Bardzo drobiazgowa lektura list kandydatów do Sejmu RP z ramienia Koalicji Obywatelskiej prowadzi do dwóch wniosków:
- Donald Tusk szykuje się na wyborczą porażkę,
- Tusk te wybory traktuje przede wszystkim jako instrument zapewnienia sobie bezapelacyjnego przywództwa w KO czyli de facto na opozycji.
O to, co napisałem Tusk nie powinien się obrazić, choć zapewne zaprzeczy. Obrazić się może o to, co napiszę teraz: lider PO (KO) ma wręcz obsesję Jarosława Kaczyńskiego i… naśladuje, jeśli nie kopiuje, jego polityczne ruchy. Teraz robi to, co prezes Prawa i Sprawiedliwości uczynił… 12 lat temu.
Był rok 2011, PiS lizał rany po paru porażkach pod rząd (2007 – wybory parlamentarne, 2009 – wybory europejskie, 2010 – wybory samorządowe) oraz bolesnych rozłamach środowiska Zbigniewa Ziobry oraz środowiska Michała Kamińskiego, Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Pawła Poncyliusza i Pawła Kowala.
Jarosław Kaczyński zdecydował się na radykalną zmianę struktury nowego Klubu Parlamentarnego PiS na lata 2011-2015. Po pierwsze: zaprosił na listy szereg pracowników naukowych – profesorów i doktorów w ramach, skądinąd skutecznej, zmiany aż jednej trzeciej (!) składu KP PiS. Po drugie zaprosił na listy szereg ludzi bezpartyjnych, ale znajdujących się w orbicie „Rodziny Smoleńskiej”, dla których impulsem do działania było to, co stało się 10 kwietnia 2010 w Rosji.
To byli ludzie spoza partii i nawet jeśli do niej potem wstąpili (nie wszyscy), to nie mieli w PiS-ie żadnej pozycji, byli ludźmi ideowymi i w sposób jednoznaczny akceptowali przywództwo prezesa Kaczyńskiego.
Paradoksalnie czy nie, ale Donald Tusk robi dziś to samo: przygotowuje PO/KO na długi marsz, zakładając – choć jej nie chcąc – porażkę w wyborach Anno Domini 2023.
Tusk na 920 kandydatów ma około 250 debiutantów, ludzi, którzy nie otarli się o politykę centralną, nie mówiąc o posłowaniu. Charakterystyczne, że są to politycy czy kandydaci na polityków, którzy zostali umieszczeni często na bardzo dobrych, czyli tzw. biorących miejscach. Ci „nowi” Tuskowi nie podskoczą. Kryterium jest proste: muszą być i są ostrym, jednoznacznym „antyPiSem”. Nierzadko są to ludzie spoza PO. Tym niemniej jednak są zapatrzeni w lidera Tuska jak, przepraszam za porównanie, w święty obrazek.
Tusk w tej kampanii będzie za wszelką cenę polaryzował scenę polityczną, zagarniając elektorat Polski 2050 Hołowni, Lewicy, ale także – dzięki wzięciu Michała Kołodziejczaka i jego sześciu ludzi (w tym dwóch na miejscach biorących) – PSL. Robi to z pełną świadomością, że może zatopić Trzecią Drogę Kosiniaka Kamysza i Hołowni, która bardzo zaryzykowała i idzie jako koalicja, a więc musi przekroczyć 8 proc. Dlaczego Tusk to robi, zmniejszając szansę na rząd ze swoim udziałem? Dlatego, że po wyborach chce w 100 proc. kontrolować nowy obóz – jednak wciąż obóz opozycji…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.