Zanim odpowiem na to pytanie proponuje wszystkim zainteresowanym napić się łyk zimnej wody i poczekać trzynaście dni. Czemu tak? Otóż za niespełna dwa tygodnie 24 listopada 2024 roku odbędzie się w Rumunii pierwsza tura wyborów prezydenckich. Kandydatem narodowej prawicy jest tam odwołujący się od dawna do Donalda Trumpa lider partii AUR George Simion. Pod koniec kwietnia zorganizował on w Bukareszcie (tuż po eksportowanym po raz drugi z USA do Węgier "CPAC" czyli Conservative Political Acion Conference) międzynarodowy kongres prawicowy pod nazwą MEGA (skrót od Make Europe Great Again).
Rumuński eurosceptyk nie jest faworytem tych wyborów, ale jeśli znajdzie się w drugiej turze, zapewne z urzędującym socjalistycznym premierem Marcelem Ciolacu – to znaczy, iż „efekt Trumpa" zadziałał.
Czy zadziała również w Polsce? Na razie Prawo i Sprawiedliwość znajduje się w swoistej hybrydowej sytuacji: po republikańskiej wiktorii sprzed sześciu dni jest między Scyllą triumfalizmu a Charybdą obaw, że 47. prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki może prowadzić taka politykę zagraniczną, zwłaszcza w Europie Wschodniej, że jej efekty, choćby wymuszenie na Ukrainie pokoju pod warunkiem oddania Krymu i nie tylko – będą uznane za prorosyjskie. Wtedy obciąży to polską prawicę w wiosennej kampanii prezydenckiej. Stąd wyraźne zaniżanie przez PiS oczekiwań związanych z wygraną Donalda Trumpa i jej politycznymi skutkami w Polsce. To zapewne dlatego Jarosław Kaczyński, ale także niektórzy inni przedstawiciele PiS podkreślają odmienność sytuacji w USA i Polsce.
Mamy więc zatem z jednej stron emocjonalne skandowanie w Sejmie RP imienia i nazwiska prezydenta elekta, co jest nie tyle wyrazem myśli czy koncepcji politycznej tylko politycznym folklorem, który oczywiście można ładnie „opakować" i „sprzedać" amerykańskim Republikanom.
Z drugiej natomiast strony w bardzo łagodno-pobłażliwy sposób główna partia opozycyjna odnosi się do wypowiedzi szefa rządu o Trumpie jako „rosyjskim agencie" i to zwerbowanym trzydzieści lat temu. PiS nie wykorzystuje również w wystarczającym stopniu brutalnych ataków na byłego i przyszłego prezydenta USA, które w mediach społecznościowych były udziałem premiera i obu jego wicepremierów. A przecież przypominając je można by powiedzieć, że to paradoksalnie opozycyjna prawica w Polsce wykorzystując swoje kontakty z amerykańską prawicą może „załatwić" przychylność dla państwa polskiego w nowej administracji Białego Domu. Przy okazji byłoby to podkreślenie ponadpartyjnego działania dla dobra Polski na arenie międzynarodowej – czego oczekuje niemała część wyborców. Nie tylko PiS-u zresztą.
Wygrana Trumpa otwiera wielką szansę dla prawicy w Polsce. Tylko trzeba ją jednak i chcieć i umieć wykorzystać...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.