Podaje on nawet datę tego ultimatum dla Ukraińców. Chodzi o połowę przyszłego roku. Wypowiedź ta ma miejsce w tym samym czasie, gdy bardzo wysoki urzędnik NATO Stian Jenssen stwierdził mniej więcej w duchu Malinowskiego, że Ukraińcy w zamian za wejście do NATO i NATO-wski parasol zrezygnują z części terytorium. Po fali krytyki wycofał się z tego ale w gruncie rzeczy argumentował podobnie, jak nieformalny doradca Bidena polskiego pochodzenia.
Co to oznacza? To, co przewidywałem w zeszłym roku, gdy pisałem, że Zachód (bardziej Europa niż USA, ale Amerykanie też do tego dołączą) będzie starał się wymusić na Ukrainie jeśli nie zakończenie wojny, to przynajmniej długotrwałe zawieszenie broni.
Kijów zareagował po swojemu. Ukraińcy publicznie zbesztali Europejczyka z NATO, ale nie zająknęli się nad wypowiedzią Amerykanina.
Identyczna sytuacja miała miejsce w grudniu 2022, gdy dwie kluczowe osoby po stronie euroatlantyckiej czyli Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej oraz Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA, Mark Milley podali, niezależnie od siebie, szacunki strat poniesionych przez Ukrainę. Do grudnia zeszłego roku miało to być 100 000 zabitych i poważnie rannych, nie licząc ofiar po stronie ludność cywilnej. Wówczas Kijów wymusił wycofanie się z tych słów niemieckiej szefowej KE, ale amerykański generał nie wycofał się nawet o na jotę.
Problem jest poważniejszy niż się myśli. Ukraina będzie potrzebować mocnych sojuszników w momencie, gdy szereg kluczowych państw w Europie (plus zapewne USA) zacznie wywierać na nią silna presję w zakresie rezygnacji z części jej terytorium. Takim sojusznikiem może być Polska. Skoro tak, to nie powinno się nas zrażać, jak to miało miejsce w ostatnich tygodniach…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.