Iran oparł się izraelskiej presji i zakończył demonstracyjną, acz dozwoloną, eskapadę okrętów wojennych przez wody Kanału Sueskiego.
Po wojnie nerwów irańskie okręty wojenne – fregata (według irańskiej nomenklatury niszczyciel) „Alvand” (FFG-71) oraz statek logistyczny „Kharg” (AORH-431) udanie pokonały wody Kanału Sueskiego wpływając na Morze Śródziemne. Warto docenić historyczny wymiar tego zdarzenia – irańskie jednostki zrobiły to pierwszy raz od 1979 roku, a więc od momentu obalenia rządów Pahlawiego przez Chomeiniego, który ustanowił Islamską Republikę Iranu. W styczniu wysłano pierwszą grupę operacyjną na obszar Zatoki Adeńskiej, gdzie zwalczano piratów i ochraniano irańskie statki. Tego rodzaju operacje irańska marynarka wojenna wykonuje od listopada 2008 roku. Widać wyraźnie, że Iran rozwija żagle.
W całej sprawie nie chodziło o kwestie historyczne, lecz psychologiczne, prestiżowe i propagandowe. Iran, wysyłając dwa niezbyt nowe okręty o niewielkiej wartości bojowej (w starciu z izraelską flotą byłyby skazane na porażkę), w ten sposób chciał pokazać Izraelowi, że się go nie obawia i nie zamierza ograniczać się do obrony. Potwierdził w ten sposób swoje regionalne ambicje. Nie jest przypadkiem, że w tym samym czasie irańscy przywódcy określili wydarzenia w Egipcie oraz Tunezji mianem rewolucji islamskich. To również gest w stronę irańskiego społeczeństwa, które mogło poczuć dumę ze swojego państwa.
Izrael, z typową dla siebie nonszalancją i pewnością siebie, określił działania Iranu mianem prowokacji. Gdyby mógł to z pewnością zakazałby przepłynięcia irańskim okrętom. Izrael świadomie pominął fakt, iż zgodnie z konwencją konstantynopolitańską (1888) Kanał Sueski jest otwarty dla wszystkich statków i okrętów, niezależnie od kraju pochodzenia i celu misji. Trzeba co prawda spełnić szereg warunków, jak choćby zapłacić (w przypadku Iranu było to 290 tysięcy dolarów), płynąć z określoną prędkością i w wynurzeniu (dotyczy to oczywiście okrętów podwodnych). Zakaz, czego domagał się Izrael, byłby złamaniem prawa międzynarodowego. To kolejny dowód na izraelskie obawy i niemoc tego państwa w relacjach z Iranem, który nie zamierza być państwem drugiej kategorii.
Iran skorzystał z przysługującego mu prawa tak samo jak robi to Izrael, gdy jego okręty przepływają przez zarządzany przez Egipt Kanał Sueski. W lipcu 2009 roku dwa izraelskie okręty torpedowe (INS „Hanit” oraz INS „Eilat”) przepłynęły przez Kanał Sueski z Morza Śródziemnego na Morze Czerwone. Symboliczne wydaje się przy tym nazwa drugiego izraelskiego okrętu – taka sama jak zatopionego w 1967 roku przez Egipcjan izraelskiego niszczyciela. Przez co najmniej kilka ostatnich lat wiele izraelskich jednostek przepływało przez egipskie wody. Dotyczy to choćby eskortowanego przez egipską marynarkę wojenną izraelskiego okrętu podwodnego typu Dolphin. Dla Izraelczyków to duże ułatwienie, bo wcześniej musieli opływać całą Afrykę, by dostać się na Morze Czerwone. Iran korzysta więc z praw przysługujących każdemu państwu.
W całej sprawie nie chodziło o kwestie historyczne, lecz psychologiczne, prestiżowe i propagandowe. Iran, wysyłając dwa niezbyt nowe okręty o niewielkiej wartości bojowej (w starciu z izraelską flotą byłyby skazane na porażkę), w ten sposób chciał pokazać Izraelowi, że się go nie obawia i nie zamierza ograniczać się do obrony. Potwierdził w ten sposób swoje regionalne ambicje. Nie jest przypadkiem, że w tym samym czasie irańscy przywódcy określili wydarzenia w Egipcie oraz Tunezji mianem rewolucji islamskich. To również gest w stronę irańskiego społeczeństwa, które mogło poczuć dumę ze swojego państwa.
Izrael, z typową dla siebie nonszalancją i pewnością siebie, określił działania Iranu mianem prowokacji. Gdyby mógł to z pewnością zakazałby przepłynięcia irańskim okrętom. Izrael świadomie pominął fakt, iż zgodnie z konwencją konstantynopolitańską (1888) Kanał Sueski jest otwarty dla wszystkich statków i okrętów, niezależnie od kraju pochodzenia i celu misji. Trzeba co prawda spełnić szereg warunków, jak choćby zapłacić (w przypadku Iranu było to 290 tysięcy dolarów), płynąć z określoną prędkością i w wynurzeniu (dotyczy to oczywiście okrętów podwodnych). Zakaz, czego domagał się Izrael, byłby złamaniem prawa międzynarodowego. To kolejny dowód na izraelskie obawy i niemoc tego państwa w relacjach z Iranem, który nie zamierza być państwem drugiej kategorii.
Iran skorzystał z przysługującego mu prawa tak samo jak robi to Izrael, gdy jego okręty przepływają przez zarządzany przez Egipt Kanał Sueski. W lipcu 2009 roku dwa izraelskie okręty torpedowe (INS „Hanit” oraz INS „Eilat”) przepłynęły przez Kanał Sueski z Morza Śródziemnego na Morze Czerwone. Symboliczne wydaje się przy tym nazwa drugiego izraelskiego okrętu – taka sama jak zatopionego w 1967 roku przez Egipcjan izraelskiego niszczyciela. Przez co najmniej kilka ostatnich lat wiele izraelskich jednostek przepływało przez egipskie wody. Dotyczy to choćby eskortowanego przez egipską marynarkę wojenną izraelskiego okrętu podwodnego typu Dolphin. Dla Izraelczyków to duże ułatwienie, bo wcześniej musieli opływać całą Afrykę, by dostać się na Morze Czerwone. Iran korzysta więc z praw przysługujących każdemu państwu.