogi, komentarze, Nasza Klasa, Facebook, Twitter, My Space i dziesiątki podobnych są tego doskonałymi narzędziami. Nic więc dziwnego, że zupełnie niepostrzeżenie pojawiła się nowa przestrzeń bezpieczeństwa – Internet jako pole zarówno do ataku jak i obrony.
O tym, że Internet może być dobrym miejsce pozyskiwania informacji przekonuje wiele faktów. W 2006 roku w Bagdadzie wywiad odnalazł na należących ponoć do Al Kaidy komputerach i płytach prawie 500 gigabajtów danych satelitarnych pobranych właśnie z Google Earth. Zdaniem Brytyjczyków terroryści wykorzystali Google Maps do ataku na wojska w Basrze. Z kolei znalezione w Afganistanie komputery ujawniły, że Al Kaida przesyłała wiadomości zaszyfrowaną pocztą elektroniczną. Amerykański system „Elechon”, zdolny do analizowania około 3 miliardów przekazów elektronicznych na dobę, jest praktycznie bezużyteczny. W 2006 roku Indie zablokowały 20 stron internetowych po doniesieniach wywiadu, zdaniem którego były one wykorzystywane przez terrorystów. W połowie 2007 roku w Niemczech pojawił się pomysł szefa MSW Wolfganga Scheuble zakazu używania telefonów komórkowych i Internetu przez osoby podejrzane o wspieranie czy choćby sympatyzowanie z terroryzmem. Przez Internet dane masowo kradną Chińczycy – także plany najnowszych broni amerykańskich.
Czasem zagrożenie pojawia się, gdy użytkownicy sami nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów. Dobrym przykładem nieprzemyślanych działań jest zamieszczenie na serwisie Nasza-Klasa własnych zdjęć przez oficerów Służby Kontrwywiadu Wojskowego. W Stanach Zjednoczonych prawdziwą burzę wywołał senator Peter Hoekstra, który na Twitterze zamieszczał informacje o swojej tajnej wizycie w Iraku. Szczyt bezmyślności pobili dosłownie kilka dni temu izraelscy żołnierze, którzy służąc w tajnej bazie utworzyli własną grupę na Facebooku. Każdy mógł się zapisać, zobaczyć zdjęcia i nazwiska żołnierzy. Z kolei inny izraelski żołnierz doprowadził do wstrzymania ofensywy w Strefie Gazy, bo jej szczegóły umieścił również na Facebooku. Izraelskie dowództwo rozpoczęło nawet program uświadamiający żołnierzom, że umieszczanie takich informacji w Internecie jest po prostu zakazane i wyjątkowo głupie.
Przedstawiciele Pentagonu powiedzieli, że kapral Manning z Potomac w stanie Maryland jest podejrzany o udostępnienie portalowi WikiLeaks materiału filmowego z 2007 roku pokazującego jak helikopter Apache przeprowadza w Bagdadzie atak, w wyniku którego zginęło 12 cywilów, w tym dwóch dziennikarzy z agencji Reutera.
Jeszcze kilka lat temu problemu nie było – Internetu nikt prawie nie miał, a jeśli nawet ktoś był posiadaczem łącza, to stanowił biernego użytkownika. Obecnie jednak żyjemy w czasach Web 2.0, a więc Internetu, w którym każdy może tworzyć jego zawartość. Blogi, komentarze, Nasza Klasa, Facebook, Twitter, My Space i dziesiątki podobnych są tego doskonałymi narzędziami. Nic więc dziwnego, że zupełnie niepostrzeżenie pojawiła się nowa przestrzeń bezpieczeństwa – Internet jako pole zarówno do ataku jak i obrony.
O tym, że Internet może być dobrym miejsce pozyskiwania informacji przekonuje wiele faktów. W 2006 roku w Bagdadzie wywiad odnalazł na należących ponoć do Al Kaidy komputerach i płytach prawie 500 gigabajtów danych satelitarnych pobranych właśnie z Google Earth. Zdaniem Brytyjczyków terroryści wykorzystali Google Maps do ataku na wojska w Basrze. Z kolei znalezione w Afganistanie komputery ujawniły, że Al Kaida przesyłała wiadomości zaszyfrowaną pocztą elektroniczną. Amerykański system „Elechon”, zdolny do analizowania około 3 miliardów przekazów elektronicznych na dobę, jest praktycznie bezużyteczny. W 2006 roku Indie zablokowały 20 stron internetowych po doniesieniach wywiadu, zdaniem którego były one wykorzystywane przez terrorystów. W połowie 2007 roku w Niemczech pojawił się pomysł szefa MSW Wolfganga Scheuble zakazu używania telefonów komórkowych i Internetu przez osoby podejrzane o wspieranie czy choćby sympatyzowanie z terroryzmem. Przez Internet dane masowo kradną Chińczycy – także plany najnowszych broni amerykańskich.
Czasem zagrożenie pojawia się, gdy użytkownicy sami nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów. Dobrym przykładem nieprzemyślanych działań jest zamieszczenie na serwisie Nasza-Klasa własnych zdjęć przez oficerów Służby Kontrwywiadu Wojskowego. W Stanach Zjednoczonych prawdziwą burzę wywołał senator Peter Hoekstra, który na Twitterze zamieszczał informacje o swojej tajnej wizycie w Iraku. Szczyt bezmyślności pobili dosłownie kilka dni temu izraelscy żołnierze, którzy służąc w tajnej bazie utworzyli własną grupę na Facebooku. Każdy mógł się zapisać, zobaczyć zdjęcia i nazwiska żołnierzy. Z kolei inny izraelski żołnierz doprowadził do wstrzymania ofensywy w Strefie Gazy, bo jej szczegóły umieścił również na Facebooku. Izraelskie dowództwo rozpoczęło nawet program uświadamiający żołnierzom, że umieszczanie takich informacji w Internecie jest po prostu zakazane i wyjątkowo głupie.