Śmierć bin Ladena to przede wszystkim sukces propagandowy i psychologiczny. W rzeczywistości niewiele zmieni.
Radość, z jaką tak zwany Zachód przywitał rzekomą śmierć Bin Ladena pokazuje jak bardzo osoba ta była w naszym kręgu cywilizacyjnym znienawidzona. I oczywiście słusznie – był to przywódca najpotężniejszej organizacji o zasięgu globalnym, który kierował i inspirował globalną walkę z członkami NATO nie tylko na obszarze państw muzułmańskich, ale również zachodnich – choćby w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Od dawna wodził Zachód za nos.
Radość jest więc zrozumiała, a sukces może dodać potrzebnego wiatru w żagle. Na pewno, przynajmniej na krótką metę, przysporzy poparcia Obamie. Euforia to jednak pierwszy krok do błędnej interpretacji konsekwencji tego wydarzenia. Da się już usłyszeć głosy, że to wielkie zwycięstwo Zachodu, poważny cios dla międzynarodowego dżihadu, który osłabi radykalnych islamistów. Nic bardziej błędnego – zabicie bin Ladena to jedynie zwycięstwo psychologiczne i propagandowe, które raczej nie będzie mieć wpływu na obraz i przebieg globalnej wojny z terroryzmem islamskim. Od dłuższego bowiem czasu bin Laden to przede wszystkim symbol walki, uosobienie pewnych wartości, o której toczą się zmagania, a nie faktyczny dowódca polowy. Ba, od dawna nie było nawet zgody czy bin Laden jeszcze żyje czy też nie. Mimo tego wpływ Saudyjczyka był duży i taki też pozostanie – symbolu zabić się nie da, bo jego przesłanie jest nadal aktualne, podobnie jak cele polityczno – religijne, o które walczył.
Wielu ekspertów daje się porwać przez nurt wydarzeń dostrzegając w nich potencjalną pozytywną zmianę – łączą śmierć bin Ladena z demokratycznymi zmianami na Bliskim Wschodzie określając to jako koniec ery al Kaidy i brutalnego ekstremizmu. Ale już sama śmierć bin Ladena – po walce stoczonej z Amerykanami – może wzmocnić radykałów. Czy jest coś piękniejszego, niż gdy duchowy przywódca ginie w męczeńskiej śmierci do ostatniej chwili walcząc z krzyżowcami strzelającymi nawet do kobiet? To idealna sytuacja do mitologizowania. Liczne niejasności związane z tym incydentem, także tajemniczy pogrzeb, jedynie pobudzają wyobraźnię.
Czy śmierć bin Ladena coś zmieniła? Nie. Zwolennicy globalnego państwa islamskiego (kalifatu) nadal mają się dobrze tocząc walkę w Afganistanie, Pakistanie, Jemenie i Somalii. Śmierć bin Ladena nie ma tu znaczenia. Dużo ważniejsze są trudności w państwach Amerykanom sojuszniczym, a więc w Pakistanie, Bahrajnie, Tunezji czy w Egipcie. Poparcie dla wartości radykalnego islamu jest nadal duże. Ciągle trwa impas w kwestii powołania suwerennego i normalnego państwa palestyńskiego. Nie ma więc powodów, by na obecnym etapie przeceniać śmierć bin Ladena i zaklinać rzeczywistość uznając, że osłabi to czy też nawet zniszczy al Kaidę zmniejszając zagrożenie ze strony ekstremizmu islamskiego. Śmierć jednostki – nawet tak ważnej jak bin Laden – nie ma wpływu na globalne sprawy w dłuższej perspektywie.
Radość jest więc zrozumiała, a sukces może dodać potrzebnego wiatru w żagle. Na pewno, przynajmniej na krótką metę, przysporzy poparcia Obamie. Euforia to jednak pierwszy krok do błędnej interpretacji konsekwencji tego wydarzenia. Da się już usłyszeć głosy, że to wielkie zwycięstwo Zachodu, poważny cios dla międzynarodowego dżihadu, który osłabi radykalnych islamistów. Nic bardziej błędnego – zabicie bin Ladena to jedynie zwycięstwo psychologiczne i propagandowe, które raczej nie będzie mieć wpływu na obraz i przebieg globalnej wojny z terroryzmem islamskim. Od dłuższego bowiem czasu bin Laden to przede wszystkim symbol walki, uosobienie pewnych wartości, o której toczą się zmagania, a nie faktyczny dowódca polowy. Ba, od dawna nie było nawet zgody czy bin Laden jeszcze żyje czy też nie. Mimo tego wpływ Saudyjczyka był duży i taki też pozostanie – symbolu zabić się nie da, bo jego przesłanie jest nadal aktualne, podobnie jak cele polityczno – religijne, o które walczył.
Wielu ekspertów daje się porwać przez nurt wydarzeń dostrzegając w nich potencjalną pozytywną zmianę – łączą śmierć bin Ladena z demokratycznymi zmianami na Bliskim Wschodzie określając to jako koniec ery al Kaidy i brutalnego ekstremizmu. Ale już sama śmierć bin Ladena – po walce stoczonej z Amerykanami – może wzmocnić radykałów. Czy jest coś piękniejszego, niż gdy duchowy przywódca ginie w męczeńskiej śmierci do ostatniej chwili walcząc z krzyżowcami strzelającymi nawet do kobiet? To idealna sytuacja do mitologizowania. Liczne niejasności związane z tym incydentem, także tajemniczy pogrzeb, jedynie pobudzają wyobraźnię.
Czy śmierć bin Ladena coś zmieniła? Nie. Zwolennicy globalnego państwa islamskiego (kalifatu) nadal mają się dobrze tocząc walkę w Afganistanie, Pakistanie, Jemenie i Somalii. Śmierć bin Ladena nie ma tu znaczenia. Dużo ważniejsze są trudności w państwach Amerykanom sojuszniczym, a więc w Pakistanie, Bahrajnie, Tunezji czy w Egipcie. Poparcie dla wartości radykalnego islamu jest nadal duże. Ciągle trwa impas w kwestii powołania suwerennego i normalnego państwa palestyńskiego. Nie ma więc powodów, by na obecnym etapie przeceniać śmierć bin Ladena i zaklinać rzeczywistość uznając, że osłabi to czy też nawet zniszczy al Kaidę zmniejszając zagrożenie ze strony ekstremizmu islamskiego. Śmierć jednostki – nawet tak ważnej jak bin Laden – nie ma wpływu na globalne sprawy w dłuższej perspektywie.