Nie wiem, czy prezydent Joseph Robinette Biden czyta wprost.pl – ale chyba tak. Skąd taki wniosek? To proste. 46 w dziejach prezydent USA powiedział w Warszawie, że wojna potrwa „nie dni, nie miesiące”, słowem: długo. Tę samą tezę postawiłem na łamach wprost.pl tyle, że dwa tygodnie przed J.R. Bidenem. Nie mówię, że to plagiat, ale albo Biden zna polski, tylko do tego się nie przyznaje, albo jego doradcy znają naszą mowę ojczystą, albo może po prostu podwładni nowego ambasadora Stanów Zjednoczonych Ameryki w Polsce Marka Brzezińskiego w ramach odrabiania dyplomatycznych lekcji, robią prasówkę, z czego trzeba i wysyłają komu trzeba (do Waszyngtonu)...
Żarty na bok. Lokator Białego Domu powiedział prawdę. Ta wojna potrwa długo. Nie dodał tylko, że potrwa dłużej, czy znacznie dłużej, dlatego, że USA – a więc NATO – nie chcą przekazać Ukrainie to, o co ta prosi. Chodzi oczywiście o samoloty i czołgi. Amerykanie mniej lub bardziej oficjalnie argumentują to na swój sposób racjonalnie. Nie chcą eskalować konfliktu z Rosją, bo ta może sięgnąć do odwetu wykraczającego daleko poza broń konwencjonalną. Chodzi oczywiście o broń masowego rażenia: chemiczną, a nawet jądrową. Trudno odmówić Amerykanom elementów racjonalności w tej analizie, nawet jeżeli byśmy szacowali ryzyko „pójścia po bandzie” przez Rosję znacznie niżej niż czyni to Waszyngton. Taka narracja prezydenta Ameryki wcale… nie odkrywa Ameryki. Rzecz w tym, że jest jeszcze jeden powód, zasadniczy i może nawet ważniejszy niż ten, dla którego główny akcjonariusz spółki akcyjnej o nazwie NATO, czyli USA nie chcą zamknąć przestrzeni powietrznej nad Ukrainą oraz doposażyć ukraińskie lotnictwo – samolotami a wojska lądowe – czołgami. I tego nigdy ani prezydent Biden, ani wiceprezydent Harris, ani szef MSZ – czyli sekretarz stanu – Blinken, nie powiedzą. Otóż po prostu Stanom Zjednoczonym Ameryki opłaca się we wschodniej Europie dłuższa wojna, długa wojna albo bardzo długa wojna. Po prostu Rosja w tej długiej czy bardzo długiej wojnie będzie się wykrwawiać ekonomicznie, militarnie i wizerunkowo. A Rosja osłabiona, to punkt dla USA, bo Rosja osłabiona oznacza osłabnięcie ważnego sojusznika Chin. A rywalizacja z Pekinem była w ostatnich latach, jest i będzie przez lata i dekady priorytetem „numer 1” w amerykańskiej polityce zagranicznej.
USA rzeczywiście nie chcą eskalować i przekraczać w relacjach z Rosją „czerwonej linii” – którą zresztą same wyznaczyły. To prawda, ale obawa przed eskalacją i potencjalnym odwetem ze strony Kremla idzie głęboko w parze z chęcią znaczącego osłabienia Federacji Rosyjskiej. Stąd jest – jak jest. Czy to źle ? Nie. Czy to hipokryzja ? Nie, polityka międzynarodowa...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.