Sprowadzenie wszystkiego do międzypartyjnej wojny i politycznego ping-ponga opozycja kontra rząd jest wyjątkowo żałosne. Zbójeckim prawem opozycji jest krytykować, ale jeśli już ma ona to robić, to niech „opowieści dziwnej treści” snuje ona w obszarze polityki wewnętrznej. Tu przecież też można kłamać czy przeginać, ale jednak nie wywołuje to skutków zagrażających bezpieczeństwu państwa w kontekście międzynarodowym.
Nie chodzi tu tylko o ostatnie wyśmiewanie zagrożenia ze strony Grupy Wagnera. Śmichy-chichy, że jest to tylko stu żołnierzy i że nie ma co się w związku z tym bać, jest doprawdy kolejnym przykładem, który powinien się znaleźć w poszerzonej wersji książki Aleksandra Bocheńskiego: „Dzieje głupoty w Polsce”.
Nikt nie twierdzi, że Polsce grozi wojna pełnoskalowa. Ale oczywiście grożą nam różne prowokacje i incydenty. Grożą tym bardziej, że już się zdarzają. To nie krasnoludki i sierotka Marysia atakują ludzi i pojazdy naszej Straży Granicznej. Ktoś dostarcza imigrantom „sprzętu” do takich ataków.
Poza kretyńskim lekceważeniem zagrożenia ze strony Wschodu, opozycja (czy jej istotna część) pełni również rolę „pożytecznych idiotów’, którzy chcąc nie chcąc, być może wbrew własnym intencjom, ale to wtedy tym bardziej świadczy o ich głupocie i nieprzygotowaniu do pełnienia funkcji publicznych – publicznie kwestionuje dane podawane przez MON odnośnie liczebności polskiej armii i jej poszerzania. Wiadomo, że akurat w tej kwestii lepiej jest napinać bicepsy. Wiadomo, że wobec Rosji trzeba okazywać siłę, a nie podziały wewnętrzne i słabość.
Jeżeli dojdzie – a jest to prawdopodobne! – do nasilenia wojny hybrydowej przez Rosję, to oczekiwałbym, że wówczas przedstawiciele PO wejdą pod stół i odszczekają swoje kłamstwa lub ich publiczne lekceważenie aktywności rosyjskiego niedźwiedzia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.