Niemcy, jako jedno z ostatnich państw w Europie, rezygnują z obowiązkowej służby wojskowej. Kolejna może być Szwajcaria.
Stało się – rządząca koalicja zadecydowała się zawiesić pobór powszechny. Historyczny moment przewidziano na lipiec przyszłego roku. To wielka, naprawdę przełomowa zmiana, bowiem obowiązkowa służba wojskowa stanowiła jeden z filarów nowych, powojennych Niemiec. Co więcej, podczas zimnej wojny konstytuowała efektywną tarczę, umożliwiającą obronę NATO na Renie w razie ewentualne agresji Armii Czerwonej.
Teraz jednak czasy są inne – Niemcy są przyjacielem Rosji, a dziura w budżecie jest coraz większa. To właśnie przede wszystkim z powodów finansowych, a nie wojskowych, następuje zmiana filozofii, a także redukcja sił zbrojnych. Zgodnie z planem, Bundeswehra ma zostać zredukowana z 250 tysięcy żołnierzy do 185 tysięcy (pierwotnie mówiono o 160 tysiącach). 170 tysięcy z nich będą stanowić zawodowcy. Redukcje dotkną też 100-tysięcznej armii cywilnych pracowników wojska. Zdesperowany rząd niemiecki, szukający na gwałt każdego miliona euro, liczy, że przyniesie to oszczędności rzędu nawet 8,3 miliarda euro rocznie. Jest więc o co walczyć, chociaż w praktyce może być całkowicie odwrotnie. Nie od dziś wiadomo, że armia zawodowa jest dużo droższa od tej z poboru.
Na horyzoncie już pojawiają się problemy. Niemieckie organizacje społeczne alarmują, że zabraknie im wolontariuszy. Wielu bowiem Niemców wybierało służbę zastępczą, choćby w instytucjach pomocy społecznej – domach opieki, hospicjach, szpitalach. Kto ich zastąpi? Może kolejna fala Turków, albo Polaków? Z militarnego punktu widzenia również sytuacja nie jest idealna. Do tej pory jest tak, iż każdy kto odbył służbę wojskową jest automatycznie uznawany za rezerwistę. Mogą oni zostać powołani aż do ukończenia 32. roku życia (dla korpusu szeregowych) lub 60. roku życia (dla oficerów). Odgrywają przy tym istotną rolę w sytuacjach kryzysowych, choćby podczas katastrof naturalnych. Czy po zmianach wystarczy żołnierzy do tych mało wdzięcznych działań? Co więcej, czy niemieckie władze nie będą ciąć dalej i ze 185 tysięcy w pewnym momencie zrobi się 150 tysięcy, a potem 100 tysięcy żołnierzy? Kto będzie bronił Europy przez Rosją?
Kolejna może być Szwajcaria, gdzie ciągle istnieje powszechny charakter obrony kraju w formie tradycyjnego systemu milicji (Milizsystem). Jak w większości państw Europy Zachodniej, także i w Szwajcarii brakuje pieniędzy na wojsko. Obrona narodowa to jedyny po 1990 roku sektor publiczny, którego udział w wydatkach federalnych spadł. O ile wydatki na transport publiczny wzrosły o 57 procent, a na opiekę społeczną o 147 procent, obrona narodowa zanotowała spadek w ogólnych wydatkach federalnych o 29 procent. W latach sześćdziesiątych na wojsko wydawano 2,5 procent PKB. W 2007 roku było to już zaledwie 0,9 procent. Tendencja jest wyraźna – z roku na rok udział jest coraz mniejszy. Nie ma pieniędzy na nowe samoloty bojowe i coraz częściej mówi się o przejściu na siły zawodowe lub nawet o rozwiązaniu wojska. Oby tylko budowa armii zawodowych szła lepiej niż naszym władzom. Gorzej raczej nie będzie.
Teraz jednak czasy są inne – Niemcy są przyjacielem Rosji, a dziura w budżecie jest coraz większa. To właśnie przede wszystkim z powodów finansowych, a nie wojskowych, następuje zmiana filozofii, a także redukcja sił zbrojnych. Zgodnie z planem, Bundeswehra ma zostać zredukowana z 250 tysięcy żołnierzy do 185 tysięcy (pierwotnie mówiono o 160 tysiącach). 170 tysięcy z nich będą stanowić zawodowcy. Redukcje dotkną też 100-tysięcznej armii cywilnych pracowników wojska. Zdesperowany rząd niemiecki, szukający na gwałt każdego miliona euro, liczy, że przyniesie to oszczędności rzędu nawet 8,3 miliarda euro rocznie. Jest więc o co walczyć, chociaż w praktyce może być całkowicie odwrotnie. Nie od dziś wiadomo, że armia zawodowa jest dużo droższa od tej z poboru.
Na horyzoncie już pojawiają się problemy. Niemieckie organizacje społeczne alarmują, że zabraknie im wolontariuszy. Wielu bowiem Niemców wybierało służbę zastępczą, choćby w instytucjach pomocy społecznej – domach opieki, hospicjach, szpitalach. Kto ich zastąpi? Może kolejna fala Turków, albo Polaków? Z militarnego punktu widzenia również sytuacja nie jest idealna. Do tej pory jest tak, iż każdy kto odbył służbę wojskową jest automatycznie uznawany za rezerwistę. Mogą oni zostać powołani aż do ukończenia 32. roku życia (dla korpusu szeregowych) lub 60. roku życia (dla oficerów). Odgrywają przy tym istotną rolę w sytuacjach kryzysowych, choćby podczas katastrof naturalnych. Czy po zmianach wystarczy żołnierzy do tych mało wdzięcznych działań? Co więcej, czy niemieckie władze nie będą ciąć dalej i ze 185 tysięcy w pewnym momencie zrobi się 150 tysięcy, a potem 100 tysięcy żołnierzy? Kto będzie bronił Europy przez Rosją?
Kolejna może być Szwajcaria, gdzie ciągle istnieje powszechny charakter obrony kraju w formie tradycyjnego systemu milicji (Milizsystem). Jak w większości państw Europy Zachodniej, także i w Szwajcarii brakuje pieniędzy na wojsko. Obrona narodowa to jedyny po 1990 roku sektor publiczny, którego udział w wydatkach federalnych spadł. O ile wydatki na transport publiczny wzrosły o 57 procent, a na opiekę społeczną o 147 procent, obrona narodowa zanotowała spadek w ogólnych wydatkach federalnych o 29 procent. W latach sześćdziesiątych na wojsko wydawano 2,5 procent PKB. W 2007 roku było to już zaledwie 0,9 procent. Tendencja jest wyraźna – z roku na rok udział jest coraz mniejszy. Nie ma pieniędzy na nowe samoloty bojowe i coraz częściej mówi się o przejściu na siły zawodowe lub nawet o rozwiązaniu wojska. Oby tylko budowa armii zawodowych szła lepiej niż naszym władzom. Gorzej raczej nie będzie.