W tym roku, pod koniec lutego minęła 30-ta rocznica śmierci niesłusznie dziś zapomnianego pisarza, scenarzysty i poety – Kornela Filipowicza. Wielu zna go nie tyle z jego twórczości, co z faktu, że przez 23 lata był w związku z Wisławą Szymborską. Myślę jednak, że jego zwłaszcza wiersze zasługują na to, aby traktować go jako twórcę, a nie tylko „druga połówkę” laureatki literackiej Nagrody Nobla.
Mój najbardziej ulubiony wiersz w całych 57 latach mojego życia zacytuję w całości:
„Kim chciałbyś być
Gdybyś nie mógł być Polakiem?
Głupie pytanie, nie rozumiem
Nie rozumiesz?
No gdyby Polska nie istniała
Przestała istnieć lub nigdy jej nie było
Więc nie ma Polski, nie możesz być Polakiem
Czy chciałbyś być Niemcem lub Francuzem?
Nie
Hiszpanem Holendrem?
Raczej nie, chociaż? Jednak nie
Anglikiem Włochem Rosjaninem Czechem?
Nie
To może Szwedem Norwegiem?
Daj mi spokój
Więc kim?
Nikim”
Filipowicz napisał też szereg powieści, a także parę scenariuszy filmowych. Ba, choć urodził się na Kresach Wschodnich RP, a ściślej na Kresach Południowo-Wschodnich, w Tarnopolu – to do szkoły chodził w Cieszynie i stąd tłumaczył mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza” na… gwarę cieszyńską!
Nie jestem krytykiem literackim i nie będę pisał o jego powieściach, zdecydowanie wolę wiersze. Dla mnie poetą był w y b i t n y m. Inny jego genialny wiersz to „Widziałem człowieka”. Opisuje w nim człowieka, który torturował ludzi, „czynił nawet więcej niż mu kazano”, ale ostatecznie zrozumiał swoje winy: „Widziałem w jego oczach strach/ I błaganie o litość”.
Dalej opisuje człowieka – kłamcę, który „Zwilżał ciągle wargi sliną,/ Bo kłamstwa, które wypowiadał/ Były szerokie i grube/ I przechodziły mu przez usta z trudem „– ale finalnie: „Widziałem jego twarz, / Widziałem w jego oczach prośbę o przebaczenie”.
I wreszcie: „Widziałem także człowieka / Który pisał cienkim piórem/ Kłamstwa tak subtelne,/ Ze tylko z największym trudem / Można je było odróżnić od prawdy/ /Widziałem, jego wargi były zaciśnięte./ Jego oczy były zimne,/Nie prosiły o przebaczenie./
Ten wiersz napisany przez Kornela Filipowicza w sierpniu 1982, a więc w stanie wojennym, jest ponadczasowy, bo zawsze i wszędzie różni artyści i twórcy będą świadomie, z wyboru chcieli być na usługach KŁAMSTWA.
W innym wierszu napisanym sześć lat przed swoją śmiercią, tuż po 71-ych urodzinach pisał: „Wyszedłem na wojnę, gdy miałem lat dwadzieścia sześć/ Nie było kwiatów ani orkiestry o czwartej nad ranem/Ostatni batalion wymykał się cichcem z okrążonego./ Małego miasta nad Sanem./ /Nie widziałem na oczy Himmlera ani Hitlera / I oni mnie też nie znali/ Ale widocznie mieli mi za złe, że jestem Polakiem /Bo siedziałem w więzieniu i w lagrze”. („Wiersz urodzinowy”, marzec 1984).
Jego wiersze pisane w stanie wojennym, jak „Niewola” (marzec 1983) czy „Powiedz to słowo”, to wielkie antykomunistyczne manifesty wolności. Zresztą zakochana w nim Szymborska napisze po latach, ze dopóki była „w partii” (PZPR) dla Filipowicza było niemożliwe, aby z nią był !
I jeszcze jedno. Poza moim kochanym „ Kim chciałbyś być (głupia rozmowa na spacerze)” pozostałe wiersze zaczerpnąłem z wydawanego w Londynie „Pulsu” („nieregularny kwartalnik literacki”). Był to specjalny wybór z numerów 21-26 (wiosna 1984/lato 1985). To 240-stronnicowe wydanie z kilkoma wierszami Kornela Filipowicza opatrzone jest mottem Stanisława Brzozowskiego z „Legendy Młodej Polski” z 1910 roku. Są tam słowa, które korespondują z tym, co po siedmiu dekadach pisał Filipowicz: „Należymy do mordowanego narodu; zabijano nas nieustannie, kaleczą naszą przyszłość, wydrzeć usiłują samą duszę; my nie mamy czasu. (…)” „(…) wykuć musimy sami w sobie siłę. Być Polakiem musi się stać dla człowieka przywilejem, rzeczywistą mocą”.