Sprzedając dwa okręty desantowe typu Mistral do Rosji, Francja pogwałciła dobre zasady panujące w NATO, a tym samym raz jeszcze udowodniła, że nasza część Europy jej nie obchodzi.
Najpierw kilka słów o przedmiocie całej dyskusji. Okręty typu Mistral to jednostki desantowe (również określane mianem helikopterowców, bowiem przenoszą na swoim pokładzie kilkanaście śmigłowców). Są w stanie przetransportować batalion czołgów i do 900 żołnierzy. Innymi słowy, desantowce typu Mistral to doskonała jednostka umożliwiająca projekcję siły z morza na ląd. Francuzi już mają dwa takie okręty, budują trzeci.
Rosjanie zawarli umowę na dwie jednostki. Pierwsza mogłaby trafić do Rosji już za trzy lata. Wiadomo, że będą wyposażone w sprzęt rosyjski, w tym w rosyjskie śmigłowce. Prawdopodobnie dwa kolejne okręty (a więc łącznie cztery) zostaną zbudowane już w rosyjskich stoczniach (Sankt Petersburg). Da to naszym wschodnim sąsiadom duże zdolności desantowania swoich sił. Oficjalnie okręty mają stanowić element floty czarnomorskiej.
Na czym polega problem? Teoretycznie go nie ma, bo umowy wojskowe z Rosją ma szereg państw – nie tylko Francja, ale również Stany Zjednoczone i Włochy. Okręty typu Mistral mogą być wykorzystywane do operacji niemilitarnych – do ewakuacji (jak podczas wojny Izraela w południowym Libanie, 2006) lub jako pływające szpitale. Ale szerzenie pokoju nie jest głównym zadaniem tych jednostek, lecz desant na plaże nieprzyjaciela. Innymi słowy, nasz formalny sojusznik sprzedał ważną broń naszemu potencjalnemu agresorowi.
Sprzedano nowoczesny system uzbrojenia państwu nie do końca demokratycznemu, które nie jest sojusznikiem, które stanowi strategiczne zagrożenie – tak wojskowe jak i polityczne – dla naszej części Europy. Kontrakt z Rosją, która sprzeciwia się rozmieszczeniu całkowicie defensywnych systemów obrony przeciwrakietowej w Polsce, nie tyle narusza delikatny balans sił w regionie, co stanowi niebezpieczny precedens i błędne myślenie, oparte na założeniu, że w nadchodzących latach Rosja będzie przyjacielem Europy. Z takiego samego założenia po II wojnie światowej wychodzili Brytyjczycy, który jako gest dobrej woli w 1947 roku wyeksportowali do Związku Sowieckiego odrzutowe silniki, które potem wykorzystano w myśliwcach MiG-15, dobrze radzących sobie z samolotami aliantów na Półwyspie Koreańskim.
Francja, która zarobi na kontrakcie od miliarda do dwóch miliardów euro, naruszyła dobre zasady panujące w NATO – nie sprzedawać broni ofensywnej państwom trzecim, jeśli zachwieje to bezpieczeństwem lub choćby poczuciem bezpieczeństwa sojuszników – a więc Polski, Litwy czy Łotwy. Tego wymaga solidarność w ramach NATO. Państwa członkowskie mają się wspierać, a nie działać na swoją szkodę. Pewna granica została przekroczona, a to ponoć dopiero początek – mówi się, że Rosja kupi od Francji, a także od Włoch, więcej uzbrojenia. Ignoruje się przy tym, całkiem świadomie, polskie i litewskie obawy, które są jak najbardziej realne.
Sygnał płynący dla nas jest niepokojący, jako że to kolejny dowód, że Rosja jest dla Zachodu ważniejszy niż Europa Środkowo-Wschodnia. Innymi słowy, w razie kryzysu nie liczmy na pomoc naszych zachodnich „przyjaciół”.
Rosjanie zawarli umowę na dwie jednostki. Pierwsza mogłaby trafić do Rosji już za trzy lata. Wiadomo, że będą wyposażone w sprzęt rosyjski, w tym w rosyjskie śmigłowce. Prawdopodobnie dwa kolejne okręty (a więc łącznie cztery) zostaną zbudowane już w rosyjskich stoczniach (Sankt Petersburg). Da to naszym wschodnim sąsiadom duże zdolności desantowania swoich sił. Oficjalnie okręty mają stanowić element floty czarnomorskiej.
Na czym polega problem? Teoretycznie go nie ma, bo umowy wojskowe z Rosją ma szereg państw – nie tylko Francja, ale również Stany Zjednoczone i Włochy. Okręty typu Mistral mogą być wykorzystywane do operacji niemilitarnych – do ewakuacji (jak podczas wojny Izraela w południowym Libanie, 2006) lub jako pływające szpitale. Ale szerzenie pokoju nie jest głównym zadaniem tych jednostek, lecz desant na plaże nieprzyjaciela. Innymi słowy, nasz formalny sojusznik sprzedał ważną broń naszemu potencjalnemu agresorowi.
Sprzedano nowoczesny system uzbrojenia państwu nie do końca demokratycznemu, które nie jest sojusznikiem, które stanowi strategiczne zagrożenie – tak wojskowe jak i polityczne – dla naszej części Europy. Kontrakt z Rosją, która sprzeciwia się rozmieszczeniu całkowicie defensywnych systemów obrony przeciwrakietowej w Polsce, nie tyle narusza delikatny balans sił w regionie, co stanowi niebezpieczny precedens i błędne myślenie, oparte na założeniu, że w nadchodzących latach Rosja będzie przyjacielem Europy. Z takiego samego założenia po II wojnie światowej wychodzili Brytyjczycy, który jako gest dobrej woli w 1947 roku wyeksportowali do Związku Sowieckiego odrzutowe silniki, które potem wykorzystano w myśliwcach MiG-15, dobrze radzących sobie z samolotami aliantów na Półwyspie Koreańskim.
Francja, która zarobi na kontrakcie od miliarda do dwóch miliardów euro, naruszyła dobre zasady panujące w NATO – nie sprzedawać broni ofensywnej państwom trzecim, jeśli zachwieje to bezpieczeństwem lub choćby poczuciem bezpieczeństwa sojuszników – a więc Polski, Litwy czy Łotwy. Tego wymaga solidarność w ramach NATO. Państwa członkowskie mają się wspierać, a nie działać na swoją szkodę. Pewna granica została przekroczona, a to ponoć dopiero początek – mówi się, że Rosja kupi od Francji, a także od Włoch, więcej uzbrojenia. Ignoruje się przy tym, całkiem świadomie, polskie i litewskie obawy, które są jak najbardziej realne.
Sygnał płynący dla nas jest niepokojący, jako że to kolejny dowód, że Rosja jest dla Zachodu ważniejszy niż Europa Środkowo-Wschodnia. Innymi słowy, w razie kryzysu nie liczmy na pomoc naszych zachodnich „przyjaciół”.