Jestem politykiem, ale także historykiem – i z racji tego właśnie przywiązuję szczególną wagę do rocznic. Nie tylko dlatego, żeby kłaniać się cieniom przodków, ale również po to, aby przywracać ich pamięć potomnym – tym, którzy na to zasługują. W tym roku mija 60. rocznica śmierci polskiego patrioty, który ma wielkie zasługi dla promowania „patriotyzmu gospodarczego” i stworzenia podwalin pod silną polską gospodarkę.
Mowa o Andrzeju Wierzbickim – człowieku znienawidzonym przez przedwojenną lewicę, ale niesłusznie niedocenianym nawet dziś.
Prawdę mówiąc, był wrogiem nie tylko dla lewej strony sceny politycznej, ale również sanacji, bo krytykował specjalne przywileje dla firm państwowych. Być może gdyby dzisiaj żył, też nie były hołubiony przez obecny rząd RP? Rząd, który przecież ja popieram.
Wierzbicki urodził się w Rosji, w pobliżu Woroneża w – uwaga – niezbyt zamożnej polskiej rodzinie, jednak gimnazjum ukończył w Warszawie. Studiował wszak w Rosji, jak bardzo wielu wówczas młodych Polaków. Skądinąd na elitarne studia w Petersburgu dostał się mając wyjątkowy wynik (97 proc.) na egzaminach.
Czytaj też:
Rząd, opozycja, Haydn i rola kapelmistrzów w politycznej orkiestrze
W rosyjskiej stolicy działał w polskiej konspiracji – w opanowanym przez narodowców Związku Młodzieży Polskiej ZET. W wieku 26 lat został inżynierem–technologiem, aby po 9 kolejnych latach przenieść się z Petersburga do Warszawy na stanowisko dyrektora Towarzystwa Przemysłowców Królestwa Polskiego. Był członkiem polskiej delegacji na konferencję pokojową w Paryżu (1918-1919). W II RP dwukrotnie sprawował mandat posła – z ramienia Obozu Narodowego, współtworząc frakcję konserwatywno-narodową z księciem Januszem Radziwiłłem. Był także ministrem przemysłu i handlu. Zwalczając etatyzm i koncepcje przedsiębiorstw państwowych jako gospodarczych „świętych krów”, jednocześnie bardzo mocno akcentował wagę wspierania rodzimego przemysłu i nadawania mu polskiego charakteru.
Dziś pewnie krytykowałby PiS za „etatyzm”, ale jednocześnie mocno by go wspierał, bo formacja rządząca Polską, tak samo jak Andrzej Wierzbicki wie, że „kapitał ma narodowość”.
Był jednym z najbogatszych ludzi II Rzeczpospolitej – po II wojnie światowej komuniści zabrali mu wszystko i szykanowali. Przetrwał dzięki znakomitej znajomości języka rosyjskiego, tłumacząc teksty … pod pseudonimem.
Był erudytą, znał na pamięć „Nowy Testament”, ale doskonale poruszał się także w świecie astronomii, biologii i medycyny.
Przed wojną stworzył „Lewiatana” czyli Centralny Związek Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów, który socjaliści określili mianem biblijnego potwora Lewiatana.
Tak się to spodobało Wierzbickiemu, że wraz z twórcami organizacji postanowił wykorzystać tę nazwę. Dziś „Lewiatan”, który odwołuje się do tradycji tego z II RP, przyznaje co roku polskim przedsiębiorcom nagrody jego imienia (i chwała mu za to). Czy ci, którzy je przyznają i ci, którzy je otrzymują wiedzą, że patron nagrody był prawicowym politykiem, prawicowym posłem, narodowo-demokratycznym ministrem i zwolennikiem dominacji kapitału polskiego?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.