Dwóch bardzo znanych Ukraińców, te same inicjały – a jednak kompletnie różne światy. Z jednej strony aktor, komik i autor nieprawdopodobnej kariery od aktora odgrywającego rolę prezydenta w serialu po prezydenta „w realu” – i to bardzo dzielnego po napaści Rosji na Ukrainę. Z drugiej strony stroniący od reklamy i PR-owskich sztuczek Walerij Załużny: uwielbiany przez żołnierzy, nieszafujący ich życiem w krwawej wojnie, bardzo szanowany przez społeczeństwo. Dwóch ludzi na antypodach.
Ten pierwszy, choć był na okładce „Times” i rozmawiał ze wszystkimi najważniejszymi politykami na świecie, najwyraźniej miał kompleks tego drugiego, który polityką się nie zajmował, a jeśli walczył to naprawdę na froncie, a nie w kuluarach politycznych.
Dla mnie było oczywiste, że starcie między nimi nastąpi, choć stroną atakującą będzie Zełenski. Tak się stało. Najpierw oswojono opinię publiczną z pogłoskami o dymisji generała Załużnego, a potem do tej dymisji rzeczywiście doszło. Nie polepszyło to, wręcz przeciwnie, morale cofających się wojsk ukraińskich. Nie zmniejszyło to – wręcz przeciwnie – fali ucieczek od służby wojskowej, w dużej mierze za granicę. W międzyczasie jednak niektórzy wpływowi, znani z mediów doradcy Zełenskiego, zaczęli publicznie identyfikować się z Załużnym, co dodatkowo jeszcze musiało nakręcać urzędującego prezydenta do walki z „rywalem”.
Ostatni sondaż opublikowany teraz, dwa i pół miesiąca przed upływem kadencji Wołodymira Zełenskiego (oczywiście ze względu na wojnę zostanie ona przedłużona, choć nie wiadomo na jak długo...) pokazuje totalną dominację zdymisjonowanego generała. Czy dlatego ponoć teraz ma zostać „zesłany” na ambasadora Ukrainy w Wielkiej Brytanii? Załużny, który według wcześniejszych sondaży cieszy się 90 proc. zaufaniem Ukraińców (dla porównania: Zełenski tylko 60 proc.) w I turze wyborów prezydenckich mógłby liczyć na ponad 41 proc. głosów, a urzędujący prezydent na blisko 18 proc. mniej! W II turze Załużny miałby uzyskać przeszło 2/3 proc. głosów (dokładnie 67,5 proc.)!
Gdyby generał chciał założyć własną partię, mogłaby liczyć ona na blisko 50 proc. głosów Ukraińców, a partia obecnego prezydenta „Sługa Narodu” na niewiele ponad 1/5.
Te wyniki sondaży mogą tylko dodatkowo spotęgować walki wewnętrzne na Ukrainie. A to z kolei osłabić morale żołnierzy na froncie i społeczeństwa, a także wizerunek Kijowa w świecie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.