W rękach byłego wicepremiera i marszałka Sejmu spoczywa dziś klucz do odwrócenia niekorzystnych dla Platformy Obywatelskiej sondaży. Jeśli Donald Tusk skieruje swą energię na walkę z Grzegorzem Schetyną, zamiast na współdziałanie z nim, odwrót wyborców od PO tylko przybierze na sile.
W niedawnym wywiadzie Ryszard Kalisz prorokuje, że Platforma Obywatelska w kolejnym rozdaniu, czyli wyborach parlamentarnych 2015 uzyska poparcie na poziomie 10 procent. Podobnych głosów jest więcej. Ugrupowanie rządzące Polską od 2007 roku, a szczególnie jego lider i architekt dotychczasowej serii wyborczych sukcesów, premier Donald Tusk nie może takich proroctw ignorować, bo sytuacja zmieniła się na tyle, że obecnie bez wątpienia ma już z kim przegrać. Co więcej: rozmiary ewentualnej porażki są kwestią całkowicie otwartą.
Na dotychczasowe zwycięstwa PO pracowały tysiące działaczy w całym kraju, zaś jednym z kluczy do sukcesów była dobrze działająca, sprawna struktura partii. Patrząc z tego punktu widzenia, nie sposób odmówić zasług, organizacyjnych zdolności i skuteczności w działaniu Grzegorzowi Schetynie. To on potrafił w każdym regionie wyszukać i zmobilizować do aktywnego działania ludzi, którzy tchnęli w Platformę wigor, niezbędny do pozyskania zaufania Polaków, a potem odebrania władzy PiS-owi. Schetyna, jako były sekretarz generalny PO, trzymał w ryzach partyjny aparat, dlatego nawet gdy przestał piastować tę funkcję, bardzo wielu platformersów wykazuje wobec niego lojalność i postrzega jako drugiego obok Tuska lidera ugrupowania.
Schetyna wykazał się także ogromną sprawnością jako wicepremier, minister spraw wewnętrznych i administracji. Pod jego rządami nie tylko aparat urzędniczy, policja, zawodowa straż pożarna i inne służby mundurowe działały bez komplikacji. Potrafił także opracować i zrealizować Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych, nazwany od jego nazwiska programem "schetnynówek". Był to jeden z największych i odczuwalnych w każdym zakątku kraju sukcesów rządów koalicji PO-PSL. Tym, znaczniejszy, że w odróżnieniu od kilku innych osiągnięć – miał wymiar nie tylko propagandowy, lecz bardzo realny, mierzony tysiącami kilometrów zmodernizowanych szlaków komunikacyjnych. Śmiem twierdzić, że na gruncie realnych osiągnięć to właśnie program "schetynówek" legł u podstaw utrzymania władzy przez Platformę w 2011 roku.
Po usunięciu z rządu (do dziś nie wiadomo dlaczego tak się stało, bo związki dolnośląskiego polityka z "aferą hazardową" nigdy nie zostały wykazane) Grzegorz Schetyna niezwykle sprawnie, a zarazem bez eskalowania politycznych napięć, kierował pracami Sejmu VI kadencji jako jego marszałek. Choć uważany jest za polityka twardego, umiał kierować parlamentem w duchu porozumienia i zarówno koalicja, jak też opozycja oceniała go w superlatywach.
Teraz Platforma przeżywa największy regres odkąd przejęła władzę. Spadające w sondażach poparcie niepokoi wielu, ale prawdziwy popłoch wywołuje wśród mniej znanych posłów, którzy obawiają się, że obecna kadencja może być ich ostatnią przy Wiejskiej. Już kilka razy w PO pojawiały się ruchy odśrodkowe, grożące trwałymi pęknięciami wewnątrz klubu parlamentarnego. wówczas takich sytuacjach Grzegorz Schetyna zawsze nawoływał do opamiętania, spokoju oraz zachowania jedności w duchu odpowiedzialności za kraj. Był lojalny wobec partii i osobiście wobec Donalda Tuska, mimo że ten nie szczędził wysiłków, by usuwać ze stanowisk w administracji rządowej polityków kojarzonych z byłym wicepremierem.
Od kilku dni coraz głośniej słychać, że podobny los spotka kojarzonych z Grzegorzem Schetyną działaczy z warszawskiej centrali PO i regionów, gdyż Donald Tusk szykuje się do ostatecznej rozprawy z byłym wicepremierem i marszałkiem Sejmu. Jeśli to prawda, schyłek rządów PO i spadek jej popularności może przybrać rozmiary klęski. Nie dlatego, że Schetyna obróci się przeciw własnej partii – znam go i wiem, że tego nie zrobi. Ale dlatego, że ma on niebywałą zdolność stawiania na właściwych ludzi, lokalnych liderów, cieszących się zaufaniem zarówno partyjnych kolegów, jak również wyborców w poszczególnych częściach kraju. Dziś Platforma nie może sobie pozwolić na rezygnację z potencjału tych ludzi i odrzucenie kapitału, jakim dysponuje Grzegorz Schetyna. To on i jego drużyna mogą odwrócić niekorzystne dla Platformy trendy na scenie politycznej, jeśli oczywiście premier Donald Tusk zechce z nimi współdziałać, przestanie ich spychać do drugiego szeregu i marginalizować w imię wzmacniania osobistej pozycji.
