O ile wszędzie wiadomo, kiedy wybory będą, choć nie wszędzie wiadomo, kto je wygra – nawet w jakże stabilnych, na granicy nudy, Niemczech – o tyle w Italii nie wiadomo ani kto wygra, ani… kiedy wybory będą. A nawet można bardziej obstawiać potencjalnych zwycięzców, czyli prawicę, a nie datę wyborów.
Przez długi czas uważało się, że wybory, które powinny odbyć się w terminie konstytucyjnym we Włoszech – w roku 2023 – zostaną jednak przyspieszone i odbędą się wiosną 2022 r.
Według tego scenariusza, po rezygnacji prezydenta Sergio Mattarelli, funkcję głowy państwa miał objąć obecny technokratyczny premier, były szef Włoskiego Banku Narodowego, a potem Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie nad Menem i wychowanek katolickich szkół, Mario Draghi.
Czytaj też:
AAA, czyli „ależ austriacki antysemityzm”
Układanka wydawała się logiczna, ale nagle wszystko się pozmieniało: urzędujący prezydent, zapewne za namową różnych ludzi, którym nie zależało, aby prawica objęła władzę o rok wcześniej niż może objąć, podjął decyzję, że będzie jednak kandydować. Skoro nie zwolnił się fotel prezydenta republiki, to siłą rzeczy szef włoskiej rady ministrów ze swojego stanowiska zrezygnować nie zamierza.
Zatem coraz więcej wróbli nad Tybrem ćwierka, że wybory jednak odbędą się w terminie, czyli wiosną 2023 r.
Choć, rzecz ciekawa, chór włoskich polityków, ponad podziałami, śpiewa unisono, że (rzekomo) wszyscy chcą wcześniejszych wyborów. Ale ów włoski polityczny chór jest jak osławiony chór w chińskiej operze, który przez cztery akty śpiewa „uciekajmy stąd, uciekajmy” – ale w ogóle nie rusza się z miejsca.
Czytaj też:
Imigranci idą nie tylko na Polskę
Jeden z bardzo znanych, piastujący jedno z najwyższych stanowisk włoski polityk, którego dobrze znam od lat, wyznał mi szczerze, że choć tego oficjalnie nikt nie powie, ale przyspieszenie wyborów nie opłaca się u nich posłom z przyczyn finansowych. Tłumaczył to dość zawile, ale przecież wystarczy powiedzieć, że nie wszyscy deputowani do Camera dei Deputati czy il Senato będą ponownie tam wybrani – choć oczywiście nie jest to nigdy oficjalnie, publicznie deklarowane.
Tymczasem w sondażach największe notowania mają dwie partie stricte prawicowe: Bracia Włosi Giorgi Meloni oraz Liga (Lega) czyli dawna Liga Północna Matteo Salviniego. Obie te partie „zamiatają” resztę, a co więcej deklarują, że wejdą w koalicję z Silvio Berlusconim, który ma notowania co prawda niespełna 7 proc., ale do większości bezwzględnej będzie jak znalazł...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.