Brexit bez Brexitu, czyli gra May i gra Barniera

Brexit bez Brexitu, czyli gra May i gra Barniera

Michel Barnier, negocjator z ramienia UE w sprawie Brexitu (w środku), w towarzystwie Sabine Weyand (z lewej) i Stephanie Riso
Michel Barnier, negocjator z ramienia UE w sprawie Brexitu (w środku), w towarzystwie Sabine Weyand (z lewej) i Stephanie Riso Źródło: Newspix.pl / ABACA
Na ostatnim w tej kadencji posiedzeniu Parlamentu Europejskiego w Brukseli miała miejsce krótka debata o Brexicie – lub jego braku oraz jego ewentualnych warunkach. Głos zabrali przedstawiciele Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej. Debata była krótka: źle i dobrze. Źle, bo Brexit to jeden z największych bólów głowy w historii Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali – Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej – Unii Europejskiej. Dobrze, bo o czym tu gadać, kiedy wszystko zostało już w praktyce powiedziane.

Brexit bez Brexitu? Nie chcę uchodzić za „proroka Ryszarda”, ale właśnie takie sformułowanie padło w tekście zamieszczonym na moim blogu, jak również w skróconej wersji, na łamach „Gazety Polskiej Codziennie”. Artykuł został opublikowany w dniu referendum w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, czyli 23 czerwca 2016 roku. Nie będą go streszczał, ale postawiliśmy tam z Jerzym Bielewiczem tezę, że – ujmując rzecz w skrócie – centrum finansowe Europy, czyli londyńskie City, niezadowolone z coraz bardziej żarłocznych aspiracji Unii odnośnie regulacji rynku finansowego, wykorzystuje – choć nie ono tę sytuacje stworzyło – Brexit do „lewarowania” swojej, brytyjskiej niezależności finansowej. Co z tego wynika? A może właśnie „Brexit bez Brexitu”.

Skądinąd takie właśnie rozwiązanie przyjęte byłoby przez europejskie sfery gospodarcze z zadowoleniem, jeśli nie entuzjazmem. Co innego europejskie sfery polityczne i niektóre duże państwa, które spokojnie wyobrażają sobie Unię bez Zjednoczonego Królestwa. Ba, pewnie nie oburzyłyby się potencjalnymi tendencjami odśrodkowymi, które już mają miejsce i będą się nasilać w Wielkiej Brytanii (Szkocja?, Irlandia Północna ?), jeśli Londyn opuści UE. Chłopaki „nie(za)płaczą” w Berlinie czy w Paryżu, jeśli Glasgow wybiłoby się na niepodległość…

To, co Państwo powyżej przeczytali, napisałem ponad dwa tygodnie temu na ostatniej sesji PE w Brukseli. Teraz jestem w Strasburgu, gdzie odbyła się dziś godzinna (tak, godzinna, bo o czym tu więcej mówić?) debata na temat Brexitu. Znowu, jak w Brukseli przedstawiciele Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej - i znowu słyszeliśmy to samo, znowu międlili to samo. Wiemy, że nic nie wiemy. Choć oczywiście jest światełko w tunelu i przez nie widać, że jeszcze przez pół roku Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej będzie w Unii Europejskiej.

Dziś na spotkaniu ze studentami dziennikarstwa, którzy przyjechali z Polski obejrzeć sesję Parlamentu Europejskiego, powiedziałem, że nie można być niczego pewnym i o nic się nie zakładać. Ani o to, że Wielka Brytania pożegna się z Unią, ani że w niej zostanie. Pewnik jest jeden: to, że Wielka Brytania nie wyszła z UE, jak miała, w końcu marca i to, że zostanie jeszcze sześć miesięcy - zwiększa szanse, że zostanie w Unii dłużej. Ba, zwiększa szanse, że zostanie w UE „na zawsze”, jakby to nie zabrzmiało. Ale oczywiście nie jest to żaden dogmat, tylko scenariusz, który dzisiaj jawi się jako bardziej prawdopodobny niż jeszcze kilka tygodni temu.

Poprzednio pisałem o premier Jej Królewskiej Mości, Theresie May, która walczy o to, żeby dalej być lokatorem 10, Downing Street i póki co, walczy skutecznie, skądinąd używając do tego karty Brexitu. Dziś trzeba powiedzieć o drugim aktorze tego brexitowego teatru, który swoja rolę odgrywa po drugiej stronie Kanału Angielskiego (Kanału La Manche). To główny negocjator z ramienia UE w rokowaniach z Wielką Brytanią o warunkach Brexitu, Michel Barnier, były francuski komisarz i minister. Nie budzi emocji, nie udziela się za bardzo w mediach, na temat Brytyjczyków wypowiada się w miarę oględnie i cieszy się w Unii, trzeba przyznać, sporym szacunkiem. Mało kto o tym pamięta, ale już pięć lat temu na kongresie EPP to on był kontrkandydatem Junckera w prawyborach na stanowisko szefa Komisji. Przegrał w stosunku 250 do 350, co klęską na pewno nie było. Dziś Barnier chciałby dokończyć sprawy negocjacji z UK w październiku, być może także i dlatego, że prawdopodobnie w listopadzie A. D. 2019 będzie wybierany nowy szef Komisji Europejskiej. I to przecież wcale nie musi być Manfred Weber, oficjalny kandydat Europejskiej Partii Ludowej, czyli partii negocjatora Barniera.

Ostatnie wpisy

  • Polska prezydencja, wybory i prawo cyklu16 gru 2024, 7:38Za nieco ponad dwa tygodnie Polska obejmuje przewodnictwo w Unii Europejskiej (a ściślej: w Radzie). Półroczną prezydencję sprawować będziemy po raz drugi w historii. Pierwszy raz miało to miejsce trzynaście lat temu.
  • Syria i polityczna giełda9 gru 2024, 8:49Po tym, co dzieje się w Syrii na politycznej giełdzie Rosja i Iran poszły ostro w dół, a Turcja wyraźnie do góry. To proste przełożenie: kraje, które trzymały polityczny parasol nad rządem w Damaszku notują spadek akcji, a Ankara, która od lat...
  • Jak się zmienia Ameryka, jak nie zmienia się Trump...2 gru 2024, 7:54Niektórzy mówią, że Ameryka zaczęła się zmieniać po zwycięstwie Donalda J. Trumpa. A ja stawiam odwrotna tezę: Trump ponownie został prezydentem, bo Ameryka zaczęła się zmieniać! Zatem koń przed wozem, a nie odwrotnie.
  • Drugie dno wojny w Europie wschodniej25 lis 2024, 8:24Polityka zagraniczna bardzo często jest zakładnikiem polityki wewnętrznej. I to niezależnie od szerokości geograficznej i epoki historycznej.
  • Znaczące zmiany w krajobrazie politycznym Europy18 lis 2024, 8:15Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego przyniosły znaczące zmiany w krajobrazie politycznym Europy. Podkreśliły zarówno sporą siłę już znanych i ugruntowanych formacji konserwatywnych, jak i rosnący wpływ bardzo prawicowych partii.