Polityka to sfera rozumu, a nie serca. Polityka międzynarodowa – tym bardziej. Polityka imigracyjna – dokładnie tak samo. Polityka i politycy mogą oczywiście odwoływać się do emocji. Przy czym nie zawsze należy to traktować w aspekcie negatywnym jako swoiste paliwo wyborcze, ale także w aspekcie pozytywnym: w sensie pobudzenia ludzi do działania, patriotycznego zrywu, zaangażowania obywatelskiego.
Jednak trzeba przede wszystkim oddzielić używanie emocji do polityki od decyzji politycznych, które zawsze muszą być bardzo chłodne, podejmowane na zimno i powtórzę to jeszcze raz: głową, nie sercem.
To nie są akademickie rozważania. Piszę to w kontekście obecnej histerii – to właściwe określenie odnośnie imigrantów, którzy szturmują Polskę. Szturm, inwazja, desant – to niestety właściwe określenia. Tak należy to widzieć, a nie w łzawo-sentymentalnej otoczce, uwzględniającej tylko aspekty humanitarne, przy których jakoś łatwo się zapomina o dramatycznych konsekwencjach przyjmowania imigrantów przez kraje Europy Zachodniej, Północnej i Południowej w ostatnich dekadach.
Czytaj też:
Wojna w roku 2022? „Dwa ogniska zapalne”
Ataki terrorystyczne, olbrzymi wzrost przestępczości, w tym przestępczości ciężkiej i zorganizowanej, konflikty natury społecznej, cywilizacyjnej i religijnej, olbrzymie obciążenie budżetu państwa kosztami „socjalu” – te negatywne konsekwencje możemy mnożyć. Wszyscy o nich wiedzą. Także ci, którzy w jakiejś mierze są nawet zwolennikami wpuszczenia „części” imigrantów. Ale łamie się im serce, więc zgadzają się na uchylenie furtki. Rzecz w tym, że owa furtka szybko staje się szeroko otwarta bramą – o tym też świadczy przykład szeroko rozumianego Zachodu. Choćby Finlandia, która wpuściła w 1990 roku – ze względów humanitarnych oczywiście, a jakże – stu Somalijczyków. Teraz jest ich tam około 30 tysięcy! W ciągu zaledwie raptem trzech dekad ich liczba wzrosła 300 razy!
Czytaj też:
Nowa era w relacjach Polski z Czechami i w ramach V-4
Nieprzypadkowo podaję przykład Finlandii i Somalijczyków, którzy wykorzystując reguły prawa międzynarodowego nakazujące łączenie rodzin oraz fakt olbrzymiego wzrostu demograficznego swojej wspólnoty, bardzo zwiększyli swoją obecność w tym skandynawskim kraju. Przecież takich „Finlandii” i innych „Somalijczyków” możemy widzieć na pęczki w całej Europie. Uchylenie nawet małej furtki powoduje natychmiast – zgodnie ze starym polskim przysłowiem – „od rzemyczka do koziczka” – otwarcie bardzo szeroko wrót dla imigracyjnej inwazji.
Czytaj też:
3xC, czyli talibowie i polityka międzynarodowa
Dlatego też Polska przyjęła zasadę „zerowej tolerancji” dla nielegalnej imigracji. Dzięki temu kupujemy bezpieczeństwo państwa i narodu na kilkadziesiąt lat do przodu: analiza pochodzenia sprawców aktów terrorystycznych w Europie pokazuje, że w dużej mierze były to dzieci, a nawet wnuki imigrantów. Nie wpuszczając dzisiaj nielegalnych imigrantów bardzo znacząco zmniejszamy ryzyko zamachów w Polsce nie tylko za rok czy trzy lata, ale za lat na przykład czterdzieści.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.