W 2010 roku Bronisław Komorowski wygrał wybory prezydenckie z hasłem "zgoda buduje". Dobrze, by premier o tym pamiętał i potrafił właściwie odnieść tamto doświadczenie do sytuacji, w jakiej obecnie znalazł się on i partia, za którą jest odpowiedzialny.
Na dotychczasowe zwycięstwa PO pracowały tysiące działaczy w całym kraju, zaś jednym z kluczy do sukcesów była dobrze działająca, sprawna struktura partii. Patrząc z tego punktu widzenia, nie sposób odmówić zasług, organizacyjnych zdolności i skuteczności w działaniu Grzegorzowi Schetynie. To on potrafił w każdym regionie wyszukać i zmobilizować do aktywnego działania ludzi, którzy tchnęli w Platformę wigor, niezbędny do pozyskania zaufania Polaków, a potem odebrania władzy PiS-owi. Schetyna, jako były sekretarz generalny PO, trzymał w ryzach partyjny aparat, dlatego nawet gdy przestał piastować tę funkcję, bardzo wielu platformersów wykazuje wobec niego lojalność i postrzega jako drugiego obok Tuska lidera ugrupowania.
Schetyna wykazał się także ogromną sprawnością jako wicepremier, minister spraw wewnętrznych i administracji. Pod jego rządami nie tylko aparat urzędniczy, policja, zawodowa straż pożarna i inne służby mundurowe działały bez komplikacji. Potrafił także opracować i zrealizować Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych, nazwany od jego nazwiska programem "schetnynówek". Był to jeden z największych i odczuwalnych w każdym zakątku kraju sukcesów rządów koalicji PO-PSL. Tym, znaczniejszy, że w odróżnieniu od kilku innych osiągnięć – miał wymiar nie tylko propagandowy, lecz bardzo realny, mierzony tysiącami kilometrów zmodernizowanych szlaków komunikacyjnych. Śmiem twierdzić, że na gruncie realnych osiągnięć to właśnie program "schetynówek" legł u podstaw utrzymania władzy przez Platformę w 2011 roku.
Po usunięciu z rządu (do dziś nie wiadomo dlaczego tak się stało, bo związki dolnośląskiego polityka z "aferą hazardową" nigdy nie zostały wykazane) Grzegorz Schetyna niezwykle sprawnie, a zarazem bez eskalowania politycznych napięć, kierował pracami Sejmu VI kadencji jako jego marszałek. Choć uważany jest za polityka twardego, umiał kierować parlamentem w duchu porozumienia i zarówno koalicja, jak też opozycja oceniała go w superlatywach.
Teraz Platforma przeżywa największy regres odkąd przejęła władzę. Spadające w sondażach poparcie niepokoi wielu, ale prawdziwy popłoch wywołuje wśród mniej znanych posłów, którzy obawiają się, że obecna kadencja może być ich ostatnią przy Wiejskiej. Już kilka razy w PO pojawiały się ruchy odśrodkowe, grożące trwałymi pęknięciami wewnątrz klubu parlamentarnego. wówczas takich sytuacjach Grzegorz Schetyna zawsze nawoływał do opamiętania, spokoju oraz zachowania jedności w duchu odpowiedzialności za kraj. Był lojalny wobec partii i osobiście wobec Donalda Tuska, mimo że ten nie szczędził wysiłków, by usuwać ze stanowisk w administracji rządowej polityków kojarzonych z byłym wicepremierem.
Od kilku dni coraz głośniej słychać, że podobny los spotka kojarzonych z Grzegorzem Schetyną działaczy z warszawskiej centrali PO i regionów, gdyż Donald Tusk szykuje się do ostatecznej rozprawy z byłym wicepremierem i marszałkiem Sejmu. Jeśli to prawda, schyłek rządów PO i spadek jej popularności może przybrać rozmiary klęski. Nie dlatego, że Schetyna obróci się przeciw własnej partii – znam go i wiem, że tego nie zrobi. Ale dlatego, że ma on niebywałą zdolność stawiania na właściwych ludzi, lokalnych liderów, cieszących się zaufaniem zarówno partyjnych kolegów, jak również wyborców w poszczególnych częściach kraju. Dziś Platforma nie może sobie pozwolić na rezygnację z potencjału tych ludzi i odrzucenie kapitału, jakim dysponuje Grzegorz Schetyna. To on i jego drużyna mogą odwrócić niekorzystne dla Platformy trendy na scenie politycznej, jeśli oczywiście premier Donald Tusk zechce z nimi współdziałać, przestanie ich spychać do drugiego szeregu i marginalizować w imię wzmacniania osobistej pozycji.
W 2010 roku Bronisław Komorowski wygrał wybory prezydenckie z hasłem "zgoda buduje". Dobrze, by premier o tym pamiętał i potrafił właściwie odnieść tamto doświadczenie do sytuacji, w jakiej obecnie znalazł się on i partia, za którą jest odpowiedzialny.